Zepsuty. Arogancki. Piekielnie utalentowany

redakcja

Autor:redakcja

26 lipca 2011, 16:13 • 7 min czytania

Ostatnio sporo pisaliśmy o piłkarskich świrach. Był cyrkowiec ze Szwecji Martin Mutumba oraz amator filmów porno i miłośnik Burger Kinga – Ever Banega. Czas jednak przedstawić gościa, który nakrywa ich obu czapką. Niemcy określają go mianem „Skandalspieler”, ale im dłużej wertowaliśmy listę jego wybryków i głupich wypowiedzi, tym bardziej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że to piłkarski birbant, jakich mało. George Best powiedział kiedyś o Paulu Gascoignie, że jego IQ jest mniejsze od jego numeru na koszulce. To samo można powiedzieć o Marko Arnautoviciu. Piłkarzu, który jest mentalnym skrzyżowaniem Krzysztofa Króla z Błażejem Augustynem. W zasadzie różni go od nich tylko jedno. Austriak potrafi grać w piłkę.

Zepsuty. Arogancki. Piekielnie utalentowany
Reklama

Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Nie inaczej jest w rodzinie Arnautoviciów. Za 22-letnim Marko krok w krok podąża jego starszy o trzy lata brat – Danijel. Razem zaczynali grać w piłkę w małym klubie Floridsdorf AC i do dziś są praktycznie nierozłączni. Kiedy Marko, jako 17-latek, wyjechał do holenderskiego Twente Enschede, Danijel pojechał za nim i szybko znalazł zatrudnienie w trzecioligowym HSC’ 21 Haaksbergen. Z piłką dał sobie spokój dopiero dwa lata temu, kiedy brat podpisał kontrakt z Interem Mediolan. Amatorskie granie nie miało już dla niego sensu. Kasy mieli jak lodu. Musiał się tylko trzymać blisko brata. Mediolan czekał. Zakupy w Montenapoleone i imprezy na Piazza Del Duomo również.

Układ między braćmi był i nadal jest prosty. Marko zarabia, a Danijel bawi się za jego kasę. A w zasadzie bawią się wspólnie. Tak było we Włoszech, tak jest i teraz w Niemczech. Relacja z jednej imprezy została nawet dość skrupulatnie opisana w niemieckim „Bildzie”, kiedy to obu wyrzucono o drugiej w nocy z bremeńskiej dyskoteki „La Viva” za udział w bójce. Sprawa szybko nabrała rozgłosu. Wiadomo, awanturujący się piłkarz, to zawsze doskonała „pożywka” dla bulwarówek. Ale skandal był tym większy, że impreza odbyła się… dzień przed meczem ligowym z Borussią Dortmund. Oczywiście Arnautović w tym meczu nie zagrał. Wściekły trener Thomas Schaaf wyrzucił go z kadry na to spotkanie i odsunął od pierwszego zespołu.

Reklama

To zresztą nie był pierwszy raz, kiedy Marko awanturował się w imieniu brata. Podobnie było w marcu, kiedy ochrona nie chciała wpuścić Danijela do loży dla VIP-ów podczas jednego z meczów reprezentacji. Fragment możecie obejrzeć na filmie poniżej. Danijel to ten, który wygląda jak Vin Diesel po stylizacji u Jacykowa.

Kłopoty, to jednak specjalność Marko Arnautovicia. Nie bez przyczyny napisaliśmy we wstępie, że ma coś z naszego ulubieńca, Krzysztofa Króla. Otóż, jeszcze podczas pobytu w Interze Mediolan, postanowił pożyczyć samochód od Samuela Eto’o. Był to biały Bentley Continental GT, wart około 150 tysięcy euro. Marko podobno chciał go kupić i wziął go na „jazdę testową”. Jeździł nim po Mediolanie przez dwa tygodnie. Co nie oznacza, że po upływie tego czasu oddał go z powrotem Kameruńczykowi. Co więcej, nie mógł oddać, bo mu go skradziono, kiedy popijał espresso w mediolańskim Sheratonie…

Ostatecznie Marko zamiast na białego Bentleya, zdecydował się na białe Lamborghini.

