Paweł Golański: Za wcześnie na Kazachstan czy Azerbejdżan…

redakcja

Autor:redakcja

31 sierpnia 2011, 02:06 • 7 min czytania

Ostatnie miesiące jego kariery to sinusoida, jak z akademickiego podręcznika. Jeszcze w maju zeszłego roku myślał o silnej, zachodniej lidze. „Ciekawe wieści napływają z Niemiec, ale są też sygnały z kilku innych krajów. Po sezonie zastanowię się i na pewno coś wybiorę” – na luzie opowiadał w wywiadach. Wszystkie karty mocno trzymał w ręku. Nie wytargował podwyżki od Steauy Bukareszt? Trudno. Przecież i tak musiał spaść na cztery łapy. No i spadł. Ale akurat łapami do góry, przetrącając przy tym lekko kręgosłup. Podpisał kontrakt z Koroną Kielce, gdzie szybko modnym stało się zaciskanie pasa. A nawet propozycje w stylu – obniżenie pensji, zmiana klubu lub Młoda Ekstraklasa… To po części tłumaczy, dlaczego Paweł Golański jest dziś piłkarzem فKS-u. Wydawało się, że już Korona to dla niego zbyt duża degradacja. Wydawało się. Bo w Kielcach niczym szczególnym nie błysnął. Tak, jak (głównie wiosną) nie błyszczała cała drużyna. Za jeden z występów, z Polonią Warszawa, Andrzej Iwan postanowił wystawić mu notę 0. Zrobił wyjątek i nie dał się przekonać, że skala wynosi od 1 do 10. Nie. On się uparł, że musi być zero – totalny dramat. Mimo wszystko, Marcin Sasal – póki mógł – na Golańskiego stawiał. I Ojrzyński robiłby dziś pewnie to samo, zamiast mieszać – Malarczyk za Kuzerę, Kuzera za Kijanskasa, Kijanskas za Malarczyka… Nie pogardziłby. Tak, jak sam nie zrezygnowałby z Niedzielana.

Paweł Golański: Za wcześnie na Kazachstan czy Azerbejdżan…
Reklama

Problem w tym, że żadnego z nich nie przewidywał oszczędnościowy plan klubu. Bieda musiała być wielka, skoro tymczasowy trener zaczął odliczać nawet schabowe kotlety… – Nie będzie u nas żadnych kominów płacowych – zadeklarował wkrótce dyrektor sportowy Korony. Golański nie zgodził się na znaczącą obniżkę pensji, zamykając sobie tym samym drogę do składu. Ba! Nie został nawet do niego zgłoszony. – Daliśmy Pawłowi wyraźny sygnał, że więcej u nas nie zagra – wyjaśniał Jarosław Niebudek.

Reklama

Golański musiał przełknął gorzką pigułkę. Kiedyś biegał w Chorzowie za Cristiano Ronaldo. Rok temu miało walczyć o niego pół polskiej ligi. A teraz nie pozwalano mu nawet korzystać z szatni Korony. – Dziwnie potoczyła się ta kariera. Kiedyś był przecież mocnym punktem u Beenhakkera. Mecz z Portugalią – doskonały. Paweł zawsze był zawodnikiem wszechstronnym i rozsądnym. Jestem zaskoczony, że nie poszło mu tak, jak się spodziewałem – mówi dziś Michał Globisz, jeden z jego pierwszych trenerów. Twierdzi, że kiedyś miał szczęście do tego chłopaka… – Rozegrał w mojej młodzieżówce dwadzieścia meczów i nie odniósł w nich żadnej porażki. Po tym dziewiętnastym mówię mu: „Paweł, proszę cię, żebyś tylko teraz niczego nie spieprzył”. Ten dwudziesty mecz, to był właśnie wygrany finał mistrzostw Europy – wspomina Globisz z nieprzemijającą dumą w głosie.

Golański nie skończył jak Robert Sierant, ani Rafał Grzelak – jego łódzcy koledzy ze złotej młodzieżówki. Ale, jak sam mówi, i dla niego przyszedł czas, by udowodnić, że nadal kręci się w tym ligowym biznesie. We wtorek, pomiędzy rodzinną imprezą a przeprowadzką, rozmawialiśmy z nim krótko o transferze do ŁKS-u…

Od dawna wiadomo było, że nie ma odwrotu? Ł»e Korona już się nie ugnie?
Działacze pewnego dnia poinformowali, że chcą podjąć rozmowy o zmniejszenie mojego kontraktu. Prowadziliśmy je przez miesiąc. Padło kilka propozycji z obu stron, ale po prostu się nie dogadaliśmy. Wtedy usłyszałem, że mam znaleźć sobie nowy klub, a Korona nie będzie robiła problemów.

Pojawiła się konkretna propozycja z Grecji.
Tak. Ten temat był praktycznie dograny na ostatni guzik. Umowa gotowa, bilety czekały. Mogłem wybierać czy idę tam, czy na cztery miesiące wypożyczenia do ŁKS-u. Wybrałem فódź, między innymi dlatego, że klub z Grecji nie był pewien swojej sytuacji. Nie wiedział, czy w związku z korupcyjną przeszłością zagra w pierwszej lidze. W tej sytuacji nie warto było podejmować ryzyka.

فKS, Grecja… i koniec? Zero innego odzewu?
Nie tak, że zero. Było sporo ofert, ale z samych egzotycznych krajów. A ja nie czuję się jeszcze taki stary i wypalony, żeby jechać teraz do Kazachstanu albo Azerbejdżanu. Bo takie to były właśnie propozycje. Wolałbym przypomnieć się teraz w Łodzi i dopiero wtedy jeszcze raz pomyśleć o normalniejszym kierunku za granicą.

Za granicą? Z formą było ostatnio krucho.
Zgadzam się. Szczególnie runda rewanżowa wyglądała słabo. Ale wtedy nam wszystkim gra się nie kleiła. Analizując kolejne mecze Korony, trudno wyróżnić kogokolwiek. Raczej wszyscy byliśmy bardzo przeciętni, a nie tak, że dwa, trzy słabe ogniwa ciągnęły zespół w dół. Szczytem było spotkanie z Lechią… Do pewnego momentu naprawdę niezłe. Prowadziliśmy do 70. minuty 2:0, a przegraliśmy 2:3. Wtedy po raz pierwszy w życiu widziałem, żeby drużynie aż tak nie szło.

U pana i tak problemem nie była forma, tylko za dużo cyferek w kontrakcie.
Niestety. Zawodnicy z wysokimi pensjami dostali od władz Korony jasny sygnał, że albo zrezygnują ze swoich dobrych zarobków, albo mogą szukać nowych klubów.

Chodziło o zjazd z pensją o 50 procent…
Dokładnie. I tu trzeba powiedzieć jasno – chociaż zarobki w Koronie nie są nie wiadomo jakie, podpisałem dobry kontrakt i nie mogłem narzekać. Ale z drugiej strony, nie była to suma, która pozwalała od ręki zrzec się pięćdziesięciu procent. Kariera piłkarza nie trwa wiecznie. Każdy ma jakieś swoje zobowiązania, kredyty… Więc jeśli zawodnik podpisuje kontrakt na trzy lata z daną pensją, dlaczego ma nagle godzić się na obcięcie jej o połowę? Nie mogłem tego przyjąć. Wyszedłem z inną propozycją, ale się nie dogadaliśmy…

Na czym polegała propozycja?
Zgodziłem się zrzec części pensji. Nawet dosyć sporej, ale klub tego nie zaakceptował.

Dyrektor sportowy stwierdził, że Golański nie zgodził się na renegocjację kontraktu, tylko zamrożenie części zarobków.
Niestety, to nie tak. Rozmowa była inna… I ja osobiście nie mam sobie nic do zarzucenia, bo wyszedłem z inicjatywą porozumienia. Ale to chyba oczywiste, że nie na każdych warunkach. Trochę to wszystko smutne, bo nie takie były zapewnienia i plany, gdy podpisywałem w Kielcach kontrakt na trzy lata. Może nie byłem w tym klubie długo, w sumie trzy sezony, ale trochę zdrowia zostawiłem i Korona jakąś pociechę ze mnie miała. Można było mnie potraktować trochę bardziej po ludzku.

A jak potraktowano?
Nie zostałem zgłoszony do rozgrywek. Musiałem trenować z Młodą Ekstraklasą bez możliwości występów w jakichkolwiek meczach. Byłem po prostu odsunięty. To musi drażnić… Podpisujesz kontrakt z pierwszą drużyną, a nagle dostajesz informację, że nie możesz już nawet przebierać się w jej szatni. Treningi w zupełnie innym miejscu, na innym boisku. Taka degradacja zawsze boli.

A gdyby, teoretycznie, nie zgodził się pan odejść?
Nie wiem, co by było gdyby… W ogóle nie zakładałem takiej opcji. Mam jeszcze na tyle sportowej ambicji, że nie zamierzam siedzieć gdzieś na siłę i nic nie robić. Od razu wiedziałem, że muszę zmienić klub.

Za cztery miesiące problem wróci, jak bumerang.
Jak wróci, wtedy będę o tym myślał. Teraz mam swoje cztery miesiące w ŁKS-ie. Czas powoli odciąć się od gadania o Koronie i skoncentrować na robocie. Pokazać, że gdzieś tu jeszcze nadal jestem.

Będzie pan kopał prawie na własnym podwórku.
To prawda. Mam dom w Łodzi, praktycznie tuż przy stadionie. Siłą rzeczy, od początku mojej zabawy z piłką – jako kibica, a później zawodnika – wszystko kręciło się wokół ŁKS-u. Dlatego, naprawdę, wracam tu z prawdziwym sentymentem.

Rok temu trenował pan w Łodzi i wracać ani myślał…
Drużyna była jeszcze w pierwszej lidze, a ja dzięki uprzejmości trenera i działaczy mogłem z nią trenować. Ale wiedziałem przecież, że po grze dla Steauy Bukareszt nie mogę sobie pozwolić na klub z niższej ligi. Szczególnie, że było wiele innych ofert.

Tom Tomsk, na przykład.
Była oferta rosyjska, była portugalska…

Wtedy wydawało się – Korona? Trochę za nisko.
Wiele osób pytało, skąd taki powrót. Tak naprawdę, przyczyniła się do niego moja sytuacja rodzinna. Po prostu tak potoczyło się życie. Teraz czasem ktoś mnie pyta, czy nie żałuję… Ale nie ma nad czym się zastanawiać. Razem z żoną zadecydowaliśmy, że nasza dalsza nieobecność w Polsce może źle odbić się na rodzinie. Byłem już praktycznie dogadany z Wisłą Kraków. Kontrakt ustalony. Ale gdy w końcu pojawiły się małe niedociągnięcia, zdecydowałem się na Koronę.

A teraz trzeba będzie ciągnąć do góry فKS.
Przychodzi czterech nowych piłkarzy, wszyscy z doświadczeniem. Mam nadzieję, że to wreszcie wypali i zaczniemy zdobywać punkty. Wierzę w to mocno, bo jednak to jest mój klub. Zawsze, grając za granicą, śledziłem wyniki فKS-u i teraz chciałbym zrobić wszystko, że utrzymać go w Ekstraklasie. Pięć meczów, jeden punkt, czternaście straconych bramek… To nie jest wesoła sytuacja, ale trzeba walczyć. I wreszcie samemu zdobywać punkty.

ROZMAWIAف PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama