Osiem do dwóch. OSIEM do DWÓCH. Manchester United upokorzył Arsenal Londyn w sposób, jaki przejdzie do historii i będzie przypominany za dziesięć, dwadzieścia, pewnie i za trzydzieści lat. Niestety, zdarzy się pewnie i tak, że w 2034 roku – jeśli świat wciąż będzie istnieć – ktoś zadzwoni do Wojciecha Szczęsnego i zapyta się: – Pamięta pan jeszcze ten dzień, 28 sierpnia 2011 roku? Nasz rodak zapisał się w annałach, mimo że tak naprawdę niewiele mógł przy trafieniach Manchesteru United zrobić. Oczywiście nie był to najlepszy mecz w jego życiu, ale… nie był też najgorszy. Najgorszy był za to dla wielu kolegów znajomych z pracy.
To się w głowie nie mieści.
W czasie, gdy piłkarze Ruchu Chorzów i Jagiellonii Białystok próbowali się uporać z podskakującą piłką, w czasie gdy najlepszy polski napastnik w lidze, Tomasz Frankowski, próbował bezskutecznie trafić z jedenastu metrów w bramkę i w czasie, gdy złoty medalista mistrzostw Polski juniorów nie mógł ustać na nogach (chociaż ostatkiem sił zdążył jeszcze zawalić gola), właśnie wtedy w Manchesterze oglądaliśmy poetycki wieczorek z futbolem. Z jednej strony mieliśmy zawodników, którzy do zaoferowania nie mają NIC, poza tradycyjnym repertuarem zagrań (nakładka, łokieć, krzesełko), z drugiej – wirtuozów, którzy posyłają piłkę w to miejsce, w które chcą, z dokładnością – plus minus – dwudziestu centymetrów. Tam jeśli zawodnik strzela, to znaczy, że piłka poleci w jakimś kierunku obranym przez strzelca, u nas mamy machnięcie nogą, przypominające wymach początkującego golfisty – Bóg jeden wie, czy piłka poleci w lewo, w prawo, dołem, czy górą. I czy w ogóle zostanie trafiona.
Jest takie wyświechtane powiedzenie, że futbol na Wyspach i futbol w Polsce to dwie różne dyscypliny sportu, ale jeśli ktoś w niedzielę poskakał po kanałach i raz patrzył na jedno, a raz na drugie, to mógł potwierdzić: nasza piłka z tamtą ma tyle wspólnego, co rozpaczliwie machający rękoma topielec z płynącym po rekord Michaelem Phelpsem.
Tak, to jest tekst niejako łączony, o Ruchu, Jagiellonii, ale też o Manchesterze United i Arsenalu. Wiecie, co jeszcze odróżnia naszą ekstraklasę od Premier League? Otóż to, że tam, żeby być liderem, trzeba naprawdę dobrze grać w piłkę, na tle konkurencji. Pierwszy jest Manchester United, który w trzy kolejki zdobył trzynaście goli. A drugi – też z kompletem punktów – Manchester City, z dwunastoma trafieniami. U nas natomiast na pierwsze miejsce miała dziś szansę wskoczyć Jagiellonia, która od początku sezonu nie zagrała ani jednego naprawdę dobrego meczu. Płaska jak stół tabela oddaje poziom tej ligi. Jedną z najczęściej powtarzanych bzdur jest: poziom poszedł w górę, ponieważ liga się wyrównała. Jeśli wpuścić na boisko samych niewidomych, liga wyrówna się jeszcze bardziej.
No, wszedł w Jagiellonii ten nieszczęsny Porębski. Przypatrywaliśmy mu się, bo to przyszłość naszego futbolu – kapitan zespołu, który zdobył mistrzostwo Polski juniorów, więc można się domyślać, że będzie w ekstraklasie funkcjonował przez następne dwanaście lat. Rusza się ten chłopak jak wóz z węglem i Wojtek Kowalczyk zapewne się z nami zgodzi, że wyprzedziłby go nie wstając z fotela. Do tego niby wielki, ale przewraca go Piech. Wyprowadzić piłki nie umie, umie za to ją wypierdolić. W sześćdziesiątej minucie nie jest w stanie kontynuować gry, bo to spacerowe tempo okazuje się dla niego zabójcze. Zanim jednak na ławce podadzą mu tlen, resztkami sił nie trafia w piłkę i pomaga przeciwnikom w zwycięstwie.
Podobno Anglicy mają słabą młodzież – tak ostatnio nam ktoś powiedział. I jak skończy karierę Lampard i Gerrard to już dupa – nikt tam nie zostanie. No to my mieliśmy kuśtykającego Porębskiego, a w Manchestrze United hasał młodziutki Welbeck. Gdyby jeden miał zagrać przeciwko drugiemu, to na miejscu Porębskiego dostalibyśmy skurczów jelita jeszcze przed pierwszym gwizdkiem lub przytomnie poprosili sędziego o czerwoną kartkę już w tunelu.
Pstryk – jesteśmy w Chorzowie. Pstryk – jesteśmy w Manchesterze.
Powinni takich zabaw z pilotem zabronić, powinna istnieć jakaś blokada. Jest w telewizorach już taka opcja jak „kontrola rodzicielska”, powinna też być „kontrola kibicowska”. Albo oglądasz naszą ligę, zgodnie z hasłem „wolę polskie gówno w polu niż fiołki w Neapolu”, albo nastawiasz się na futbol zagraniczny. Jednak nie mieszaj tych światów, dla własnego dobra.
Zanim na boisko wyszli piłkarze United, swój mecz zagrali piłkarze Tottenhamu i City (1:5). No i piłkarze Śląska Wrocław oraz Widzewa. My mieliśmy nad Premier League przewagę – dodatkowy smaczek. Z jednej strony grali przecież Piotr Ćwielong i Sebastian Mila, którzy zgodnie przyznają, że w słońcu grać za bardzo nie lubią (no i w niedzielę chyba też nie), z drugiej Krzysztof Ostrowski, który ma identyczne preferencje klimatyczne i w przerwie meczu z Podbeskidziem poprosił o zmianę na tyle skutecznie, że od tamtej pory już na boisko nie wrócił. Tu należą się brawa dla trenera Mroczkowskiego, który w końcówce wolał wpuścić debiutanta, niż zawodnika, któremu przeszkadza temperatura.
Ostatecznie wygrał Widzew, a fajnego gola strzelił jeden z naszych pupili – Nika Dżalamidze. Zrobił to po rzucie wolnym dla Śląska, który tak genialnie rozegrał stały fragment gry, że po sekundzie widzewiak jechał od połówki sam na Kelemena. Podobny obrazek mieliśmy w Chorzowie, gdzie rzut wolny krótko chciała rozegrać Jagiellonia. No i rozegrała – doskonale podając do przeciwnika, po chwili Jankowski trafił w słupek. Ostatnio w naszej lidze wszyscy chcą się bawić w Barcelonę i wznawiać grę krótkim podaniem, niestety rozsądek ciągle podpowiada, że lepiej byłoby kopnąć w maliny, niż udawać, że się potrafi.
Poniżej noty z meczu Ruch – Jagiellonia. Noty ze spotkania Śląsk – Widzew będą dodane później.
Ruch Chorzów – Jagiellonia Białystok 1:0 (oceniał Grzegorz Szamotulski)
Ruch: Matko Perdijić 5 – Igor Lewczuk 6, Rafał Grodzicki 4, Piotr Stawarczyk 5, Marek Szyndrowski 5 – Wojciech Grzyb 4 (79 Marek Zieńczuk), Marcin Malinowski 5, Gábor Straka 5, Maciej Jankowski 4 (61 Paweł Abbott 7), Łukasz Janoszka 5 (88 Sebastian Olszar) – Arkadiusz Piech 5.
Jagiellonia: Jakub Słowik 7 – Grzegorz Bartczak 4, Tomasz Porębski 1 (69 Maciej Makuszewski 3), Thiago Cionek 3, Alexis Norambuena 3 – Tomasz Kupisz 3, Hermes 4, Rafał Grzyb 3, Dawid Plizga 4 (77 Marko Ćetković), Łukasz Tymiński 3 (76 Jan Pawłowski) – Tomasz Frankowski 3.