Nastolatek z Kantabrii powalił na kolana całą Europę. Na swojego następcę namaszczał go wielki Gento. Ręce zacierał nawet sir Alex Ferguson. Szkot wsiadł w pierwszy samolot do Hiszpanii, ale wrócił z pustymi rękami. Młodzian odmówił, interesowała go tylko gra w La Liga. Real miał już od tego momentu z górki. Werdykt władz „Królewskich” był jednogłośny: brać go! Minęło dwanaście miesięcy i teraz zakrzyknięto, że trzeba szukać mu nowego klubu. Przesyłkę zatytułowaną „Sergio Canales” zaadresowano na Estadio Mestalla. Piłkarza chce odkurzyć Valencia, a ten zamierza w najbliższym sezonie zapracować na kolejną szansę w stolicy.
Marzec 2010. Większość 19-latków nad Bałtykiem utrwala wzór na deltę przed maturą z matematyki. Canales ma inne zmartwienia. Próbuje oswoić się z rzeczywistością. Światło dzienne ujrzała wiadomość, że w kontrakcie pomocnika zapisano klauzulę odejścia w wysokości 150 milionów euro. Taką samą jak w przypadku Casillasa, Higuaina i Ramosa. Kilka dni wcześniej Real wykupuje go z Racingu Santander za około 5 milionów euro. Sezon ciągle w trakcie, a przed oczami mienią się worki z pieniędzmi. Nie wytrzymał i wystawił się na krytykę, jeszcze zanim wszyscy dowiedzieli się, że szuka domu w Kastylii. Ludzie byli zawiedzeni. Ich człowiek wyłamał się z lokalnej, spokojnej społeczności.
Pisaliśmy ostatnio, że o angaż w Realu najwyraźniej stara się Ever Banega. Zdjęcie Argentyńczyka w koszulce wicemistrzów Hiszpanii szybko obiegło wszystkie serwisy internetowe. Prekursorem tego pomysłu był właśnie Canales. Zdążył pozować w trykocie Realu, kiedy od transferu dzieliło go jeszcze sporo. „Marca” nie musiała go długo namawiać. Miała być tylko niewinna sesja zdjęciowa do wywiadu. Animuszu dodało Sergio to, że parę dni wcześniej zjadł kolację w towarzystwie Jorge Valdano. Od tej pory nie ukrywał, gdzie chciałby kontynuować karierę. Za swój wybryk musiał przeprosić, ale w końcu dostał to, czego pragnął.
Canales dołączył do Ivana Helguery, Pedro Munitisa i Gento – słynnych kantabryjczyków, którzy w przeszłości grali w królewskiej bieli. Ledwie po podpisaniu kontraktu chodziła mu po głowie myśl, żeby zostać w Racingu jeszcze na rok w ramach wypożyczenia. Wystarczyło jednak z bliska zobaczyć Santiago Bernabeu, by zmienić zdanie. Nie pozostało nic innego, jak tylko lecieć na tournee zespołu do USA i walczyć o realizację swoich marzeń.
Finezja, polot i wreszcie gol. Lepszego debiutu nie można było sobie wymarzyć. Gazety nie pozostały głuche na sygnały docierające zza Oceanu. Nawet jeśli był to sparing ze średnim Club America. Z dnia na dzień zrobiono z niego wschodząca gwiazdę „Królewskich”. Kogoś przygrzało chyba lekko na sierpniowym upale… Na jego pozycji w klubowej kadrze figurowali Kaka i Oezil. Wystarczyło jednak, żeby Brazylijczyk doznał poważnej kontuzji… by oliwy do ognia dolał Mourinho! – Nie ma dramatu – powtarzał Portugalczyk. Canales był planem B, który musiał wypalić.
W niedługim czasie rozpoczęła się seria niefortunnych zdarzeń. Zamiast przybijać piątki z Ronaldo po kolejnych golach, kuśtykał jedynie u boku Fernando Gago i Kaki. Szybciej doczekał się integracji z latynoskim duetem w gabinecie lekarskim niż z resztą zespołu w szatni. A Oezil w tym czasie szalał, był na ustach wszystkich. Do tego stopnia, że nikt nie czekał na powrót Kaki. A co dopiero mówić o Sergio, który co chwila musiał leczyć skręconą kostkę.
Powrót do treningów przyniósł kubeł zimnej wody. Ofensywny pomocnik znalazł się w kadrze na rewanżowy mecz Copa del Rey z Murcią. Nim zdążył nacieszyć się grą, już nie było go na boisku. W przerwie dowiedział się, że nie musi się spieszyć pod prysznicem. Nie wyszedł na drugie 45 minut. Po meczu usłyszał kilka cierpkich słów pod swoim adresem. Mourinho uświadomił sobie, gdzie popełnił błąd. Nie wypożyczył nastolatka, by ten się ogrywał i sprezentował mu brutalne zderzenie z rzeczywistością. – Dlaczego go zmieniłem? Bo zwyczajnie nie mogłem patrzeć na jego grę – dręczył Canalesa.
Nadeszło zbawienie – zimowe okienko transferowe. Było niemal pewne, że piłkarz pójdzie na wypożyczenie. Problemy zaczęły się już od zapisów w umowie pomiędzy Racingiem a Realem. Jeśli „Królewscy” chcieli go oddać do innego klubu niż Racing… byli zmuszeni przelać na konto klubu z Santander dodatkowe 5 milionów euro. Klauzula wygasła dopiero po zakończeniu sezonu. Kolejkę chętnych trzeba było uszczuplić. Najbardziej zaskoczył sam zainteresowany, który poprosił Mourinho o jeszcze jedną szansę. Koniecznie chciał udowodnić swoją przydatność.
Czas pokazał… że decyzja o jego pozostaniu znów była błędna, a Canales za bardzo zawierzył swoim umiejętnościom. W całych rozgrywkach rozegrał od pierwszej minuty tylko trzy mecze w lidze. Zmarnowane pół roku sprawiło, że tym razem na Bernabeu nikt nie chciał go już słuchać. Obie strony oszczędziły sobie przydługich rozmów. Real dał jasno do zrozumienia, że czeka na oferty za swojego zawodnika. Pod warunkiem, że będą one dotyczyły tylko wypożyczenia. Najszybszy był Wolfsburg i kiedy dogadał się już z madrytczykami, Canales zaczął oponować. Ostatecznie wybłagał, żeby puszczono go do klubu z La Liga.
Kamień spadł Perezowi i Mourinho z serca, kiedy konkretną ofertę przedstawiła Valencia. „Nietoperze” finiszowały na podium rozgrywek tuż za „Los Blancos”, ale Real nie obawia się siły pogrążonego w długach rywala. Były piłkarz Racingu dołączy do wychowanka Realu – Daniego Parejo – którego przed dwoma laty bez żalu oddano do Getafe. Paradoksalnie, jeszcze przed kilkoma dniami mówiło się, że zastąpi w zespole „El Geta” właśnie Parejo. Ich drogi ostatecznie się skrzyżowały i obaj mają rozkręcić ofensywę VCF.
Od śledzenia kariery 20-latka można nabawić się bólu głowy. W półtora roku zanotował skok z Segunda B do La Liga. Skok na wielką scenę, gdzie za kulisami przebrano go za superbohatera i rozkazano podbić rodzime rozgrywki. To było za wiele dla młodego i przestraszonego chłopaka. Po drodze, nawet kiedy zawodził i lizał rany, otrzymał 15 ofert w zimowym okienku transferowym. A jeszcze dwanaście miesięcy temu Manchester City był skłonny płacić mu 10 milionów euro rocznie. Więcej, niż… wynosi jego aktualna wartość.
Jedno jest pewne. Chłopak to talent, lecz nie wiadomo czy na miarę uszytego, białego garnituru. Przychodząc do Realu, jego największym marzeniem było wygranie Ligi Mistrzów. Teraz za sukces będzie mógł uznać nawet wyjście z fazy grupowej rozgrywek. Najlepszy pomysł na jego rozwój miał przed kilkoma miesiącami Johan Cruyff. – Jemu po prostu trzeba pozwolić grać, choćby w Santander – postulował Holender. Świat stanął na głowie. Real posłuchał legendy Barcelony, a piłkarz powalczy o miejsce na Bernabeu. Nową metodą – korespondencyjnie.
FILIP KAPICA
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]