Cristian Omar Diaz od innej strony. Prywatnie.

redakcja

Autor:redakcja

02 sierpnia 2011, 15:29 • 6 min czytania

– Wyglądam na poważnego gościa, nie? Bo nie uśmiecham się bez przerwy. Ale co, mam udawać kogoś, kim nie jestem? Wiem, co o mnie mówią. Ł»e jestem konfliktowy, że się nie integruję, że się lenię. A nikt ze mną nie rozmawia. Ł»aden dziennikarz, poza jedną reporterką, nie przyjechał się ze mną spotkać. Nikt tak naprawdę nie wie, jaki jestem – zaczął rozmowę z Weszło, Cristian Diaz, z którym umówiliśmy się na kolację we Wrocławiu. I chyba pierwszy raz tak naprawdę się otworzyłâ€¦
Jako miejsce spotkania Cristian wybiera restaurację Novocaina. W ogródku siedzi Johan Voskamp z bratem i dwiema dziewczynami. Diaz przychodzi o czasie, czyli jest, co trzeba podkreślić, wyjątkiem wśród Latynosów. Zjawia się z żoną, Deborah – uroczą 26-latką, której dałbym z 8 lat mniej – i córką Azul. Od razu decyduje się na zmianę lokalu. Idziemy kilkadziesiąt metrów dalej do włoskiej restauracji, gdzie jednym z kelnerów jest jego argentyński kolega. Jedyny rodak, którego miał okazję poznać we Wrocławiu. Ale dziś nie pracuje. – Ma wolne – informuje kelnerka, z którą Cristian rozmawia po hiszpańsku, wtrącając raz za razem polskie słowa, a nawet zdania. Wiadomo, że nie jest to piękna polszczyzna, ale, muszę przyznać, radzi sobie. Lepiej, niż myślałem. W koszu ląduje pierwszy stereotyp – o leniu, który ma gdzieś naukę języków.

Reklama

– Powiedz mi taką rzecz – mówi się „dwa soki”, ale jak pięć, to już „soków”, tak? – pyta. – Nie chodziłem na żaden kurs, ale tak naprawdę uczę się każdego dnia od kolegów. Zawsze, kiedy czegoś nie rozumiem, to pytam. Już nawet proszą mnie, żebym czasem przekazał Alexandre (młody Brazylijczyk ze Śląska – przyp. TĆ), kiedy jest trening. A właśnie, „jutro rano” to „manana por la manana”, tak?

Tak.

Reklama

Ciężko nam naturalnie prowadzić rozmowę. Azul non stop odciąga uwagę Cristiana. Ma 2,5 roku, ale zachowuje się, jakby podwędziła rodzicom napoje energetyczne. Przestawia krzesła, wybiega na środek Rynku. Śmieje się i płacze na przemian. – Nie wiem, co z nią zrobić. Patrzę na polskie dzieci i one są takie spokojne… – narzeka Deborah. – Już masz odpowiedź, dlaczego nie wychodzę na imprezy z kolegami. Wystarczy, że ona siedzi z Azul, kiedy ja mam mecze, treningi lub zgrupowania – wyjaśnia Diaz, który na swojej powitalnej konferencji prasowej w Śląsku pojawił się w koszulce z imieniem córki. – Powiedzieli mi potem w klubie, że gra w takiej koszulce byłaby niezgodna z regulaminem. Ale… to chyba lepiej. Lepiej, żeby ludzie wiedzieli, że jestem Diaz, a nie Azul – puszcza oko.

Jest godzina 21. Diaz zjadł, a raczej pochłonął swoją kolację najszybciej. Tłumaczy, że do tej pory nic nie jadł. Na śniadanie wypił jedynie yerba mate – modną wśród Argentyńczyków herbatę, a prosto po popołudniowym rezonansie magnetycznym pojechał na trening. Zaczynamy rozmawiać o piłce.

Pytam o to, co najbardziej elektryzuje fanów Śląska. O konflikt i serię nieporozumień z Orestem Lenczykiem. Pytam, a raczej proszę o potwierdzenie, bo z dobrego źródła wiemy, że Diaz w zeszłym sezonie zapowiedział Lenczykowi, że u niego nie zagra. – Nie wracajmy do tego. Teraz staram się wyłączać emocje w takich sytuacjach. Wiem też, że parę dyskusji wynikło z nieporozumień językowych. Nie zrozumiałem do końca, co mówiła tłumaczka. Nie mam nic przeciwko trenerowi. Wiadomo, chcę grać w każdym meczu, ale jeżeli nie będzie mnie wystawiał, to nie. Trudno. Ale jeśli będę grał, to będę strzelał.

– Zawsze?

– Zawsze. Gdybym w ostatniej kolejce, z Arką, nie zszedł z boiska po hat-tricku, to dołożyłbym jeszcze czwartego i piątego gola. Jak bramka mi się otworzy, to strzelam do końca.

– A jak się nie otworzy?

– Mam taką zasadę, że zostaję godzinę po treningu. I strzelam, strzelam, strzelam…

– Tak, a ja siedzę w domu z Azul – uśmiecha się Deborah.

– Nauczyłem się podchodzić do wszystkiego z większym dystansem – kontynuuje Cristian. – Pod koniec sezonu udzieliłem ostrego wywiadu, ale w porę się opamiętałem. Ktoś z klubu zadzwonił do dziennikarza i poprosił, żeby cofnął publikację. Potem on sam do mnie oddzwonił i zapytał, czy faktycznie nie chcę tego puszczać. Nie chciałem. Nie potrzebuję już żadnych problemów. Ale… taki już mam charakter – Diaz zaczyna gestykulować. – Albo góra, albo dół. Nigdy w środku. Ze skrajności w skrajność – opowiada.

Tak było też w poprzednim sezonie. Kiedy Ryszard Tarasiewicz zdjął go w 70. minucie meczu z Lechią, ten nie podał mu ręki, uderzył w daszek ławki rezerwowych i… rozpłakał się. Nie mógł znieść, że mu się nie powiodło. Udowodnił, że nie potrafi przegrywać, choć sam tego nie przyzna. Czy od tamtej pory spokorniał? Twierdzi, że tak. Ale… – Mogę przez dłuższy czas być spokojny, ale jak mi odwali, to koniec. Po jednym z treningów chodziłem po szatni w podziurawionych bokserkach. Tak, wystawał mi przez te dziury – Cristian wybucha śmiechem. – Kto ci to zrobił? Nie chciałeś się odwdzięczyć? – dopytuję. – Odwdzięczyć? Sam sobie to zrobiłem! – Diaz nie przestaje się śmiać. Z takiej strony go nie znałem. Inaczej, ciężko było mi wcześniej wyobrazić sobie go tak uśmiechniętego.

– Opowiedz jeszcze o policji – włącza się do rozmowy Deborah, która musi mieć oczy dookoła głowy, bo Azul tańczy już na Rynku w rytm wygrywanej przez studentów muzyki. – Aaa, o policji, no tak – Cristian z chęcią podejmuje temat. – W którymś z meczów ligi boliwijskiej graliśmy przy pełnych trybunach. Była masa kibiców. Od boiska odgradzał ich kordon policji. Wszyscy zwróceni w stronę trybun podpierali się na tarczach. Strzeliłem gola, rozpędziłem się i przeskoczyłem nad nimi – piłkarz rozgadał się na dobre. – I nic ci się nie stało? – pytam. – Nic. – Potem pokazywali ten skok w najdziwniejszych sytuacjach miesiąca lub sezonu – dodaje Deborah i z miejsca zaczyna opowiadać o życiu w Boliwii.

– To dziwny kraj. Niby też Ameryka Południowa, ale zupełnie inny niż Argentyna. Młodzi ludzie ubierają się w taki, no, specyficzny sposób. Dziewczyny chodzą w bardzo szerokich sukienkach. Na ulicach jest dość brudno, mniej higienicznie niż w innych krajach – mówi żona Cristiana, który w Boliwii był jedną z największych gwiazd ligi. W barwach San Jose Oruro dwukrotnie został jej królem strzelców. – Jeździłem taksówkami za darmo. Wszyscy mnie tam znali – wspomina. – Nawet ze mną robili wywiady. Po jednym z meczów, gdy Cristian strzelił trzy gole, pytali, jaki dostanie ode mnie prezent – żartuje Deborah.

W pewnym momencie pojawił się nawet temat naturalizowania Diaza i jego gry w reprezentacji Boliwii. Sam podkreślał, że, czemu nie, mógłby zagrać, ale marzy o drużynie narodowej Argentyny, choć nie ma na to wielkich nadziei. Nieoczekiwanie przed meczem z Polską, gdy Sergio Batista powołał pamiętną kadrę „D”, jeden z jego współpracowników odezwał się do Diaza. Ostatecznie powołania jednak nie otrzymał. – Szkoda, przepadła mi fajna szansa. Czy myślę o Boliwii? Nie, to nie to. Miałem spory dylemat moralny i nigdy nie byłem do końca przekonany. Jestem Argentyńczykiem i nie chciałbym reprezentować nie swojego kraju – podkreśla.

– Idziesz na kolację z Diazem? On prawie z nikim się nie spotyka. Izoluje się. Wychodzi tylko ze swoją rodziną i nic więcej. Zero kumpli. To dziwny typ – przestrzegał mnie niedawno jeden z kolegów piszących o Śląsku. Sam, po kilku krótkich rozmowach z zawodnikiem odnosiłem podobne wrażenie. Do czasu. – Nie jest tak, że zero kumpli. Mam dobry kontakt z Polakami. Specjalnie mówię w szatni po polsku, żeby wszystkich rozśmieszać – przyznaje Cristian już zupełnie na poważnie. – Poza klubem spotykam się regularnie z Marianem Kelemenem i czasem z Antkiem فukasiewiczem. A poza tym siedzę z rodziną. Tak, prawie cały czas. Nie przyjechałem do Polski dla zabawy. W wieku 31 lat pewnie skończę karierę, ale wcześniej chciałbym zagrać w Niemczech, Anglii lub Hiszpanii – zaznacza. – A Holandia? – pytam. Diaz się krzywi. – No, chyba że klub z samej czołówki. Lećmy już, bo jutro trening. Muszę się wyspać.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Boks

Joshua vs Paul. A komu ta walka właściwie potrzebna? [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha
1
Joshua vs Paul. A komu ta walka właściwie potrzebna? [KOMENTARZ]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama