Górnik Łęczna ma doświadczenie w zajmowaniu 14. miejsca w Ekstraklasie. Dwa sezony temu udało się minimalnie przegrać walkę o spadek, w zeszłym roku znów pierwsze miejsce nad kreską i co tu dużo mówić – to doświadczenie może się przydać. Bo wiele wskazuje na to, że właśnie spośród pary Arka-Górnik wyłoniony zostanie drugi spadkowicz (przy założeniu, że pierwszym będzie Ruch). A gdybyśmy mieli oceniać szanse tych drużyn na pozostanie w lidze tylko na podstawie meczów z tej kolejki, to z dużą dozą pewności stwierdzilibyśmy, że na początku czerwca na wesoło pite będzie w Łęcznej Lublinie.
Bo choć Górnik swój mecz tak jak Arka przegrał, to w przeciwieństwie do zdobywców Pucharu Polski pozostawił po sobie nie najgorsze wrażenie. Tak generalnie, bo były momenty, w których Piast gniótł przyjezdnych z taką łatwością, z jaką doświadczony złomiarz gniecie puszki po piwie. Ot, choćby początek. Zapachniało beznadziejnym startem Smudy, bo nie minął kwadrans, a już mieliśmy 2-0.
I tu dwa słowa chcemy poświęcić Denisowi Gojce, który dał Piastowi prowadzenie. Niepozorny chłopak, ale ma w sobie to coś. Co mecz, to jakiś błysk. Do tej pory wchodził z ławki, ale za każdym razem pokazywał, że nie tych szans nie dostaje tylko dlatego, że jest młody. Nagrodą pierwszy skład bez czekania na to aż Piast zapewni sobie utrzymanie i ten żółtodziób znów pokazał się na tle wyjadaczy. Warto mieć go na oku.
Drugą bramkę szybko dorzucił Sedlar po dośrodkowaniu niezawodnego Badii. Górnik był już liczony, ale wstał, otrzepał się i wrócił do gry za sprawą gola kontaktowego Dźwigały. I od tej chwili mieliśmy całkiem przyjemne wymiany ciosów, bo a to z jednej strony próbowali Śpiączka, Hernandez czy Bonin, a to z drugiej swoje szanse mieli Jankowski czy Żivec. Do tego pierwszego wyjątkowego pecha ma wspomniany Badia, bo ostatnio to stały element każdego meczu Piasta – Hiszpan wystawia patelnię koledze, a ten marnuje okazje. Fajna łupanka, bo długo trzymani byliśmy w niepewności.
Tak jak ostatnio pochwaliliśmy Dariusza Wdowczyka za nos do zmian, tak dzisiaj popsuł dobrze funkcjonujący mechanizm, gdy ściągnął w przerwie Sekulskiego a posłał na plac Papadopulosa. Może gdyby walenie łokciami było dozwolone, to Czech byłby bardzo pożyteczny, ale przypominamy, że nie jest. Zarówno jemu, jak i Grzelczakowi, który dziś chyba powinien wylecieć z boiska po dwóch żółtkach. Trenerowi Piasta nie wyszła też zmiana z Masłowskim – niby piłkarz kompletny, a wyglądał jakby nie spał przez ostatnie trzy noce. W sumie ma szczęście, że obyło się bez konsekwencji, choćby wtedy gdy źle w polu karnym pokrył Dźwigałę.
W końcówce Piast powinien wykorzystać jedną z kontr, ale od pewnego momentu i tak kontrolował przebieg wydarzeń, więc można przymknąć oko. Górnik musi poprawić skuteczność, jeśli nie chce na własnej skórze boleśnie przekonać się, że do trzech razy sztuka.
Fot. 400mm.pl