Miała być demolka na pożegnanie Luisa Enrique, a była mordęga. Barcelona zamiast urządzić festiwal bramek przyszykowała pokaz zmarnowanych okazji. Aż trudno uwierzyć w to, że zdołali strzelić cztery bramki i wygrać, bo to czego dzisiaj nie trafiali Neymar, Suarez i Messi wołało o pomstę do nieba.
Od pierwszej minuty piłkarze Barcelony wyszli jak na ścięcie. Tam chyba nikt nie wierzył w Malagę i niestety odbiło się to na postawie wielu zawodników. Byli niewidoczni, a jak już mieli futbolówkę przy nodze, to za bardzo nie wiedzieli co z nią zrobić. Cóż, to nie była Barcelona, do której jesteśmy przyzwyczajeni i jakoś niespecjalnie zdziwiła nas bramka Inuiego na 0:1. Okoliczności w jakich Barca straciła pierwszą bramkę doskonale opisują ten mecz. Co prawda skrzydłowy Eibaru dostał fajną piłkę w polu karnym gospodarzy i od razu huknął, co dało bardzo ładną bramkę. Ale równie dobrze mógł przyjąć i zastanowić się parę sekund i zapytać ter Stegena w który chce róg. Na pewno nie przeszkodziliby mu w tym Umtiti, Marlon i Sergi Roberto, bo ci stali w kupie parę metrów od japońskiego skrzydłowego. Zwłaszcza Sergi Roberto zapomniał chyba na jakiej pozycji wystawił go Lucho w tym meczu i błąkał się po boisku.
Festiwal zmarnowanych sytuacji, to chyba najlepsze określenie tego, co dzisiaj działo się na Camp Nou. Trochę wyglądało, to tak jak by napastnicy Barcelony założyli się o to, kto zawali najlepszą okazję. Przodował w tej konkurencji zwłaszcza Luis Suarez, który już w pierwszej połowie zmarnował trzy stuprocentowe okazje. Po przerwie przez długi czas wcale nie było lepiej. No, a swoje dołożyli też Neymar i Messi. Leo był nijaki, a pudło jakie zaliczył z trzech metrów to prawdopodobnie jedno z najgorszych w jego karierze.
Barcelona kreowała okazje, ale wszystko marnowała, a Eibar (głównie Inui) wręcz przeciwnie. Japończyk zaliczył drugie trafienie i kibice na Camp zaczęli opuszczać stadion. Wtedy nastąpiło jakieś przełamanie. Bramka kontaktowa wpadła po akcji Neymara, ale to nie Brazylijczyk wpisał się na listę strzelców. Katalończykom pomóc musiał Junca, który zaliczył swojaka. Ku zdziwieniu wszystkich wyrównał Luis Suarez, który zmarnował dzisiaj więcej okazji, niż przez ostatnie dziesięć spotkań. Na 3:2 z rzutu karnego załadował Leo Messi, ale oczywiście nie za pierwszym razem. Wcześniej Argentyńczyk z jedenastu metrów huknął z całej siły i górą był Yoel. W doliczonym czasie gry Messi przypomniał sobie, jak grać w piłkę na kosmicznym poziomie i po rajdzie w swoim stylu postawił kropkę nad I.
Po raz kolejny nie mogło odbyć się także bez kontrowersji. Pierwszy rzut karny, który został odgwizdany na Albie to klasyka hiszpańskiego sędziowania. Ewidentne nurkowanie obrońcy Barcy, a sędzia wskazuje na wapno. Na szczęście oliwa sprawiedliwa – Messi nie trafił, ale jak tam można było odgwizdać karnego? Kryminał.
Choć oglądaliśmy sześć goli i teoretycznie mogłoby robić to wrażenie, to mecz został zabity w Maladze, już o 20:02, gdy Cristiano strzelił gola przybliżającego Real do mistrzostwa. Barca kończy sezon z niedosytem, bo drugie miejsce w Katalonii, to pierwsze przegrane.
Barcelona – Eibar 4:2 (0:1)
0:1 Inui 7′
0:2 Inui 61′
1:2 Junca 63′ – samobój
2:2 Suarez 73′
3:2 Messi 75′
4:2 Messi 90+2′