Gdyby ktoś koniecznie chciał zobaczyć jak wyglądał futbol w Anglii lat 80-ych wcale nie musiałby szukać archiwalnych kaset, wystarczyłoby w weekend zdecydować się na mecz Stoke City.
Podopieczni Tony’ego Pulisa są odporni na zachwyty Barceloną. Swoją postawą sugerują, że nikt i nic nie jest w stanie ich przekonać do tego, że wykop byle dalej nie jest najlepszą formą rozegrania. Jeśli kiedyś próbowalibyście namówić partnerki do oglądania piłki nożnej zdecydowanie nie wybierajcie spektakli na Britannia Stadium. O ile nie jesteście futbolowymi wyznawcami żelaznego zestawienia 4-4-2 okraszonego najczęściej jedenastoma rzeźnikami, którzy najwyraźniej pomylili profesję to również sugeruję wybór innej rozrywki.
Swoje miejsce w tym angielskim klubie zapewne odnalazłby Michał Probierz. Tu wszyscy gracze na pewno pasowaliby mu wzrostowo. Pulis mikrusów nie lubi, pozwala im hasać jedynie na skrzydłach. Czuję, że jeśli Messi zamiast do La Masi skierowałby się ku ramionom trenera Stoke nikt by go tam geniuszem nie nazywał. Panie Leo, geniusze zaczynają się 20 centymetrów wyżej.
Ł»ałuję, iż Anglicy nie trafili w rozgrywkach Ligi Europejskiej na Śląsk. W końcu Lenczyk spokojnie dogadałby się ze swoim brytyjskim kolegą po fachu, maksyma „jeśli jesteś za słaby technicznie zabiegaj ich” nie jest obca ani jednemu, ani drugiemu, a ciężkie treningi fizyczne to chleb powszedni. O ile pan Orest może usprawiedliwiać taki styl brakiem materiału na coś więcej (znacie fachowca, który nauczy Ćwielonga strzelać? No właśnie.), tak Tony chyba sam sobie tak dobiera ludzi by przy każdej okazji kości trzeszczały.
Piłkarz znajduje swoje miejsce w drużynie, bo dobrze gra rękoma, dziwne? Może nie bardzo, dopóki nie dodamy faktu, że ten gość wcale nie jest bramkarzem. Rory Delap, bo o nim mowa słynie tylko z jednej rzeczy, genialnie potrafi wrzucać piłkę z autu. Pierwszą poradą taktyczną przed rywalizacją ze Stoke powinien być absolutny zakaz wykopywania piłki w trybuny na własnej połowie pod karą śmierci. Jeśli jakiś nieszczęśnik jednak popełni ten błąd to tak jakby darował rywalom rzut rożny, co przy posturze napastników i ich wzroku sugerującym spisanie testamentu nie wróży nic dobrego. Oczywiście oprócz wyrzutów to Delap niczym się nie wyróżnia, niektórzy mówią, że jeszcze beznadziejnością innych elementów, ale ja bym nie szedł aż tak daleko.
Kto jeszcze ubarwia tą ekipę? Na przykład Ricardo Fuller, jeden z tych napastników, których jedynym celem taktycznym jest notoryczne wyskakiwanie do piłek wystrzeliwanych od własnego pola karnego przez obrońców. Oprócz grania w piłkę Jamajczyk zajmuje się ciekawymi rzeczami. Za pierwszym razem ramy prawa przekroczył przy jeździe samochodem bez „prawka”, za drugim różnica zdań na tematy zapewne filozoficzne skończyła się oskarżeniem o napaść. W ataku grywał z facetem, który nie miał łatwo – Mamady Sidibe. Jeśli jakaś matka chciałaby pogrozić swojej pociesze sugeruję zapoznanie się z biografią Malijczyka i odgrażanie się „bo będziesz miał jak Sidibe!”, a miał zaiste niewesoło. Może dlatego wziął się za handlowanie dragami i ogólnie pojętą gangsterkę? Ponoć futbol go wyprostował… Na łamach angielskiego Idependient (który wyciągnął od niego również wspominki dzieciństwa) opowiadał mrożącą krew w żyłach historię przygód jakie spotkały go na jednym z reprezentacyjnych wyjazdów dzięki dzikim tłumom energicznych fanów.
Innym człowiekiem mogącym pochwalić się ciekawą historią jest Jermaine Pennant. W rodzinie Anglika narkotyki były niczym narzędzie pracy, a on sam pokazał, iż alkohol również nie jest mu obcy biorąc lekcję u Fullera tak jak i on tracąc prawo jazdy, tym razem za wojaże po pijaku.
Za plecami wyżej wymienionych, na murawie zazwyczaj działają piłkarze, którzy słowo finezja znają jedynie ze słownika. Ryan Shawcross do dziś śni się Aaronowi Ramseyowi, któremu złamał nogę zagraniem niebezpiecznie ocierającym się o premedytację. Do pomocy w destrukcji dostał Roberta Hutha, gościa który z zamiłowania realizuje lenczykowską strategię „pierdolnij na xxx” i o dziwo w swoim CV może wpisać tak znany klub jak Chelsea Londyn z rubryką „występy” wypełnioną czymś innym niż samotnym zerem.
Działacze zdecydowali się jeszcze wzmocnić defensywę, lecz jeśli weźmiemy pod uwagę, że to musiał być ktoś wyróżniający się i tym razem padło na kogoś nie pasującego do charakterystyki przeciętnego piłkarza głównie wzmożoną podatnością na kontuzję być może nie będzie nam dane przekonać się czy Jonathana Woodgate’a rzeczywiście będzie można nazywać wzmocnieniem.
By było jeszcze mniej nudno tą zgrają zawiaduje nieprzeciętny człowiek. Tony Pulis jest jednym z najmłodszych szkoleniowców, którzy otrzymali stosowne dokumenty (w wieku 21 lat mógł szczycić się licencją ” UEFA A”). Młodość jednak nie przełożyła się na nowoczesne myślenie o futbolu, ten trener jest zafascynowany przeszłością i z uporem maniaka wpaja swoim pupilom truizmy z przed kilkunastu lat. Nie w samym myśleniu kryje się jego niezwykłość, charakter Pullisa idealnie pasuje do tego klubu. 13 września 2010 roku Stoke grało z Aston Villą, a jednocześnie zmarła matka trenera. Spotkanie rozpoczął prowadzić jego asystent i przypominało ono większość rywalizacji tegoż klubu – kopanina, wynik 0-1. W przerwie niczym heros pojawił się Tony, pokrzykiwał, szalał przy linii, słuchał salwy braw na jego cześć i zszedł do szatni po meczu jako zwycięzca nie okazując choćby krztyny radości.
Do klimatu pasują również kibice. Sławetne „Naughty Forty” uchodziło za jedną z najbardziej niebezpiecznych grup kibicowsko-chuligańskich na Wyspach. Ostatnimi czasy lekko się wyciszyli, zadawalając się „jedynie” mianem jednych z najbardziej głośnych w Anglii, wcześniej nie byli tacy mili.
Raporty policyjne przypominają o 1998 roku (jednym z najgorszych w historii Stoke) i baaaardzo żywiołowej reakcji fanów na bolesną porażkę siedem do zera z Birmingham. Swoje pamięta również październik dwa tysiące pierwszego roku, 84 zatrzymanych i już owiane legendą starcia z chuliganami Port Vale, trzystu policjantów tamtego dnia musiało wykazać się bohaterstwem niczym spartanie Leonidasa by powstrzymać grupy szarżujących kibiców „walczących o honor”.
W 2002 roku stróże prawa byli bardziej przygotowani. Mobilizacja objęła wszystkie okoliczne (i nie tylko) posterunki i siły policyjne sięgnęły ponad tysiąca osób. Dla fanów nie tylko piłki było to wyzwanie, w ruch poszły standardowe kamienie, a celem stała się dewastacja pojazdów zabierających cenne miejsce.
Naughty Forty odcisnęli również piętno na literaturze, jeden z byłych członków, Mark Chester postanowił kajać się publicznie i w swoim „dziele” opisał dawne wyczyny, jednocześnie piętnując swoich dawnych ziomków.
O tym wszystkim idzie jednak zapomnieć, gdy Robert Huth wykonuje firmowy przerzut w chmury, wtedy marzenia przeciętnego konesera piłki nie mają wiele wspólnego z oglądaniem meczu dalej, o dziwo nikt nie potrafi przepędzić drwali ligę niżej, a „nowy Mourinho” boleśnie zderzył się ze ścianą próbując zdobyć trzy punkty w debiucie. Oby jak najwięcej takich zderzeń, by było bardziej nieprzewidywalnie (słowo ciekawie nie pasuję – patrz styl).
KACPER GAWŁOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]