Sprawa tzw. pikników poruszona ostatnio przez Patryka Małeckiego wywołała sporą dyskusję. Oczywiście niemal wszyscy potępiają durną wypowiedź zawodnika Wisły Kraków, ale nie brakowało też osób, które mają swój specyficzny pogląd na temat trochę mniej zaangażowanych kibiców. I właśnie im dedykujemy ten artykuł – szanujcie pikników, ponieważ za chwilę sami nimi będziecie. Czas szybko leci – zanim się obejrzycie, wasze miejsce będzie już na innej trybunie, z kiełbaską w ręku, a wymachiwać szalikami będą wasi synowie. I chociaż dziś nie przyjmujecie tego do wiadomości, zdarzy się wam wygwizdać własną drużynę.
Gdyby podział na pikników i ultrasów był stały i niezmienny, z czasem ultrasami wypełnione musiałyby być wszystkie trybuny – które zresztą i tak okazywałyby się zdecydowanie za małe. Wynika to z prostego założenia – dopływ świeżej krwi do grupy tzw. najzagorzalszych fanów jest olbrzymi. Co mecz pojawia się ktoś nowy. Ktoś, kto zostaje na lata. No właśnie – na lata. Ale na ile lat? Bo przecież nie na trzydzieści. Zabrakłoby miejsc. Stadion pękałby w szwach, a trybun ultras rozrastałyby się do nieprawdopodobnych rozmiarów. Tak się jednak nie dzieje, prawda?
Wy, najzagorzalsi kibice, rozejrzyjcie się wokół siebie – czy widzicie głównie ludzi młodych, czy też takich po pięćdziesiątce, a nawet po sześćdziesiątce? Głównie młodzi, prawda?
W tym momencie każdy z was powinien zrozumieć – „i ja będę piknikiem”. Kiedyś ten żar w was wygaśnie, tak jak wygasł w całych pokoleniach ludzi, którzy byli przed wami. Może wam się wydawać, że akurat w waszym przypadku to niemożliwe, ale dosłownie za chwilę sytuacja się zmieni. Urodzi się dziecko, potem drugie, zachorują rodzice, może was zacznie łamać w krzyżu, zaczniecie mieć mniej energii, mniej zapału, za to więcej dystansu. I wtedy pomyślicie: – A może warto obejrzeć mecz z tej spokojnej trybuny? Może na ten akurat mecz nie pójdę, ale na ten następny już tak?
To się dzieje zawsze. Na długie, naprawdę długie lata w „młynie” zostają tylko jednostki, natomiast zdecydowana większość ludzi przenosi się w spokojniejsze miejsca. To tak samo normalne jak to, że w młodości jeździ się na deskorolce, a na starość czyta gazetę na ławce w parku. Piknik – ten wcinający kiełbasę piknik – może być więc równie dobrze kimś, kto ma za sobą cały ten kibicowski szlak. Kimś kto jeździł za drużyną po Polsce jeszcze w latach siedemdziesiątych, a teraz nie chciałoby mu się pojechać nawet do sąsiedniego miasteczka. Oczywiście, są też dojrzali fani, którzy nigdy nie byli fanatykami i też nic w tym złego. Każdy na swój sposób odbiera piłkę, nikt nie ustalił, który sposób jest lepszy i bardziej akceptowalny. Różni są ludzie i różne bywa postrzeganie meczów. Jeden śpiewa, drugi nie śpiewa – i pięknie.
Z gwizdami na piłkarzy, tych własnych, to też jest ciekawa sprawa i też sądzimy, że poglądy bardzo się zmieniają. Dzisiaj młodzi kibice mogą powiedzieć, że to się nie godzi – gwizdać nie wolno. Prawdopodobnie w ciągu najbliższych dwudziestu czy trzydziestu lat zmienią zdanie. Każdy kibic za najlepszą uważa tę drużynę, na której się wychował – to może nie reguła, od której nie ma wyjątków, ale pewna prawidłowość. Starsi kibice Wisły powiedzą, że zespół z 1978 roku był niepowtarzalny, a młodsi stwierdzą, że nie umywał się do ekipy Kasperczaka. Trzydziestoletni fani Legii będą rozpływali się w zachwytach nad zespołem z 1995 roku, a ci starsi powiedzą: kiedyś to się grało! Z czasem człowiek zaczyna wszystko konfrontować z wyidealizowanym obrazem przeszłości. Mówi: – Dzisiejsza młodzież do niczego się nie nadaje, dzisiejsi piłkarze też nie…
Dzisiaj kibic Wisły może powiedzieć: – Nie gwiżdżemy na piłkarzy! Ale w 2038 roku popatrzy już z innej trybuny, na innych zawodników, takich, którzy absolutnie nie będą wytrzymywali konkurencji ze wspomnieniami – i zagwiżdże. Bezwarunkowe oddanie piłkarzom to pierwszy, fantastyczny i chyba najpiękniejszy etap kibicowania, ale jednak bardzo ulotny.
Człowiek z czasem staje się wygodny, ale też wymagający, czasem marudny, mniej podatny na zbiorowe uniesienia. To naturalna droga, od kołyski aż po grób, od fanatyka aż po piknika, ew. „sezonowca”. Drodzy fanatycy – wy, którzy śpiewacie „ole, to my kibole” – szanujcie też pikników. Sami nimi zostaniecie.