– To sympatyczny chłopak, ale o mentalności dziecka – powiedział o nim Jose Mourinho, jeszcze jako trener Interu. Obaj zresztą nie potrafili znaleźć wspólnego języka. Portugalczyk szybko postawił na nim krzyżyk, traktując go bardziej jako maskotkę drużyny, niż poważnego kandydata do gry w pierwszym składzie. – Na mój nieudany pobyt we Włoszech złożyły się dwie przyczyny: kontuzja oraz trener – stwierdził po czasie Arnautović. – Mourinho lubi ciężką pracę, w angielskim stylu, dlatego nie odpowiadał mu mój sposób trenowania. Później jednak, kiedy poznałem jego mentalność, zmieniłem swoje podejście. Również mój styl życia nie był odpowiedni, ponieważ jadałem nawet o północy, spałem niewiele – przyznał w kolejnej rozmowie.

W Interze rozegrał trzy mecze. Zanim jednak trafił do Mediolanu mógł wybrać: albo Inter, albo Chelsea. I wybrał… Chelsea. Szczegóły transferu były już dograne, „Arna” spędził cztery dni w Londynie, gdzie dogadał się w sprawie kontraktu, ale lekarze „The Blues” zobaczywszy uraz jego prawej stopy, stwierdzili, że rehabilitacja może potrwać nawet pół roku i do transferu nie doszło. Dla działaczy Interu nie było to jednak problemem i wypożyczyli Austriaka na rok z Twente Enschede, gwarantując sobie opcję pierwokupu za, bagatela, 10 milionów euro. Piłkarz momentalnie zapałał ogromną miłością nie tylko do Nerazzurrich, ale i do całego calcio.

– Pragnę grać dla Interu w Serie A, w lidze, którą się fascynuję. Inter to najlepsza drużyna we Włoszech i kiedy dowiedziałem się, że się mną interesuje, byłem bardzo szczęśliwy. Nie obchodzą mnie oferty z innych klubów. W Interze występują mistrzowie i byłoby wspaniale grać razem z nimi w jednej drużynie – przyznał po podpisaniu kontraktu.

Jego warunki fizyczne, umiejętności techniczne czy nawet bałkańskie korzenie, pozwalały kibicom wierzyć, że oto przyszedł nowy Zlatan Ibrahimović. W podobne porównania bawili się też włoscy dziennikarze. Ale do czasu. Przestali w to wierzyć w momencie, kiedy i kibiców przestał szokować widok pijanego Austriaka, wychodzącego nad ranem z dyskoteki, i to o kulach. Oczywiście, w asyście swojego brata.

Ostatecznie Arnautović drugim Zlatanem w Interze nie został, ale za to zyskał miano większego pajaca, niż Mario Balotelli. A to naprawdę duża sztuka. Mała porcja filmów pozwoli Wam lepiej zrozumieć zasadność tych słów.

Warto wytrzymać do końca.

Kibice Interu darzyli go jednak sporą sympatią, a on doskonale wiedział, jak ich sobie zjednać.

Jedno, co Austriak na pewno wyniósł z Mediolanu, to jeszcze większa arogancja. W Bremie na dzień dobry zyskał ksywę „Arogantović”. Trudno się dziwić. Już na pierwszy trening Werderu wyszedł w korkach, zrobionych na zamówienie, z napisem „Champions League winner 2010”, choć w Lidze Mistrzów nie zagrał nawet minuty. Kwintesencja sodówki, ale to jeszcze nie koniec. Thomasowi Schaafowi powiedział wprost, że jego treningi – przy tym, co robił z Mourinho w Interze – są po prostu nudne. Już podczas pierwszego zgrupowania zdążył kilkakrotnie zirytować szkoleniowca Werderu. Grał pod siebie, pyskował, kwestionował każdą jego decyzję, a gdy ten zasugerował mu pozycję spaloną w treningowej gierce, kopnął piłką w baner reklamowy. Jego taryfikator kar był systematycznie modyfikowany. Najpierw były pompki, bieganie dookoła boiska, a potem już tylko kary pieniężne i wyrzucanie z treningów. – On musi w końcu dorosnąć. Zrozumieć, że nie wszystko kręci się wokół niego – mówił zdegustowany jego zachowaniem Klaus Allofs, dyrektor sportowy Werderu.

Ale zawodnik sprawiał problemy nie tylko w Werderze. Nikogo chyba już nie zaskoczy informacja, że Marko został wyrzucony z reprezentacji. Taką decyzję podjął trener Didi Constantini po meczu eliminacyjnym w Stambule, gdzie Austriacy przegrali 0:2. Powód? Arnautović wściekł się na Stefana Maierhofera, który cztery minuty przed końcem meczu nie pozwolił mu wykonać jedenastki, po czym sam ją fatalnie przestrzelił. W szatni zawrzało. Według relacji austriackich mediów doszło do przepychanki między piłkarzami, a Marko po serbsku wykrzyczał Maierhoerowi, tu cytat: „Pierdolę twoją matkę”.

Na tym jednak nie koniec. Marko zadbał również o inne atrakcje. Tym razem już na lotnisku. Niemałe było zdziwienie piłkarzy, trenera, działaczy i dziennikarzy, gdy na pokład samolotu Austrian Airlines młokos zabrał dziewczynę, którą spotkał chwilę wcześniej, właśnie na lotnisku w Stambule. – Konsultował to wcześniej ze mną. To jego sympatia z Turcji – powiedział dziennikarzom Constantini. Nikt mu nie uwierzył.

I podczas gdy większość zawodników siedziała na swoich miejscach, w przygnębieniu, rozpamiętując jeszcze porażkę z Turkami, „Arna” dokładnie badał językiem usta i dekolt koleżanki, siedząc tuż przed szefostwem austriackiej federacji piłkarskiej. Ci, tylko grzecznie poprosili piłkarza Werderu, żeby zmienił miejsce wraz ze swoją towarzyszką. Po powrocie do Wiednia nie było jednak już tak słodko i przyjemnie. Trener Constantini zapowiedział, że u niego Arnautović już więcej nie zagra, a na pytanie austriackiego dziennikarza: – Co Marko musi zmienić w swoim zachowaniu, żeby wrócić do kadry? Odpowiedział: – „Wszystko”. I nie pomogły nawet słowa Andreasa Herzoga, który przyznał, że Arnautović to najlepszy piłkarz, jakiego miała reprezentacja Austrii od czasów Hansa Krankla.

Co ciekawe, „Arna” od dłuższego czasu, niemal w każdym wywiadzie powtarza mniej więcej to samo: – Tak, wiem, że popełniłem błąd. Muszę się zmienić. Obiecuje, że się zmienię!

Ale tej zmiany za bardzo nie widać. Ostatnio utwierdził nas tylko w przekonaniu, że jego iloraz inteligencji jest odwrotnie proporcjonalny do skali piłkarskiego talentu. Przekonajcie się sami. Oto jak Marko opisał niemieckim dziennikarzom swoją kobietę marzeń:

– Przede wszystkim musi być wytatuowana, to dla mnie najważniejsza sprawa. Poza tym powinna mieć czarne włosy i silikonowe cycki.

O gustach się nie dyskutuje, więc to przemilczymy. Każdy sam wyciągnie wnioski. Ale nie da się ukryć, że takiego asa dawno w świecie futbolu nie było, oj dawno. Można podsumować go krótko: w nogach talent, w głowie siano. Naprawdę warto śledzić losy tego chłopaka, bo na pewno jeszcze nie raz nas zaskoczy.

***

Przed miesiącem karierę piłkarską postanowił wznowić jego brat Danijel, który dostał propozycję gry w piątoligowym klubie FC Oberneuland. Ma tam zastąpić otyłego Ailtona, który po latach tułaczki postanowił wrócić do Brazylii. Obstawiamy jednak, że starszy z braci Arnautoviciów wyleci stamtąd jeszcze przed końcem roku. Za bójkę albo zbyt częste imprezowanie. W końcu ostatnimi czasy jego życie, to nie żaden FC Oberneuland, tylko Cafe Flair. Kawiarnia w Bremie. Otwarta dzięki funduszom Marko.

JAKUB POLKOWSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę

Braian Wilma
3
Fenerbahce zaakceptowało dwie oferty z Polski. Znaleźli już następcę
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama