Angielska robota

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2011, 21:29 • 7 min czytania

– Dlaczego brytyjscy piłkarze tyle kosztują? – to pytanie zadał Arsene Wenger gdy w 2008 roku sprowadzał 15-letniego Luke’a Freemana z Gillingham. Musiał wyłożyć wtedy ponad 600 000 funtów za stawiającego pierwsze kroki w dorosłej piłce napastnika. Wenger od razu sam odpowiedział na to pytanie.
Zdaniem Francuza sprowadzając piłkarzy z Wysp ma się ten komfort, iż piłkarz nie będzie miał problemów z przystosowaniem się do stylu gry i do angielskiej pogody. Wyspiarz nie będzie miał również wielkiej ochoty opuszczać Premier League na rzecz podboju Hiszpanii czy Serie A. Od tego czasu przepisy podsunęły kolejny argument w postaci wymogu posiadania w kadrze 4 wychowanków (Liga Mistrzów) oraz 8 piłkarzy wyszkolonych przez kluby rodzimej Premiership (wymóg Ligi Mistrzów i Premiership) Czy te zalety kompensują koszty związane z przepłacaniem za piłkarzy z Wysp? Bo na fakt, że za angielskich piłkarzy się przepłaca są miażdżące dowody.

Angielska robota
Reklama

Najświeższe dowody nazywają się Phil Jones i Jordan Henderson. Obaj oprócz zalet wynikających z narodowości mają jeszcze jedną – młody wiek. 19-letni Jones w zeszłym sezonie był już etatowym środkowym obrońcą Blackburn, zaś 21-letni Henderson wywalczył sobie miejsce w drugiej linii Sunderlandu. Za pierwszego sir Alex Ferguson wyłożył prawie 17 milionów funtów, zaś Henderson przeszedł do Liverpoolu za niespełna 16 milionów. Obaj mieli przeciętny sezon, dobre mecze przeplatali słabymi, a najczęściej grali przeciętnie. Przeciętnie wyglądają też ich statystyki i noty zbierane po każdej kolejce. Mimo to trafili do piłkarskiego raju.

Na zasadzie „bo młody i zdolny” bilet do Premiership wygrał w tym okienku również Connor Wickham. 18-letni napastnik zdobył 9 goli i 3 asysty dla drugoligowego Ipswich w 37 meczach. Pierwszego gola strzelił w lutym odkąd zaczął wychodzić w wyjściowej jedenastce. Pozwoliło mu to na zgarnięcie nagrody dla najlepszego młodego piłkarza ligi i transfer do Sunderlandu za kwotę niespełna 8 milionów funtów. Co ciekawe 22-letni Marokańczyk Adel Taarabt, który tę samą klasę rozgrywkową po prostu rozjechał (19 goli i 23 asysty w 44 meczach) jest wyceniany na dość podobną sumę. Wygląda na to, że Sunderlandu nic nie nauczyły historie z innymi „obiecującymi” wyspiarzami tj. Craigiem Gordonem, o którym będzie niżej czy Antonem Ferdinandem. Anton podobnie jak jego starszy brat Rio jest środkowym obrońcą. Kilka lat temu Sunderland wyłożył na 23-letniego wówczas zawodnika ponad 8 milionów funtów licząc, że nawiąże od do formy swojego brata. Po 3 sezonach okazało się, że jedyne piłkarskie podobieństwo między braćmi jest takie, że obaj stanowią pociechę dla Manchesteru United. Rio gra tam pierwsze skrzypce na stoperze zaś Anton zaliczył po swojaku w dwóch ostatnich potyczkach Sunderlandu na Old Trafford.

Reklama

Piłkarze, których trudno już zaliczyć do kategorii „młody zdolny” dzięki właściwemu paszportowi również mogą przyprawić główną księgową klubu o migotanie przedsionków. Ot, taki Stewart Downing. Ma już 27 lat, jest skrzydłowym co oznacza, że kupując go za ponad 20 milionów funtów Liverpool nie ma szans aby odsprzedać go kiedyś z zyskiem. Miniony sezon był jego najlepszym w karierze kiedy to w miotającej się Aston Villii zdobył 7 goli i 8 asyst. Poprzednie sezony to albo boje z kontuzjami albo problemy ze stabilizacją formy. Na Anfield Road Downing może odpalić, a równie dobrze może podzielić los innego skrzydłowego Davida Bentleya, który 3 lata temu przechodził do Tottenhamu za 20 baniek. W pierwszym sezonie zdobył ledwie 2 gole w tym jednego przeciwko Wiśle Kraków. W kolejnych sezonach nie było lepiej i Anglik do dawnej formy nie może nawiązać nawet idąc na wypożyczenia.

Wydawać by się mogło, że ta mania przepłacania za brytyjskich piłkarzy nie dotyczy przynajmniej bramkarzy. Pierdołowatość bramkarzy z tego regionu jest wszak wiedzą powszechną. Można by więc pomyśleć, że przynajmniej na tej pozycji bramkarskie lebiegi nie będą bić transferowych rekordów. Otóż nic bardziej mylnego. Szkot Craig Gordon zanim De Gea został wykupiony przez Man United był trzecim najdroższym bramkarskim transferem w historii kosztując 9 milionów funtów. Z powodu kontuzji i niestabilnej formy nie jest zaś nawet niekwestionowanym numerem jeden w przeciętnym Sunderlandzie. Skoro już mowa o bramkarzach ze szkła to warto przypomnieć, że Chris Kirkland – ten sam, który bezskutecznie próbował wygryźć Jerzego Dudka ze składu Liverpoolu – został kupiony przez „The Reeds” za kwotę nieco większą niż… Jose Reina! Hiszpan kosztował podobną kwotę co Petr Czech i jak się okazało obaj znacznie lepiej przyzwyczaili się do angielskiej piłki niż zawodnicy urodzeni w Anglii.

Wątek odnośnie wielkich transferów bramkarzy o maślanych rękach należy zakończyć wzmianką o Richardzie Wrightcie. Wright kupiony przez Wengera w 2001 roku prosto z Ipswich za około 6 milionów miał być młodym, utalentowanym (a jakże!), który na długie lata zajmie miejsce po zbliżającym się do emerytury Davidzie Seamanie. Zamiast kariery była spektakularna klapa – Wright przegrał rywalizację nie tylko z Seamanem, którego nieudolnie zastępował, ale również z trzecim bramkarzem „Kanonierów” i po jednym sezonie opuścił Highbury, skutecznie zniechęcając francuskiego szkoleniowca do angielskich bramkarzy.

Pozostaje jeszcze pytanie w jaki sposób ten interes wciąż się kręci? Jak to możliwe, że przepłaca się co raz bardziej za piłkarzy, którzy coraz częściej zwyczajnie się nie spłacają? Argumenty Wengera są sprowadzaniem Brytyjczyków brzmią rozsądnie. To jednak za słaby powód aby płacić takie sumy. Przepisy odnośnie wymogu posiadania piłkarzy wyszkolonych w kraju można łatwo omijać poprzez sprowadzanie Anglików na etaty trzeciego bramkarza, piątego napastnika czy czwartego stopera. W ten sposób przepisom stałoby się zadość, a budżet klubu uniknąłby nonsensownych wydatków.

Niektórzy wskazują, że dzięki takim transferom kluby grają bardziej po angielsku, a jest to niezbędne aby osiągnąć w tej lidze sukces. Może i coś w tym jest, ale zdecydowana większość z tych przepłaconych angielskich piłkarzyków nie jest dobrym przykładem waleczności i determinacji. Gdyby sir Alex chciał stopera, który rzeczywiście gra po angielsku powinien był sięgnąć po kolegę Phila Jonesa z Blackburn – Chrisa Sambę. Rosły, czarnoskóry obrońca kolejny sezon niepodzielnie rządził w powietrzu przydając się pod obiema bramkami. Jakoś brakuje amatorów na jednego z najambitniejszych i najwaleczniejszych obrońców ligi. Zamiast tego sir Alex stawia na młodych Evansów, Smallingów i Jonesów, których Tim Cahill czy Didier Drogba nigdy się nie bali i bać nie zaczną.

Jeśli chodzi zaś o zawodników mających robić różnicę z przodu to pomocnicy pokroju Bentleya, Downinga czy Hendersona nigdy jeszcze nie byli tymi na których spoczywała największa odpowiedzialność w zespole. Historia ich karier to raczej pasmo walki o ustabilizowanie formy i nabranie wiary w siebie niż zapis przypadków gdy ich determinacja i charyzma poprowadziła zespół do zwycięstwa. Ze wszystkich transferów robionych w ostatnich latach najbardziej angielskim zakupem jest… Szkot Charcie Adam, który przeszedł z Blackpool do Liverpool. Jako jedyny posiada łączne zalety w postaci przyzwyczajenia do stylu gry ligi, waleczności i cech przywódczych. Przez cały sezon grał zdecydowanie i skutecznie robił różnicę w zespole „Mandarynek”. Jego transfer na pewno nie jest przepłacony.

Wciąż jednak trudno wytłumaczyć po co przepłacano w tym i poprzednich okienkach za resztę grajków. Powodem może być zwyczajnie głupota podsuwając pomysł, że wraz z angielskim paszportem kupuje się też angielski charakter. A może nie ma sensu szukać racjonalnych wyjaśnień, bo prawdziwym powodem jest ślepa miłość? Gdyby więcej Anglików odchodziło z rodzimej ligi moglibyśmy się przekonać czy miłość do piłkarzy tej nacji czują także kluby z innych lig. Jest to niewykluczone czego żywym przykładem jest Scott Carson. Bramkarz, który zawalił Anglikom eliminacje do Euro 2008, a w ostatnim sezonie był winny temu, że West Bromwich – mimo iż finiszowało na 11 miejscu – było drugim najgorszym zespołem pod względem liczby straconych goli. Mimo takich wyczynów znalazł zatrudnienie w tureckim Bursasporze. Turcy kupili tego 25-latka za kwotę zbliżoną do tej jaką Fiorentina wydała na Artura Boruca. Jak to mówią: lepszy przykład niż wykład.

Artur Wichniarek powiedział parę lat temu w wywiadzie dla „Kickera”, że gdyby był Niemcem, Holendrem czy Brazylijczykiem to już dawno pojawiłaby się kolejka chętnych do wykupienia go z Arminii Bielefeld. Patrząc na sumy za jakie kupowani są Anglicy nie sposób zaprzeczyć. Aż strach pomyśleć gdzie mogliby dziś grać Polczak z Wasilukiem gdyby tylko mieli stosowne obywatelstwo.

فukasz Paradowski

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama