Wróćmy wspomnieniami do lata 2007 roku. W Manchesterze City władzy nie sprawują jeszcze katarscy szejkowie, tylko Tajlandczyk Thaksin Shinawatra, a nowym menedżerem drużyny został właśnie mianowany Sven Goran Eriksson. Do klubu nie płyną, rzecz jasna, tak ogromne środki finansowe jakie pojawią się już za rok, ale Szwed nie może też narzekać na brak piłkarzy gotowych podjąć wyzwania w Premier League. Respekt budzi zwłaszcza linia pomocy, w której znajdują się Elano, Geovanni, Martin Petrov, lecz prawdziwą gwiazdą – nie tylko drużyny ale i całej ligi – ma zostać 19- letni Michael Johnson. Pamięta ktoś o nim jeszcze?
Trzeba przypomnieć, że wychowanek akademii piłkarskiej The Citizens zaliczył swój profesjonalny debiut w Premiership ledwie parę miesięcy po osiągnięciu pełnoletniości. Od razu po tym, okrzyknięto go następcą legendy błękitnej części Manchesteru – Colina Bella, rola na boisko wszak miała być taka sama. Debiutancki sezon w angielskiej ekstraklasie zakończył z 10 występami na koncie i jedną strzeloną bramką.
Sven Goran Eriksson, który przejął stery w Manchesterze City zamierzał uczynić z nastolatka kluczową postać środka pola w swojej ekipie. Doceniał jego umiejętności techniczne, podanie, dobry drybling, przegląd pola. Pochwały pod adresem Michaela Johnsona zaczęły zresztą płynąć zewsząd, nie tylko od swojego opiekuna. Angielscy eksperci określili pomocnika młodzieżowej reprezentacji „nowym Stevenem Gerrardem” – nieźle jak na chłopaka, który dopiero stawiał swoje pierwsze kroki w dorosłej piłce.
Okres kiedy to Szwed był menedżerem w City, MJ na pewno może zaliczyć do udanych – w sezonie 2007/2008 zagrał 23 mecze w Premiership, w których zdobył 3 gole. Występów tych mogło być więcej, ale gracz będący nadzieją angielskiej piłki, doznał kontuzji mięśni brzucha, która wyeliminowała go na pewien czas z treningów.
Nowy sezon przyniósł wiele zmian na City of Manchester Stadium – klub został przejęty przez Szejka Mansoura, a nowym menedżerem został Mark Hughes. Walijczyk jednak, podobnie jak swój poprzednik, miał świadomość skali talentu jakim dysponował młody piłkarz. Johnson, pewien, iż po urazie sprzed paru miesięcy nie ma śladu, rozpoczął rozgrywki w dobrej formie, grał w pierwszym składzie. Podpisał również nowy, o wiele lepszy kontrakt z Manchesterem City, mimo tego, że w tle pojawiały się doniesienia o sporym zainteresowaniu ze strony Arsenalu i Liverpoolu. Kariera młodziana wydawała się rozwijać harmonijnie, a porównania ze „Stevie’m G.” być niebezpodstawne – niestety życie miało pokazać, że były to klasyczne miłe złego początki.
Prawdziwa droga krzyżowa zaczęła się dla Johnsona we wrześniu 2008 roku. Manchester City pojechał na mecz Carling Cup do Brighton, a reprezentant angielskiej młodzieżówki zakończył zawody z odnowioną kontuzją mięśni brzucha. Konieczna okazała się operacja, następnie zawodnik musiał przejść żmudną rehabilitację, co w konsekwencji sprawiło, że cały sezon 2008/2009 miał już z głowy. W mediach zaś, zaczęły się pojawiać pierwsze doniesienia o tym jakoby kariera nadziei kibiców City zawisła na włosku.
W tym miejscu warto powiedzieć, że Michael Johnson leczył swój uraz pod okiem niemieckiego doktora Hansa-Wilhelma Mullera-Wohlfahrta, słynącego z dość nietypowych metod leczenia. Jakich konkretnie ? „Johno” wspomina, że terapia obejmowała okłady z plastrów miodu, a w użyciu była także krew cieląt oraz płyny mózgowe koguta.
Dochodzenie do zdrowia zajęło Anglikowi niemal rok – wyleczył się akurat na przedsezonowy wyjazd Manchesteru City do Republiki Południowej Afryki. Niestety już na rozgrzewce przed pierwszym sparingiem doszło do naderwania mięśnia, które sprawiło, że Johnson musiał znów odpocząć od futbolu – tym razem krócej, bo „tylko” przez 2 miesiące. A konkurencja w środku pola na City of Manchester Stadium systematycznie rosła – przyszli przecież w tym czasie Gareth Barry i Nigel de Jong. Jasne było więc, że będzie mu bardzo ciężko wskoczyć do pierwszego składu po tak długich okresach niezdolności do gry, mimo tego, że nawet sam Patrick Vieira komplementował jego zaangażowanie na indywidualnych sesjach treningowych. Po powrocie na boisko w październiku 2009 roku, zagrał zaledwie parę minut w Premiership i Pucharze Ligi, częściej natomiast pojawiał się w rezerwach The Citizens, gdzie miał odbudować dyspozycję fizyczną.
Przed świętami Bożego Narodzenia, było niemal pewne, że maraton spotkań jaki będzie czekał w tym okresie Manchester City sprawi, że Michael Johnson dostanie swoja szansę w lidze.
Ale nic z tych rzeczy, los miał inne plany wobec zawodnika. Na jednym z treningów drużyny Roberto Manciniego, angielski środkowy pola doznał poważnej kontuzji kolana, która zakończyła dla niego sezon 2009/2010. Ponownie konieczny okazał się zabieg chirurgiczny, a następnie długotrwałe dochodzenie do pełnej sprawności fizycznej.
Problemy ze zdrowiem przełożyły się również na kondycję psychiczną piłkarza – jako jeden z elementów leczenia, obrał sobie częste eskapady do nocnych klubów, które zazwyczaj polegały na upijaniu się na umór. Jedna z takich nocy zakończyła się dla piłkarza na policyjnym komisariacie, w związku z zarzutem pobicia fana Manchesteru United. Oprócz tego uwagę kibiców i obserwatorów zaczęły przykuwać coraz większe gabaryty piłkarza, który wyglądał tak jakby dni spędzał w „Burger Kingu”, zamiast w sali rehabilitacyjnej. Pomimo wspomnianych rewelacji na temat swojego życia osobistego, Johnson przez cały czas mógł liczyć na wsparcie sztabu szkoleniowego City.
Michael Johnson powrócił do treningów z pełnym obciążeniem dopiero w lutym bieżącego roku. Początkowo miał zostać wypożyczony do Leeds United, ale postanowił powalczyć o miejsce w składzie zespołu Roberto Manciniego. Próba ta nie powiodła się, MJ nie był w stanie zagrozić pozycji Yayi Toure, Garetha Barry’ego, Jamesa Milnera czy Nigela de Jonga. Choć w ubiegłym sezonie Manchester City rywalizował aż na trzech frontach, to Johnson otrzymał szansę na zaledwie jeden występ – w Premiership przeciwko Tottenhamowi.
Przed obecnymi rozgrywkami stało się jasne, że Johnson koniecznie musi opuścić City of Manchester Stadium, aby ratować swoją dalszą piłkarską karierę. Pomocną dłoń do byłego młodzieżowego reprezentanta Anglii wyciągnął ten który był największym entuzjastą jego talentu – Sven Goran Eriksson. Szwed, będący menedżerem grającego w Championship, Leicester City, wypożyczył pomocnika na rok. Jak na razie Michael Johnson walczy o miejsce w składzie „lisów” – do tej pory rozegrał jeden mecz, w Pucharze Ligi.
Pewne wydaje się to, że 23-latek stracił zbyt dużo czasu w swojej karierze, aby osiągnąć poziom Colina Bella czy Stevena Gerrarda do których tak często był porównywany jeszcze parę lat temu. Sukcesem będzie jeśli w końcu rozegra pełen sezon i przypomni, choć trochę, o nieprzeciętnym talencie kibicom. Może to okazać się jednak trudnym zadaniem, szczególnie biorąc po uwagę jego podatność na kontuzje. Każdy kolejny uraz przybliża go do podzielenia losu Deana Ashtona, napastnika West Ham United, który dwa lata temu musiał przymusowo zawiesić buty na kołku po długotrwałej walce z kontuzją kostki.
Marcin Marczuk