Przy zawodnikach Młodej Ekstraklasy wygląda jak młodszy brat. Niski, szczupły, niepozorny, sprawia wrażenie zagubionego. Zmienia się jednak przy dłuższej rozmowie. Wbrew pozorom jest nawet na swój sposób charyzmatyczny. Na boisku robi różnicę, choć często zarzuca mu się egoizm. Czy jest czołowym piłkarzem ligi? Kwestia dyskusyjna. Ale na pewno jednym z najbarwniejszych. Saidi Ntibazonkiza w rozmowie z Weszło.
Ze skrzydłowym z Burundi spotkaliśmy się w ośrodku treningowym Cracovii. Zrobił dla nas wyjątek, bo zwykle podczas Ramadanu o tej porze śpi. Cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania. Dziennikarze piszący o „Pasach” ostrzegali nas przed wywiadem – „nie pytajcie o Ramadan, bo wam ucieknie”. Nie uciekł.
Przez telefon wydawałeś się wyczerpany, ale teraz trzymasz się nieźle.
Jestem zmęczony, bo zazwyczaj zaraz po treningu idę odpocząć. Jestem strasznie zmęczony…
O której dziś wstałeś?
Trening był o 11, obudziłem się koło 9.
A kiedy idziesz spać?
Jem o 20:15, potem się kładę. Budzę się o 2:10 w nocy, jem ostatni posiłek i śpię dalej.
Jest dwunasta, od drugiej nic nie jadłeś?
Nie, nie mogę jeść.
A co jesz w nocy? Posiłki wysokokaloryczne?
Normalne jedzenie. Ryż, fasolę, dużo ryb, sałatę… Rzeczy, które szybko dostarczają witamin.
To chyba najwygodniej jest przestawić się na nocny tryb życia, a w dzień spać z przerwą na trening.
Dokładnie. Skoro nie możesz jeść, najlepiej jest spać. Modlitwa, spanie, modlitwa, spanie.
W dniu meczu twój plan dnia wygląda tak samo?
To zależy, o której godzinie gramy, czy jest słońce… Przed niektórymi meczami jem. Ale po Ramadanie musisz „odpracować” te dni, w których jadłeś.
Nikt w klubie nie próbował cię przekonać, żebyś zmienił te zwyczaje?
Nie, wszyscy je zaakceptowali, bo to moja religia, muszę tak robić. Jak ty jesteś katolikiem, to też masz swoje zwyczaje związane z modlitwą i nie mogę się w to wtrącać.
Wtrącać nie, ale próbować przekonać…
Nie, nikt nie ma prawa tak robić. Owszem, pytają, czym jest Ramadan, są tego ciekawi, ale tylko to. Nic więcej.
Co daje ci ramadan?
To jeden z filarów mojej wiary.
Ale tak prywatnie.
Moja religia mówi, że to pomaga i też tak myślę.
Faktycznie schudłeś przed rokiem 5 kg w trakcie jednego meczu?
No, tak było… Zdarza się, kiedy nie jesz i dużo grasz. Poza tym było bardzo gorąco, straciłem dużo witamin i energii. Ale to nie pierwszy raz. Nie było to dla mnie nic poważnego.
A gdybyś stracił przytomność podczas meczu?
To inna sprawa. Nawet religia mówi, że jeśli masz problem ze zdrowiem, to musisz jeść. Ramadan nie jest przymusowy. Jeśli jesteś muzułmaninem, to go akceptujesz. Jeśli jesteś chory, w podróży, jeśli kobieta ma okres, to są sytuacje wyjątkowo, kiedy nie musisz go zachowywać. Gdybym teraz poczuł zagrożenie dla mojego życia, to musiałbym coś zjeść.
Dlaczego nie zdecydowałeś się na lżejsze treningi podczas Ramadanu?
Podczas treningów nic mi się nie dzieje. Problemem są czasami mecze.
Miałem wrażenie, że pod koniec meczu z Legią na boisku trzymała cię adrenalina. Niektórzy chyba się o ciebie bali.
Byłem zły, bo wcześniejsze mecze przegraliśmy, myśleliśmy, że teraz się uda, ale to nie było możliwe. Kontynuowałem grę, ale ten mecz to była katastrofa.
Trener Szatałow powiedział w listopadzie, że jesteś źle wychowany, jak duże dziecko. Mocne słowa.
Co powiedział? (Saidi wygląda na zszokowanego)
Ł»e jesteś źle wychowany, jak duże dziecko.
Każdy może mówić o mnie, co chce. Mnie to nie obchodzi. Jeśli ktoś mówi źle, nie przejmuję się tym, jeśli dobrze, to fajnie. Nie będę się zmieniał tylko dlatego, że ktoś coś powiedział. Jestem, jaki jestem i jestem temu wierny.
Jaki mieliście kontakt na początku? Były między wami jakieś nieporozumienia?
Nie, mamy dobry kontakt. Rozmawiamy, żartujemy… Od początku wszystko było ok. Zaskoczyłeś mnie.
Przeciwieństwem Szatałowa, przynajmniej jeśli chodzi o podejście do ciebie, był Rafał Ulatowski, który traktował cię jak syna.
Tak, z nim miałem naprawdę świetną relację. Był dla mnie nie tylko trenerem, ale i przyjacielem. Jeśli ktoś jest dla ciebie bardzo dobry, to nigdy go nie zapominasz.
Porównaliśmy obu trenerów, bo Cracovia za jednego i za drugiego ma problemy z właściwym wejściem w sezon. Nie boisz się powtórki z poprzednich rozgrywek?
Nie wydaje mi się. Teraz to nie jest problem dyspozycji konkretnych graczy. Chodzi o to, że nie wygrywamy meczów. Ale trener to widzi, rozmawiał z zawodnikami i myślę, że jeśli są jakieś problemy z taktyką, to on to potrafi kontrolować. Sądzę, że w następnych meczach zagramy lepiej.
Więc w czym jest problem?
W kolejnych porażkach. Gdybyśmy nie przegrywali, nie byłoby problemu. Możliwe, że brakuje nam też szczęścia. Czasami grasz świetnie, a przegrywasz.
Ale wam daleko do grania świetnie. Pod koniec ostatniego meczu z Legią miałeś sporo akcji indywidualnych. Nie chciałeś podawać do kolegów? Wiedziałeś, że sam rozegrasz to lepiej?
Nie, to nie tak. Kiedy gramy, to gramy wszyscy. Jeśli widzę, że ktoś jest wolny, to podaję. Była może jednak akcja, kiedy zatrzymałem piłkę. Nie wydaje mi się, żebym grał indywidualnie.
Ale ja ci się nie dziwię, że grałeś indywidualnie przy takich kolegach z zespołu.
Każdy ma swój styl. Ja jestem napastnikiem, nie mogę cały czas podawać. Muszę czasem ruszyć z akcją, a kiedy atakuję, to nie znaczy, że gram indywidualnie. Robię to, co każe mi trener. Jeśli jestem w stanie sam rozegrać, robię to.
Ten gol w końcówce z Legią to taki strzał rozpaczy? Widziałeś, że nie idzie i pomyślałeś, że nie ma nic do stracenia?
To nie był pierwszy raz, kiedy zdobyłem bramkę w ten sposób. Nie uderzyłem po to, żeby uderzyć, choć, racja, czasem mi się to zdarza. Strzelam, bo widzę, że mogę trafić do siatki. Jeśli się nie uda – trudno. Ale czasem się udaje.
Gdyby Cracovia spadła do pierwszej ligi, odszedłbyś?
Nie wiem. Mam tu kontrakt jeszcze przez 3 lata, nie myślałem o odejściu. Ale jeśli zgłosiłyby się po mnie mocne kluby, to nie wykluczam, że bym odszedł.
Jak wspominasz pamiętne starcie z Małeckim? Rozumiałeś, co do ciebie wykrzykiwał?
Nie, potem zobaczyłem wideo z nagraniem i powiedziano mi, co krzyczał. Hmm… Każdy ma swój charakter. Jeśli mówił takie rzeczy… Mnie jest wszystko jedno. Jestem dumny z tego, kim jestem i jeśli ktoś mówi o mnie źle, to mam to gdzieś.
Nie miałeś ochoty mu odwinąć? Bo zachowałeś się naprawdę dojrzale.
Na początku się roześmiałem, bo nie wiedziałem, co mówi. To trochę zaskakujące, bo on też powinien myśleć o swoim zespole. Nie biorę tego do siebie, było, minęło. Myślę tylko o swojej przyszłości.
Podałbyś mu rękę, gdybyś go spotkał na ulicy?
Nie wiem. Nie zwracam uwagi na takie osoby. Ważna jest rodzina i kariera.
Uważasz, że Polska to idealny kraj dla piłkarzy, którym nie idzie już w Holandii?
To nie jest tak. Każdy ma swoją drogę. Widzisz, ja w NEC grałem we wszystkich meczach, strzelałem gole, a przyszedłem do Polski. Każdy ma swój cel w życiu.
Właśnie, ty tam miałeś naprawdę dobry bilans. Dziwi mnie, że wybrałeś Cracovię.
W każdej chwili wszystko może się zmienić. Wiem, że liga holenderska jest lepsza od polskiej, ale nie mogę powiedzieć, że zrobiłem krok wstecz. Spróbowałem swoich sił w Holandii, teraz żyję tutaj, kiedyś wyjadę i będę grał gdzie indziej. Liczy się dla mnie praca i jeśli będę grał dobrze, to jestem pewien, że dostanę ciekawe oferty.
No tak, ale Eredivisie a Cracovia to jednak spora różnica.
Nie myślałem tak. Arkadiusz mówił mi o tym klubie wiele dobrych rzeczy. Teraz jesteśmy w dole tabeli, ale to nieważne. Możemy jeszcze się wspiąć.
Znajomy holenderski dziennikarz powiedział mi, że czułeś się w Nijmegen jak Maradona.
Nie chcę się przechwalać, ale kiedy odchodziłem, może nie byłem najlepszym, ale jednym z lepszych piłkarzy w drużynie. Wiesz, tam był też kłopot z pieniędzmi.
O co chodziło z twoim 68-dniowym protestem?
Był pewien problem w drużynie, ale nie chcę o tym rozmawiać.
A gdyby NEC zaproponowało ci powrót, zgodziłbyś się?
Nie wydaje mi się, ale nie mówię, że na pewno nie.
Był też chyba problem z załatwieniem wiz dla twojej rodziny.
Tak.
Sporo się o tobie mówiło w holenderskich mediach, toczono nawet na twój temat debaty w telewizji.
Dla mnie to nieistotne. Powtarzam, mogą o mnie mówić, co chcą. Dla mnie najważniejsza była rodzina i byłem szczęśliwy, że w końcu do mnie przyjechali.
Nie bałeś się, że cała ta sytuacja będzie miała negatywny wpływ na twój wizerunek?
Nie, zrobiłem to, co uważałem za stosowne i zostawmy już ten temat.
Po podpisaniu kontraktu z Cracovią powiedziałeś, że skoro nauczyłeś się niderlandzkiego, to z polskim też sobie poradzisz. Chyba się trochę zagalopowałeś…
Wszystkie języki na początku są trudne, tak mi się wydaje… Niderlandzki też był bardzo trudny, polski tak samo. Może gdybym miał więcej okazji, żeby rozmawiać w waszym języku, to bym się go nauczył. Na razie mogę się z kimś przywitać, ale nie mogę powiedzieć, że mówię po polsku. Rzadko go tak naprawdę używam, trochę na treningach… Poza tym kilku kolegów z drużyny posługuje się niderlandzkim.
W Burundi oficjalnym językiem jest francuski, ale mówicie też w innych?
Mówimy w tradycyjnym języku, który nazywa się kirundi i w suahili, który jest językiem międzynarodowym w tej części Afryki. W szkole uczymy się po francusku.
A w domu?
Mieszamy wszystko. Kirundi, suahili, francuski… Po trochę z każdego.
To ile znasz języków? Pięć?
Kirundi, suahili, francuski, angielski i niderlandzki.
Poliglota.
Świetnie (uśmiech).
Jak udało ci się wybić z Burundi?
Zazwyczaj to jest trudne, bo kiedy przyjeżdżasz do obcego kraju, to jesteś sam. Dlatego tak ważne było dla mnie, żebym mógł być z rodziną, mamą, żoną… W Burundi nie ma wielu możliwości. Jeśli zostaniesz przez kogoś zauważony, tym lepiej, ale nie każdy może wyjechać. Potrzeba szczęścia i przede wszystkim pieniędzy. Ja miałem łatwiej, bo zaczynałem grać w piłkę w wieku sześciu lat z moim tatą, który grał w reprezentacji i był bardzo znany w Burundi. Miałem już wtedy buty do grania, a inni musieli biegać na bosaka. Potem tata ćwiczył ze mną po swoich treningach, więc szło mi coraz lepiej.
Kontakty ojca pozwoliły ci też uniknąć wielu trudności i formalności przy wyjeździe?
To nie jest tak łatwe, jak myślisz – wyjechać z Afryki do Europy. Większość nie ma tego szczęścia, które ja miałem. Dzięki reprezentacji miałem też okazję pograć zagranicą, w Burkina Faso, Kamerunie, Nigerii… To też mi pomogło. Nie można powiedzieć, że wszystko było proste tylko dlatego, że mój ojciec był piłkarzem.
Jak sobie radzisz z długimi podróżami na kadrę?
Czasami mam dwie przesiadki. Wylatuję z Krakowa do Frankfurtu, stamtąd do Etiopii i potem do Burundi. Czasem, kiedy mam szczęście, lecę z Krakowa do Brukseli i stamtąd prosto do Burundi. Ale naprawdę muszę mieć szczęście… Zdarza się czekać nawet 10 godzin na kolejny samolot i to jest bardzo, bardzo ciężkie.
Ile czasu potrzebujesz, żeby dojść do siebie po takiej podróży?
Nie jest już tak źle, przyzwyczaiłem się. Jeden dzień i czuję się w porządku. Ale to tak samo, jak jedziemy do Gdi… Gdy… Lechia, jak to się mówi?
Gdańsk.
Tak, Gdańsk. Jedziemy tam 11 godzin.
To prawda, że jesteś najlepiej zarabiającym sportowcem w Burundi?
Eee… Nie wiem. Jeśli popatrzymy tylko na tych, którzy grają w reprezentacji, to pewnie tak. Ale jest wielu dobrych piłkarzy, którzy zarabiają dużo, a nie grają w kadrze.
Dlaczego?
Nie wiem, to ich prywatna sprawa. Może mają drugie obywatelstwo.
A ty nie masz nigdy dylematu przed wylotem na zgrupowanie?
Nie, reprezentacja jest bardzo ważna, bo to mój kraj. Wiem, że Cracovia to moja praca, ale nie mogę powiedzieć „nie” swojemu krajowi. Muszę być z niego dumny. Tak jak ja potrzebuję Cracovii, tak reprezentacja potrzebuje mnie.
Jak inwestujesz swoje pieniądze?
Z kilkoma kolegami założyliśmy szkółkę piłkarską. Myślę, że możecie o tym napisać w wywiadzie, bo może znajdzie się ktoś, kto będzie nam chciał pomóc. Potrzeba dużo ludzi, solidarności, wtedy będzie można więcej zrobić. Nie chodzi tylko o pieniądze. Jeśli ktoś będzie chciał pomóc nam, to pomoże też tym dzieciom.
Czujesz, że skoro tobie się udało, to teraz masz obowiązek pomagać innym?
Nie chodzi o powinność, po prostu lubię pomagać dzieciom. Moja religia mówi też, że trzeba pomagać ludziom, którzy nie mają nic, nawet jeśli ty sam nie masz dużo. Najpierw wspieram swoją rodzinę, w następnej kolejności innych na tyle, na ile mogę. Czasem, jak zdarzają się wielkie problemy, tragedie, jak np. na Haiti, to nawet jeśli dasz jednego franka, to już jest pomoc.
A robisz jakieś inwestycje, które przyniosą ci dochody po zakończeniu kariery?
Tak, głównie inwestuję w mój dom.
Bardzo wyróżnia się z otoczenia?
Nie, to normalny, porządny dom. Urządziłem go tak, żeby mi się podobał, ale nie jest jakiś nadzwyczajny.
Czyli nie pałac?
Nie, nie pałac (uśmiech).
Nie boisz się złodziei albo zazdrosnych sąsiadów? Zatrudniłeś ochroniarzy?
Nie, nie mam ochroniarzy. Wiem, że jestem znany w Burundi i zawsze ktoś może mi zrobić coś złego, ale tak jest wszędzie. W Polsce też są bandyci. Nie robię nic specjalnego, żeby się chronić.
Jesteś kluczowym piłkarzem Cracovii, dlaczego przez rok nie udzieliłeś żadnego dłuższego wywiadu?
Bo dziennikarze szukają sensacji i piszą rzeczy, których nie powiedziałem. To zdarza się bardzo często i w ten sposób szkodzą ludziom. Nie lubię wywiadów. Myślę, że jestem łatwym rozmówcą dla wszystkich. Ale jak mam odpowiadać, jeśli pytają, czy jestem szczęśliwy po strzeleniu gola?
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA.
Tłumaczyła z francuskiego Dominika Oliwa.