Naprodukowaliście ostatnio sporo komentarzy pod tekstami na temat „drugiej przepowiedni bońkowej” oraz oczywiście pod materiałami dotyczącymi Eugena Polanskiego. No to… podyskutujmy, bo z pewnością jest o czym. Chociaż dyskusja to będzie taka sobie, bo przecież nas znacie – szanujemy zdanie innych, o ile jest identyczne jak nasze. Szanse na to, że przekonacie nas do swoich racji są więc niemal równe zeru, a szanse na to, że my was do swoich… pewnie zbliżone. Ale nic nie zaszkodzi się wzajemnie trochę poprzekrzykiwać, zwłaszcza że krzyki z domieszką tarmoszenia to sport narodowy Polaków.
O DRUGIEJ PRZEPOWIEDNI BOŁƒKOWEJ
Pojawili się tacy, którzy twierdzą, że z naszymi talentami wcale nie jest tak źle i że zdecydowanie przesadzamy, tworząc pesymistyczne scenariusze na następne lata. Ł»adnej czarnej dziury podobno nie ma i nie będzie. Wielu nawet zaczęło wyliczać – że Krychowiak, że Ł»yro, że Wolski, Kucharczyk, Wszołek, Janota, Matuszczyk, Cywka i że Małecki. Do tego Grosicki, Dąbrowski, Salamon i Klich. Plus oczywiście Lewandowski, Błaszczykowski, Sobiech czy Piszczek. Wyobraźcie sobie – tu was zaskoczymy – że tak, znamy te nazwiska! Coś nam się obiło o uszy! Jeśli to ma być jednak dowód na dobre perspektywy dla polskiej piłki to cóż, wypada usiąść i płakać. Bo ci wszyscy piłkarze – z wyjątkiem rodzynków typu Piszczek, ale on, nieśmiało zwracamy uwagę, ma 26 lat – w europejskim futbolu nic nie znaczą. Jeśli ktoś pisze, że nie jest źle, bo przecież Krychowiak znalazł się w kadrze pierwszego zespołu Bordeaux, to gratulujemy dobrego samopoczucia. W jakim innym kraju cieszą się tym, że ich względnie młody talent „znalazł się w kadrze pierwszego zespołu”? Teraz porównajcie te wszystkie wymienione nazwiska do takiej Belgii na przykład: Hazard, Lukaku, Kompany, Vermaelen, Defour, Witsel, de Bruyne, Vertonghen, Chadli, Vossen, Ogunjimi, Dembele… To są wszystko zawodnicy mający dziś 25 lat lub mniej, warci grube, naprawdę grube miliony.
Ci wszyscy, którzy chcieli przerzucać się argumentami na klasę polskiej młodzieży i którzy podawali nam nazwiska typu Wszołek czy Ł»yro, sami strzelali sobie w stopę. Wszołka czy Ł»yrę zaczniemy traktować poważnie, naprawdę poważniej, jeśli przed ukończeniem 22. roku życia strzelą 30 goli w ekstraklasie, ale niestety jak na razie do spółki mają okrągłe zero. I gdyby dziś mieli iść do zagranicznego klubu, to mniej więcej do Sigmy Ołomuniec, z całym szacunkiem dla Sigmy.
Mamy zaledwie jednego, młodego, ofensywnego piłkarza, który ma jakąś renomę w Europie i jest to 23-letni Robert Lewandowski. Ale i on – przyznajmy szczerze – nie jest i nie będzie graczem, o którego kiedyś pobije się w toalecie wysłannik Manchesteru United z wysłannikiem Chelsea, nie jest to piłkarz, przez którego córka Berlusconiego rozstanie się z chłopakiem i przez którego Moratti odwoła wyjazd na wakacje. Jest to bardzo przyzwoity średniak. Tylko tyle i aż tyle. Artura Sobiecha cenimy, ale… cenimy go dlatego, że zmusza nas do tego sytuacja. Na tle rówieśników jest dobry, jednak w jego wieku Andrzej Juskowiak walił nie 9, tylko 18 bramek na sezon i zostawał królem strzelców. Statystyki młodych Polaków są dziś po prostu tragiczne. Ł»aden nie walczy o miano najlepszego napastnika ekstraklasy, ani nawet pierwszej ligi. W tej pierwszej lidze w poprzednim sezonie robili co chcieli Mięciel, Aleksander czy Reiss… Dziadkowie, którzy wstali z bujanych foteli. Jeszcze śmieszniej będzie, kiedy zajrzymy do II ligi (czyli trzeciej). Wiecie, kto w poprzednim sezonie został królem strzelców grupy wschodniej? 38-letni Grażvydas Mikulenas. Oto, ile jest warty napór młodzieży. Mikulenas! Ale tytułem króla strzelców musiał podzielić się z Wojciechem Fabianowskim. 31-latkiem. Młodzi nie strzelają goli. Ani w ekstraklasie, ani w pierwszej lidze, ani w drugiej. A jak poszukacie młodych snajperów w III lidze, to dopiero będzie obraz nędzy i rozpaczy. I gdybyście mieli wybrać jednego napastnika z całej tej klasy rozgrywkowej, to trzeba byłoby wziąć… Jacka Kosmalskiego, 35-latka po przejściach.
Nie ma żadnych, ale to żadnych powodów do optymizmu. Nasza kadra do lat 21 w grupie wyprzedza tylko Liechtenstein, a nie tak dawno przegrała z Luksemburgiem. Do finałów mistrzostw Europy w tej kategorii wiekowej nie zakwalifikowaliśmy się… od niepamiętnych czasów. Grzebiąc w archiwach, cofnęliśmy się aż do roku 1998 i nie było nas w tym turnieju ani razu. A dalej nam się już sprawdzać nie chciało. U-19? Finały ME bez nas w 2011, 2010, 2009, 2008 i 2007 roku. W 2006 graliśmy, bo byliśmy gospodarzem. Nasza kadra U-17 w finałach ME grała bodajże jedenaście lat temu… No dobra, raz byliśmy na MŚ do lat 20 i wygraliśmy z Brazylią. W ataku grał u nas Janczyk, a u nich Pato. Janczyk dziś jest rezerwowym w Koronie Kielce, a Pato to gwiazda Milanu…
Nie mówmy więc, że mamy zdolnych Polaków, bo ci Polacy od lat przegrywają wszystko, co tylko da się przegrać, nie są w stanie zakwalifikować się do żadnego w zasadzie turnieju. Ktokolwiek z nimi gra – wygrywa.
Dobra, pal licho wyniki młodzieżówek i reprezentacji juniorskich. Wybierzmy najlepszego zawodnika mającego 21 lat lub mniej. Po jednym z każdego kraju. Z kim wygramy? Z kim? Na bramkarzy się nie licytujmy, specjalnie o nich nie wspominamy, bo bramkarz może pomóc przegrać 0:1 zamiast 0:4.
Niestety, niby obiecujący zawodnicy są tak naprawdę obiecujący tylko w naszych realiach, bo czy ktokolwiek w Europie obiecuje sobie cokolwiek po Matuszczyku, Kupiszu, Borysiuku albo po Cywce? Trochę im jednak daleko do Bośniaka Pjanicia z Olympique Lyon, a to tylko nazwisko pierwsze z brzegu. Czarnogórzec Stevan Jovetić też cieszy się „trochę” wyższą renomową. Od razu zaznaczmy – Matuszczyk lat ma już 22, a Cywka to nawet 23…
Nie dyskutujmy z faktami – nie łapiemy się do żadnych turniejów młodzieżowych, w tych seniorskich też albo nas nie ma, albo zbieramy baty w grupie. A gwiazdą naszej jest każdy pierwszy lepszy Izraelczyk.
Jest źle, będzie gorzej. Może mamy spaczone spojrzenie, może to tylko w naszej okolicy nie gra się w piłkę, a gdzieś tam za rzeką jest miasto, w którym dzieciaki kopią od rana do wieczora – i my akurat tego nie widzimy. Ale coś nam się nie wydaje. Brazylia zawsze będzie miała talenty, bo tam się po prostu wszędzie gra w piłkę. I nie trzeba do tego jakieś specjalistycznego szkolenia w klubach. Talenty rodzą się na ulicy, a kształtują się na piachu. Wszystko wynika ze skali. Jeśli w Brazylii gra w tej chwili milion osób w piłkę, to wśród miliona wyrośnie sto gwiazd. A ilu dzieciaków w Polsce weźmie jutro piłkę pod pachę? Ilu? Uzbiera się dziesięć tysięcy? Powiedzcie sami?
Szkolenie będzie się niby rozwijało, ale takie sztuczne, nastawione tylko i wyłącznie na spełnianie warunków licencyjnych. W praktyce – tak jak pisaliśmy – większe pieniądze spowodują tylko i wyłącznie napływ nowych, droższych i coraz lepszych cudzoziemców. Interes ligi nie będzie zbieżny z interesem reprezentacji – gdzieś te dwa światy się rozejdą. Po prostu nie ma skąd brać piłkarzy. Śląsk szukał napastnika i musiał zajrzeć najpierw do Boliwii, a potem do drugiej ligi holenderskiej. Wisła sprawdziła, co słychać w Belgii, a Lechia wynalazła jakiegoś Bensona. Legia wzięła Ljuboję, wcześniej Hubnika czy Mezengę. Oczywiście, można było spróbować sięgnąć po najskuteczniejszego zawodnika pierwszej ligi, ale… niestety i on nie był Polakiem, zresztą już uciekł do Niemiec.
Nie mówcie o polskich talentach, bo talentów nie ma. Są rodzynki, które muszą zacisnąć zęby, by powalczyć o… przeciętność. Najpierw o przeciętność w skali Polski, a potem – jak dobrze pójdzie – o przeciętność w skali Europy. Patryk Małecki nie będzie grał w Liverpoolu, ani nawet w Aston Villi i co do tego jesteśmy chyba zgodni.
Zbliża się druga przepowiednia bońkowa, zobaczycie. Nadchodzą najgorsze roczniki, które w dodatku w eliminacjach do wielkich imprez startować będą z bardzo niskiego poziomu. Przygotujcie się na to psychicznie.
O EUGENIE POLANSKIM
Wielu z was napisało w komentarzach: „no dobra, dajcie już mu spokój, wystarczy, dostał powołanie to niech zagra” albo „stajecie się nudni”. Byli tacy, którzy dodali „przez was zmieniam zdanie i jestem za tym, by grał dla Polski”. Pojawiły się też głosy, że jesteśmy nieobiektywni i nieprofesjonalni.
Oczywiście, że jesteśmy nieobiektywni, jak zresztą wszystkie media, z tym że niektóre próbują się trochę kamuflować. Z tym obiektywizmem to w ogóle ciekawa sprawa, bo większość osób myli go z lizaniem dupy. Obiektywny jest dziennikarz, który zapyta: „Czy w sytuacji, w której nie trafił pan do pustej bramki, można było zrobić coś więcej?”, a nieobiektywny będzie ten, który stwierdzi: „Uderzył pan jak ostatni patafian”. Obiektywny jest dziennikarz, który napisze, że „obrońca gospodarzy nie zachował się najlepiej”, a nieobiektywny będzie ten, który ujmie to inaczej: „obrońca gospodarzy tak bardzo dał dupy, że nie powinien przez tydzień wychodzić z domu”. Obiektywizm to dla wielu miałkość i bezbarwność, oficjalny język, omijanie kontrowersji.
Dla jeszcze innych obiektywne zdanie to takie, z którym sami się zgadzają. „Jesteście nieobiektywni, widziałem cały mecz, Wisła zagrała świetnie” – coś w tym stylu.
Otóż my na Weszło zamieszczamy opinie. Opinie same w sobie muszą być subiektywne, bo za każdą z nich stoi osoba, która ma swoje własne doświadczenia, spostrzeżenia, sympatie i antypatie. Nie musicie nam pisać, że jesteśmy nieobiektywni, bo doskonale o tym wiemy. Wy – autorzy tych wpisów – też jesteście nieobiektywni, ale problem w tym, że często nie zdajecie sobie z tego sprawy.
Obiektywna to jest książka telefoniczna – zachęcamy do lektury.
Pojawiają się też zarzuty, że jesteśmy nieprofesjonalni – oczywiście, że jesteśmy nieprofesjonalni. Czasami się spijemy do nieprzytomności, czasami przepadniemy na dwa dni, czasami o dwunastej przewracamy się na drugi bok, ale… co to ma za związek z Polanskim? Nieprofesjonalne jest to, że nie chcemy przyszywańca w kadrze i głośno o tym mówimy, czy też to, że zrobiliśmy z nim wywiad i nie byliśmy wystarczająco mili? Oczywiście, że można było zrobić rozmowę w stylu „co pan czuje, jak pan całuje”, ale to właśnie by było profesjonalne? Nie, to byłoby chujowe. Nie mylmy pojęć.
Obiektywizm i profesjonalizm to dla wielu osób to, do czego są przyzwyczajeni. Duża litera na początku zdania (to akurat mamy!), kropka na końcu (to też!), brak przekleństw (hmm…) i pisanie tak, by nikt nie poczuł się urażony. Nuda? Nuda oczywiście jest bardzo profesjonalna. Zapraszamy wszystkich do zakupu jutrzejszych gazet – będzie zajebiście nudno profesjonalnie.
Najbardziej rozczulają nas ci, którzy piszą, że im się nagonka na Eugena znudziła i że jak już ma powołanie, to niech zagra. A potem się go rozliczy z gry! To są dopiero pajace. Tacy pajace, co jednego dnia by poszli na manifestację pod hasłem „Wolne Kosowo”, a następnego by stwierdzili, że im się te okrzyki już znudziły i teraz pójdą do tych od „Kosowo należy do Serbii”. Sprawa Polanskiego nie ma być ciekawa, wystarczy, że jest ważna. I przypominanie o tym, co kiedyś mówił Polanski nie musi być ciekawe, wystarczy, że jest istotne. Możecie tym rzygać – wasza sprawa. A my będziemy pisać, bo czujemy taką potrzebę. Jak ktoś chce oceniać sprawę Polanskiego dopiero po meczu, to znaczy, że zupełnie nie rozumie, o co chodzi w całej dyskusji.
Z Polanskim to jest tak – kto miał być przeciwko, ten był przeciwko już zanim o tym napisaliśmy. A kto był za – ten będzie za, cokolwiek byśmy napisali. Ł»adna ze stron drugiej nie przekona, dla nas to jasne, my to rozumiemy.
Ale pisać będziemy o tym, co wydaje nam się ważne. Kurwienie kadry jest dla nas sprawą dużej wagi.