Indyjska tragedia

redakcja

Autor:redakcja

03 września 2011, 15:44 • 4 min czytania

Od momentu powrotu do Premier League w 2001 roku, drużyna Blackburn Rovers zapracowała sobie na opinię solidnego ligowego średniaka. Przeważnie nie była ona uwikłana w walkę o uniknięcie spadku, a zdarzały się sezony kiedy kończyła ligowe zmagania na pozycji gwarantującej start w europejskich pucharach. Ewood Park było w ostatnich latach dobrym miejscem dla zawodników, żeby ograć się w najlepszej lidze świata lub pokonać rozmaite „zakręty” w karierze, a potem wypromować się do lepszych, bogatszych klubów angielskiej ekstraklasy. Niech za przykłady posłużą tutaj tacy piłkarze jak: Roque Santa Cruz, Craig Bellamy, David Bentley, czy ostatnio Phil Jones.
Pierwszym znakiem, wskazującym na to, iż taka formuła prowadzenia zespołu nie zawsze będzie miała rację bytu, było odejście z funkcji menedżera Blackburn, latem 2008 roku, Marka Hughesa. Zarząd powierzył wówczas tę posadę, nie posiadającemu doświadczenia w prowadzeniu drużyn Premier League – Paulowi Ince’owi. Posunięcie to było kompletnie nieudane. Klub z Lancashire, pod wodzą byłego reprezentanta Anglii, poniósł 10 porażek w 17 meczach ligowych sezonu 2008/2009. Skutkiem takiej dyspozycji było zwolnienie trenera po zaledwie kilku miesiącach pracy z zespołem. W roli „strażaka” na Ewood Park przybył Sam Allardyce, który utrzymał drużynę w Premiership, a w następnym sezonie zajął przyzwoite 10. miejsce.

Indyjska tragedia
Reklama

Menedżer obecnie pracujący w West Ham United został w grudniu ubiegłego roku zwolniony przez nowych właścicieli Blackburn Rovers, pochodzących z Indii. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem w Anglii – wszak w momencie gdy Allardyce został zmuszony do odejścia, zespół zajmował 13. miejsce w Premiership, a „Big Sam” szykował się do dokonania solidnych wzmocnień w zimowych okienku transferowym. Według angielskich mediów, indyjscy pracodawcy obiecywali mu środki finansowe wystarczające na zakup takich piłkarzy jak Carlton Cole, Charles N’Zogbia czy Charlie Adam.

Jeśli zwolnienie Allardyce’a było – jak określił sam Sir Alex Ferguson – szokujące, to co powiedzieć o decyzji właścicieli klubu odnośnie wyboru nowego opiekuna drużyny. Został nim Steve Kean, dotychczasowy członek sztabu szkoleniowego Rovers, dla którego był to debiut w roli menedżera. Wcześniej – poza wspomnianą posadą w Blackburn – Szkot był asystentem w Fulham, Realu Sociedad i Coventry. Początkowo miał pełnić tę funkcję jedynie tymczasowo, ale ludzie z Venky’s London Limited – mimo doświadczeń swoich poprzedników z Ince’em – postanowili podpisać z Keanem kontrakt do końca rozgrywek 2010/2011. Dziwiło to, zwłaszcza w kontekście słów wypowiadanych przez Hindusów zaraz po zwolnieniu Allardyce’a, jakoby jego umiejętności trenerskie nie były w stanie spełnić ambicji swoich byłych chlebodawców.

Reklama

Rodzina Rao nie pozwoliła jednak poszaleć Keanowi w zimowym oknie transferowym. Na Ewood Park przyszli Roque Santa Cruz, Jermaine Jones i młody Hiszpan Ruben Rochina Naixes. Szczególnie duże nadzieje wiązano z tym pierwszym, który właśnie w Blackburn zapracował sobie na transfer do Manchesteru City. Niestety dla kibiców, wypożyczony z The Citizens, Paragwajczyk nie zdobył ani jednej bramki. Zespół pod wodzą Keana prezentował się gorzej niż za czasów Allardyce’a. Rovers dopiero w serii gier zapewnili sobie utrzymanie w elicie.

Mimo słabych rezultatów, przed obecnym sezonem, Hindusi postanowili dalej ufać Keanowi. Warunki jakie ma Szkot są jednak jeszcze trudniejsze niż w chwili gdy obejmował zespół. Do Manchesteru United odszedł za duże pieniądze Phil Jones, a możni angielskiej piłki wykazują również zainteresowanie Chrisem Sambą. Wydaje się, że w obliczu polityki prowadzonej przez właścicieli, odejście Kongijczyka jest nieuniknione. Do tego z klubem żegna się doświadczony Brett Emerton. Na wielkie zakupy Kean nie ma co liczyć – na razie przyszli Mauro Formica, David Goodwillie, Bruno Ribeiro, Simon Vukcević i Radosav Petrović. Wzmocnienie kadry wydaje się być nieuniknione jeśli drużyna ma się utrzymać w Premiership, ponieważ początek obecnych rozgrywek jest fatalny dla mistrzów Anglii z 1995 roku. Trzy porażki w trzech meczach i ostatnie miejsce w ligowej tabeli mówią same za siebie. Nie może to dziwić jeśli Michel Salgado porusza się niczym wózek z zakupami w Castoramie, albo nie wykorzystuje się dwóch rzutów karnych, jak w ostatniej kolejce z Evertonem. Swoje dokłada też Steve Kean, który w połowie sierpnia został przyłapany przez policję na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu.

W ostatnim czasie przez angielskie media, w kontekście transferów do Blackburn, przewijają się nazwiska takich piłkarzy jak: Vedad Ibisević, Vincenzo Iaquinta, Mounir El Hamdaoui, Henry Lansbury, Andy Wilkinson a nawet Raul. Listę ewentualnych strat otwiera prawie pewne odejście wspomnianego wcześniej Samby. Mówi się, również że Ewood Park opuszczą Morten Gamst Pedersen, Nikola Kalinic, Paul Robinson oraz El-Hadji Diouf. Po pierwszych meczach niepewna jest także przyszłość samego menedżera Rovers, który przez bukmacherów na Wyspach jest typowany na pierwszego z bossów, który w tym sezonie zostanie zwolniony.

Temu wszystkiemu przyglądają się kibice Blackburn Rovers, którzy co raz częściej wyrażają swoje niezadowolenie z decyzji kierującej klubem rodziny Rao. Często pojawia się tutaj argument, że skoro za ogromne pieniądze, otwierają swoje sklepy przy udziale takich postaci jak Akon czy Lennox Lewis, to dlaczego nie potrafią ściągać gwiazd na boisko. Jedno jest pewne – brak szybkich, właściwych ruchów w sprawie nowych piłkarzy i menedżera sprawi, że w tym sezonie już nie uda się uratować bytu w Premiership.

Marcin Marczuk

Najnowsze

Polecane

Turniej 12 Skoczni w Deluxe Ski Jump! Walczą Paczul, Białek i inni

Jakub Radomski
0
Turniej 12 Skoczni w Deluxe Ski Jump! Walczą Paczul, Białek i inni
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama