Bo fani by nas zjedli…

redakcja

Autor:redakcja

07 sierpnia 2011, 10:34 • 4 min czytania

Sergio Canales będzie grał w Valencii przez dwa kolejne sezony. Został wypożyczony z Realu Madryt, a klub z Mestalla będzie mógł go wykupić po tym czasie za 12 milionów euro. Niby nic wielkiego, transfer jakich było i będzie wiele, jednak jeden malutki szczegół tej transakcji powinien przyczynić się do poważnej dyskusji. Detal, który miał swe zastosowanie już wcześniej. Canales nie będzie mógł występować przeciwko swojemu zespołowi, Realowi Madryt. Takie praktyki stają się specjalnością „Królewskich”.
By zrozumieć, dlaczego Real zabezpiecza się w ten sposób przed własnymi graczami, należy się cofnąć w czasie o 7 lat. Wtedy do AS Monaco został wypożyczony Fernando Morientes. Nieoczekiwanie wraz z nowym klubem przyszło mu zmierzyć się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów właśnie z Realem. Dwie bramki „El Moro” w dwumeczu znacznie przyczyniły się do sensacyjnego wyeliminowania „Królewskich” z rozgrywek. Przez sześć kolejnych lat Hiszpanie nie potrafili doczołgać się już do tej fazy Champions League, upokorzeni przez niechcianego gracza, wyhodowanego na własnej piersi.

Bo fani by nas zjedli…
Reklama

Pierwszy raz ofiarą kontrowersyjnej klauzuli padł Pablo Garcia, wypożyczony z Realu do Celty Vigo. Urugwajczyk zapytał nawet dyrektora sportowego, Predraga Mijatovica, dlaczego zakazuje mu się gry przeciwko „Królewskim”. – Jeżeli zagrałbyś dobrze przeciwko nam, fani by nas zjedli – usłyszał w odpowiedzi.

Ten sposób zabezpieczania własnych interesów stał się standardem, niezależnym od zmian w klubowych gabinetach oraz hierarchiach. W zeszłym sezonie Hercules w meczach z Realem nie mógł wystawić swojego czołowego zawodnika Roystona Drenthe, pod groźbą kary… 2 milionów euro. Również Esteban Granero z Getafe i Javi Garcia z Osasuny musieli obserwować poczynania swoich kolegów z wysokości ławek rezerwowych. Zwyczaj ten przeniósł się nawet kilka lat temu do Polski, jednak nad Wisłą nie przyjął się tak dobrze jak w Hiszpanii.

Reklama

Takie klauzule są domeną Realu Madryt, co jednak nie znaczy, że nie robią tak inne drużyny. Ever Banega, będąc w Atletico Madryt, nie mógł grać przeciwko Valencii, a Mallorca musiała zapłacić karę ponad 100 tysięcy euro, gdy w jej barwach wystąpił wypożyczony z Atletico Jose Manuel Jurado. Z drugiej strony, Barcelona nie robiła problemów Martinowi Caceresowi, gdy ten był wypożyczony do Sevilli.

Czy kluby mogą coś z tym zrobić? Teoretycznie mogą się umówić, że będą permanentnie odrzucać propozycje zawierające tę klauzulę. Taka sytuacja jest jednak w praktyce niemożliwa. Jeśli Real oferuje komuś wypożyczenie, wie że, skoro jeden klub nie zgodzi się na przedstawione warunki, to następny już czeka w kolejce. Tak było w przypadku Canalesa. Villarreal nie uznawał półśrodków, wyszedł z założenia, że albo piłkarz jest ich, albo nie. No i Canales nie powędrował do nich, tylko do lokalnego rywala.

To, że hegemoni kierują się własnymi zasadami i chronią swe sprawy jest oczywiste. Rodzi to jednak pytania natury etycznej. Kluby takie jak Getafe nie raz kompletują niemalże połowę składu z wypożyczeń i gdy trzeba przyjechać na Santiago Bernabeu lub podjąć Real u siebie, złożenie jedenastki może być nie lada problemem. W ten sposób może dochodzić do sporych nadużyć. Potentaci będą jeszcze bardziej powiększać swą przewagę nad resztą stawki, prężąc muskuły, zapewniając sobie w ten sposób bezpieczeństwo.

Innym wynaturzeniem tego systemu jest sprzedawanie piłkarzy tak, by ci nie mogli występować w meczach przeciwko poprzednim właścicielom. Jak to zrobić? Wystarczy zawrzeć w kontrakcie klauzulę odkupu, jak w przypadku Alvaro Negredo. W ten sposób Real miał ciastko i zjadł ciastko. Sprzedał piłkarza, który nie mógł grać przeciwko nim. Genialne, nie?

Kluby nie mają wystarczającej mocy by powstrzymać to niebezpieczne zjawisko. Prowadzi ono do takich zagrożeń jak hurtowe „zbieranie”, „składowanie” piłkarzy i niszczenie ich karier przez potentatów chcących chronić wyłącznie swoje interesy. Ci prezesi, którzy będą najmocniej z tym walczyć, potwierdzą tylko swoją uległość. Potwierdzą, że ich kluby są ekipami drugiego sortu, które niczym pies muszą żywić się odpadkami z pańskiego stołu.

Odpowiednie narzędzia do ukrócenia tego procederu posiadają jedynie zarządcy ligi oraz federacji. Powinni oni powstrzymać budowanie piłkarskich królestw przez tego typu procedery, zaburzające hierarchię ligi oraz konkurencję. W takiej sytuacji Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów z pewnością wręczyłby Realowi Madryt oraz innym klubom milionowe kary na przykład za „nadużycie dominującej pozycji na rynku piłkarskim”. Federacja piłkarska to nie jednak UOKiK. Czy opłacałoby jej się uderzanie w kury znoszące złote jaja, by chronić zwykłe, małe kurki, jakich wiele?

فUKASZ GODLEWSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Niemcy

Hajto namawiał Niemców do zatrudnienia Papszuna. „Tłumaczyłem trzy godziny”

Michał Kołkowski
3
Hajto namawiał Niemców do zatrudnienia Papszuna. „Tłumaczyłem trzy godziny”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama