PONIEDZIAفEK: przegląd prasy, a w nim legendarny felieton Jacka Sarzały

redakcja

Autor:redakcja

01 sierpnia 2011, 12:59 • 7 min czytania

Absolutnie hitowy felieton Jacka Sarzały w „Gazecie Wyborczej”. Felieton, który – coś czujemy – przejdzie do historii komentarzy na Weszło. Za nami pierwsza kolejka, a już mamy zwycięzcę klasyfikacji na bełkot sezonu. Czy warto czytać? Koniecznie!

PONIEDZIAفEK: przegląd prasy, a w nim legendarny felieton Jacka Sarzały
Reklama

POLSKA THE TIMES

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Zaczynamy od „Polski”, ponieważ dzisiaj jest najlepsza. Wprawdzie zaczyna się nędznie, bo wielkim zdjęciem z Tour de Pologne na pierwszej stronie dodatku, ale to efekt zgniłego reklamowego kompromisu. Dalej jest już futbol i przynajmniej trzy ciekawe materiały.

Po pierwsze – duży wywiad z Jerzym Dudkiem, akurat na czasie, bo Dudek „zawiesił” karierę piłkarską (Pele zawiesił swoją w 1977 roku). Byłego reprezentanta Polski, jak zwykle, czyta się całkiem nieźle, chociaż czasami trudno nie dostrzec, że na siłę ubarwia te swoje opowieści. Na przykład na pytanie, jak zaczął grać w golfa, odpowiada: – Kiedy opuszczałem Anglię, znalazłem w ogrodzie stary kij. Okazało się, że do golfa.

No jasne… W ogrodzie znalazł stary kij od golfa. Jurek, to nie scenariusz filmu dla dzieci, w którym bohater odnajduje w szafie przejście do bajkowego świata, tylko wywiad do poważnej gazety.

Dalej mamy wywiad z Polanskim, ale to ten, o którym pisaliśmy już w tamtym tygodniu. A jeszcze dalej dobra rozmowa z Maciejem Skorża. Fragmenty…

Wydawało się w pewnym momencie, że już po Panu. Działacze prowadzili rozmowy ze Słowakiem Weissem i oficjalnie to ogłosili.

Rozumiałem decyzję przełożonych, że szukają nowego trenera. To ich prawo i nic mi do tego. Byłem natomiast rozczarowany okolicznościami, w jakich to się odbywało.

Wolałby Pan nie wiedzieć, że negocjują z innym trenerem.

Myślę, że takie rzeczy lepiej robić po cichu. Nawet nie chodzi o mnie. Tylko o szatnię. Chłopaki przecież śledzą media, tego rodzaju sensacje szybko do nich dochodzą. To bardzo rozbija drużynę. Jak się mają starać dla mnie, skoro wiedzą, że za chwilę mnie nie będzie? Ale jednak udało mi się utrzymać zespół w ryzach. Tym większa satysfakcja.

Chciał Pan powiedzieć, że ma ogromny żal do pracodawcy, ale oczywiście nie może Pan tego zrobić.

Pracodawca ustala zasady. I może dokonywać zmiany trenera w takim czy innym trybie.

Czuł się Pan już w pewnym momencie zwolniony?

Tak, był moment, w którym pogodziłem się z tą myślą.

Wojciech Kowalczyk powiedział, że charakterny trener po czymś takim to by spakował walizki i powiedział, że teraz to się pocałujcie gdzieś…

Nie ukrywam, że sposób, w jaki zostało zakomunikowane to, że zostaję – podczas ostatniej konferencji prasowej – był dla mnie niezrozumiały [wiceprezes poinformował o fiasku rozmów z Weissem i dodał, że Skorża nadal będzie trenerem – przyp. CK]. Zostałem, bo uznałem, że nasza żmudna praca w końcu zaczęła przynosić pozytywne efekty i warto ją mimo wszystko kontynuować. Widziałem, że ten zespół dojrzewa, staje się lepszy. Postanowiłem po prostu wypełnić swój kontrakt, który wciąż obowiązywał. Jak obejmowałem Legię, to powiedziałem, że pierwszy rok będzie bardzo trudny. Druga sprawa to fakt, że chciałem zachować twarz przed drużyną. Przecież motywowałem zawodników w ten sposób, że nie należy się poddawać, że trzeba walczyć do końca bez względu na okoliczności. Gdybym sam wywiesił białą flagę, wyglądałoby to dziwne. Uznałem, że zostaję i zamierzam z tym zespołem udowodnić swoją trenerską wartość, potwierdzić, że moje idee są słuszne.

FAKT

Image and video hosting by TinyPic

Tabloid musi być w pewnym stopniu gazetą opartą na obrazku, chociaż największy problem pojawia się wówczas, gdy teksty stają się tylko podpisami pod zdjęcia – w tę pułapkę „Faktowi” zdarzało się w przeszłości wpadać. Ale dzisiaj ładna fota Oziębały z Widzewa – zszywano mu łuk brwiowy za linią końcową, a on po chwili wszedł i zdobył gola, w dodatku z użyciem głowy. Widać, że ma chłopak charakter do futbolu.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Image and video hosting by TinyPic

Trochę dzisiaj chaotyczny. Najpierw zaczyna opiniami i tu musimy podzielić się jednym, istotnym spostrzeżeniem. Marian Kmita, szef sportu w Polsacie, pisze felietony i do „Przeglądu Sportowego”, i do „Polski”, a o ile nas pamięć nie myli, to czasami jeszcze do „Gazety Wyborczej”. Wszystko byłoby w porządku, gdyby Kmita faktycznie był dobrym felietonistą. Ale nie jest. Jest słaby. Nudny. A pisze tylko dlatego, że wszyscy chcą mieć z Polsatem dobre kontakty, tak na wszelki wypadek, gdyby w gazecie powinęła się noga. To brak szacunku dla czytelnika. Teksty powinni pisać ci, którzy rzeczywiście potrafią, a nie ci, którzy w przyszłości mogą w czymś pomóc. Sam Kmita ledwie daje radę wypełniać te wszystkie szpalty. Dzisiaj już nawet wszedł na temat generała Jaruzelskiego (w „Polsce”)…

Marian Kmita pewnie jest bardzo dobrym szefem sportu w Polsacie, ale na tym powinien się skupić, bo pisząc czerstwe teksty tylko obniża swój prestiż. Niech każdy robi to, co potrafi najlepiej.

Na stronie trzeciej mamy „Ekstraklasę okiem Jacka Bednarza” i to chyba – niestety – jest stały cykl. Bednarz w pięciu punktach podsumowuje ligę, ale ani to odkrywcze, ani zabawne, ani kontrowersyjne. W stylu – ładnego gola strzelił Ł»ewłakow. Trzecia to najważniejsza po pierwszej strona dla gazety i jeśli już ją się komuś „na własność” oddaje, to komuś, kto faktycznie na to zasługuje. Tutaj pudło.

Aha, na trzeciej, na dole, jeszcze dwaj eksperci – Grzegorz Mielcarski i Piotr Włodarczyk. A na czwartek znowu się wypowiada Mielcarski. Wszystko fajnie, ale ten ekspert jest już wyeksploatowany jak kopalnia w Złotym Stoku. Ile można?

Idźmy dalej. Pisaliśmy, że „PS” jest chaotyczny, bo wygląda to tak… Strona 2 – opinie o ekstraklasie. Strona 3 – opinie o ekstraklasie. Strony 4-7 – dalej ekstraklasa. Strona 8 – wywiad z Bartoszem Bosackim (niezły, tylko wynika z niego, że „Bosy” mógł grać w milionie klubów, ale czeka na milion pierwszy), strony 9-10: pierwsza liga, strony 11-13: losowanie MŚ, strona 14: Lewandowski strzela w Pucharze Niemiec. I nagle znowu wskakuje ekstraklasa – specjalna wkładka, relacje z meczów.

Co do warstwy merytorycznej, to widać, że „PS” postanowił momentami podostrzyć, wbić szpilkę, stał się trochę bardziej zadziorny. Ale na dłuższą metę to może to przypominać Jacka Bąką mówiącego „pędź stąd człeniu, bo cię czołg rozjedzie”. Po prostu – to się albo ma, albo nie. Natury nie oszukasz.

GAZETA WYBORCZA

Image and video hosting by TinyPic

„GW” jakaś taka nie na czasie. Trudno nie odnieść wrażenia, że większość gazety poświęcona ekstraklasie została zrobiona tydzień temu. Tutaj – jak i w „Polsce” – jest wywiad z Maciejem Skorżą, też dobry, w zasadzie bliźniaczo podobny. Jest też gorsza rozmowa z Tomaszem Kafarskim, ale to zrozumiałe: jak rozmówca gorszy, to efekt też.

Ale dyskusję na temat dodatku „GW” zakończmy felietonem Jacka Sarzały. Otóż ten dziennikarz całkiem poważnie napisał, że w pierwszej kolejce Wisła Kraków wypadła lepiej niż Lech Poznań („Jeśli jednak na świeżo przyłożyć krakowian do lechitów, którzy dzień wcześniej zgilotynowali w Bełchatowie inny łódzki klub, فKS, 5:0, to… lepiej wypada Wisła”), mimo że Wisła cudem zremisowała 1:1, a Lech wygrał 5:0. Jest to historyczny bełkot kuriozalnego całym sobą autora, który na siłę próbuje być kontrowersyjny. I mamy tam takie na przykład kwiatki:

Po drugie, to Wisła miała gwiazdy, a nie Lech. Poznańskiej ekipie wystarczyły do utarcia nosa podstarzałemu beniaminkowi (średnia wieku pierwszej jedenastki فKS – 29,54 lat) litry potu pracusia Rafała Murawskiego, dwie asysty Mateusza Możdżenia i piłkarska intuicja Rudnevsa. Poza tym Lech niespecjalnie grał w piłkę – ani nie budował akcji, ani nie stwarzał okazji. Wisła odwrotnie – w futbolowych umiejętnościach miała nad Widzewem przewagę gigantyczną, krakowianie biegali po boisku w Łodzi z czytelnie wypisaną na pewnych siebie twarzach maksymą: „Na pewno wygramy, a jeśli nie, to i tak jesteśmy lepsi”. I rzeczywiście byli dużo lepsi, choć tylko do pola karnego, bo tam, zamiast szukać okazji do strzału, szukali kolejnego gracza w tej samej koszulce. I dlatego pierwszy raz od sześciu lat wystartowali do sezonu bez zwycięstwa. Osobne słowa należą się Maorowi Meliksonowi i Ivicy Ilievowi, bo już widać, że obaj przerastają ekstraklasę o dystans, którego – z całym szacunkiem – przykładowy Mateusz Machaj z Lechii Gdańsk nie odrobi nigdy. Izraelczyk i Serb to na polskich boiskach futbolowi geniusze, grają tak, by drużyna miała z tego pożytek, nie wybierają złych rozwiązań, niemal nie tracą piłek i nie podają niecelnie, a kilka wspólnych akcji zrobili na Widzewie takich, że gęby rozdziawiały się same.

Sarzale albo wcięło puentę, że żartował, albo jest pierdolnięty.

Na tym nasz przegląd prasy urywamy, w połowie. Nie jesteśmy dzisiaj w stanie przyjąć już nic więcej, bo zwariujemy. Jeśli dbacie o zdrowie psychiczne – unikajcie Sarzały. W przeciwnym razie skończycie jak „Bobo”, król kibiców – przebrani w prześcieradło, z kartonem na łbie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama