Los znów wyciął figla. Zdziwicie się pewnie, kiedy napiszemy, że debiut Ojgena w kadrze przypada na idealnego rywala. Z jednego powodu – przebieraniec z orzełkiem na piersi zmierzy się z bohaterem swojego narodu. Uścisk dłoni Eugena Polanskiego i Dżano Ananidze będzie bardzo symboliczny. Farbowany lis poda rękę gruzińskiemu patriocie, który w imię ideałów uciszył całą Rosję i jej autorytety. Wreszcie, z nieukrywaną ulgą, możemy napisać, że są ludzie, którzy nie daliby dupy za wyjście z grupy.
Ta historia warta jest poznania. Chłopak przyszedł na świat w październiku 1992 roku. O ile od początku nie pozostawiał wątpliwości, że jest wielkim talentem, to z biegiem czasu zaczął wzbudzać zdumienie także swoją pozaboiskową postawą. Ł»yczymy, by piłkarze starsi o dekadę mieli tak poukładane w głowach. Ale do rzeczy – na permanentny szacunek zapracował sobie, kiedy, ku zdumieniu obserwatorów, odrzucił zaloty Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej. A nie były to zaloty byle jakie – Rosjanie oferowali nastolatkowi… dwa miliony euro.
Akcja pt. „Dżano do kadry” rozpoczęła się niedługo po jego debiucie w Spartaku. Pomocnik trafił na Łużniki z Dynama Kijów, gdzie zbierał pierwsze szlify w poważnej piłce. W Gruzji nie miał czego szukać. Jeśli chciał zrobić karierę, musiał pójść w ślady sławniejszych rodaków i kolegów po fachu – Giorgiego Kinkladze, Kachy Kaładze czy… piosenkarki Katie Meluy. Zaryzykował i opłaciło się. W wieku 17 lat zadebiutował w barwach „Krasno-Biełyje”. Od razu imponował zupełnym brakiem kompleksów, choć warunkami fizycznymi budził raczej politowanie. Niby przewrócić mógłby go wiatr, ale na dzień dobry obrońcom Kubania Krasnodar nie udało się to nawet z jego pomocą. Skończyło się na 2:1 dla Spartaka, Ananidze zdobył jedną z bramek. O dzieciaku zrobiło się głośno.
Rosjanie nie zawracali sobie głowy bogatą karierą piłkarza w gruzińskiej młodzieżówce. Na prywatną rozmowę wziął go klubowy trener i legenda futbolu za Uralem, Walerij Karpin. Kiedy nic nie zdziałał, w grę musiała pójść ostra amunicja. Coś, pod czym każdemu nastolatkowi ugięłyby się nogi. Tłusta waliza pełna pieniędzy. I wreszcie…
– Nie martwcie się mną. Już dawno podjąłem decyzję. Jestem Gruzinem i zagram dla swojego kraju – oznajmił w czerwcu 2009 roku. Szalona historia dobiega końca, ale zaraz, zaraz… Rosjanie przecierają oczy ze zdumienia. Za wybór ich kadry piłkarz miał ujrzeć premię motywacyjną w wysokości dwóch milionów euro. Nawet gotówka nie zrobiła na nim wrażenia. Liczyła się tylko duma i przywiązanie do ojczyzny. Szczęśliwy senior Ananidze, pan Amiran, postawił kropkę nad „i”. Obiecał gruzińskiej federacji, że jego potomek nie splami swojej krwi.
Za kilkanaście lat mógł być wymieniany w jednym szeregu u boku Jaszyna, Błochina, Protasowa i wreszcie Arszawina. Ale Dżano to futbolowy romantyk. Niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, już pozostawił po sobie ślad. Pewnie nigdy nie zbliży się do gry na wielkim turnieju, choć mógł wystąpić na nim w roli gospodarza. Nie skorzystał z niepowtarzalnej szansy, by zagrać na mundialu w 2018 roku.
Polanski na klęczkach przyszedł do Smudy, bo nie miał szans na grę w lepszej, wymarzonej reprezentacji. Ananidze miał wszelkie predyspozycje, by za parę lat rozgrywać piłkę w środku pola „Sbornej”. I to w najważniejszym turnieju w historii rosyjskiej piłki. Wybrał honor i zasady. Rodzinę i kraj. O karierę klubową martwić się nie musi. Manchester City widział w nim już drugiego Georgiego Kinkladze i był gotów zapłacić 6 milionów funtów. Nie tym razem, panowie szejkowie. – Oczywiście, że marzę o Lidze Mistrzów, ale najpierw pragnę wygrać ligę rosyjską – powiedział Ananidze, który już zaplanował swoją przyszłość. Dopiął wszystko na ostatni guzik.
Nie musimy przypominać, kogo należy wygwizdać w Lubinie. Przy okazji mamy też swojego kandydata do nagrodzenia brawami. Za to, co sobą reprezentuje. Szacunek.
FILIP KAPICA