Wojna o numer na koszulce

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2011, 21:20 • 5 min czytania

Kibice Liverpoolu z całego świata ostatnimi czasy popadli w konfikt. Podzielili się na dwa, zwalczające się wzajemnie obozy. O co poszło? O dwóch zawodników grających na tej samej pozycji. Dwóch tylko pozornie podobnych do siebie piłkarzy, walczących o jedno miejsce w kadrze. Raul Meireles i Alberto Aquilani.Na początku była dyskusja. Potem kłótnia. Ostatecznie doszło do wojny totalnej, toczonej na internetowych forach na całym świecie. Ł»eby zrozumieć genezę tego konfliktu, musimy się cofnąć do lata 2009 roku. Liverpool w rozgrywkach ligowych zajął drugie miejsce, cztery punkty za odwiecznym rywalem – Manchesterem United. Wtedy z klubem postanowił pożegnać się jeden z czołowych zawodników – Xabi Alonso. Mimo błagań kibiców, i samego Rafy Beniteza, Alonso przeszedł do Realu za kwotę 30 milionów funtów. Trzeba było kogoś ściągnąć na to miejsce…

Wojna o numer na koszulce
Reklama

Benitez poszperał na rynku transferowym, i postanowił kupić Alberto Aquilaniego. Włoski środkowy pomocnik znany był ze swoich umiejętności technicznych, zmysłu do gry kombinacyjnej, oraz kruchego zdrowia. Przez pięć lat w Rzymie, grał średnio 20 meczów ligowych na sezon. Pomimo jego kontuzjogenności, Benitez postanowił kupić tego gracza za około 17 milionów funtów. Il Principino, jak nazywany był przez kibiców Romy, przechodził do Anglii z niewyleczonym urazem kolana. Mimo tego, z miejsca zyskał sympatię kibiców. Z numerem 4 na czerwonej koszulce, zaczął występować w Premier League.

Jednak w tym sezonie coś poszło nie tak. Liverpool był cieniem drużyny sprzed roku. Z Ligą Mistrzów pożegnał się już w fazie grupowej, kontuzje zaczęły prześladywać Fernando Torresa i Stevena Gerrarda, czyli motory napędowe zespołu. Sam Alberto nie zachwycał. Przez cały sezon zagrał zaledwie 18 razy, zazwyczaj wchodząc z ławki rezerwowych. Benitez szybko stracił zaufanie do Aquilaniego, konsekwentnie wystawiając w środku pola Lucasa, który delikatnie mówiąc, nie prezentował wtedy najlepszej formy (ten sam Lucas został w tym sezonie wybrany najlepszym piłkarzem Liverpoolu, i kapitanem reprezentacji Brazylii). Włochowi nie pomagały też drobne urazy z którymi się zmagał, oraz liczne choroby. Jego organizm kiepsko zniósł przeprowadzkę ze słonecznej Italii, na deszczowe Wyspy Brytyjskie. Ale gdy Aqua pojawiał się na boisku, wnosił coś nowego, coś, czego brakowało wtedy drużynie The Reds. Potrafił tworzyć takie akcje, jak ta:

Reklama

Sezon się skończył, Liverpool zajął odległe, siódme miejsce w tabeli. W Europa League, gdzie trafił po odpadnięciu z Ligi Mistrzów, doszedł do pófinału, po dramatycznym boju odpadł z późniejszym triumfatorem – Atletico Madryt. Latem Benitez został zwolniony, a na jego miejsce zatrudniono Roya Hodgsona. Były menadżer Fulham dostał kredyt zaufania, i rozpoczął wcielanie w życie swojej wizji drużyny. Jedną z jego pierwszych decyzji personalnych, było pozbycie się Aquilaniego, którego uważał za zbyt miękkiego do Premier League. Ostatecznie wypożyczył go na cały sezon do Juventusu Turyn, a w jego miejsce sprowadził za 14 milionów euro portugalczyka Raula Meirelesa z FC Porto. Sam Aquilani z ulgą przyjął transfer. Nie spodobało mu się zbytnio w Anglii, i z chęcią wrócił do ojczyzny. Tymczasem jego następca, także z numerem 4 na plecach, zaczął podbijać serca kibiców.

Od samego początku Meireles notował świetne występy. Imponował walecznością, przeglądem pola, i świetnym strzałem z dystansu. Wyrósł na jednego z najlepszych zawodników Liverpoolu, a fani go pokochali. Mimo słabej gry całego zespołu, Meireles na boisku dwoił się i troił. Na początku można było mu zarzucać brak skuteczności, jednak gdy Hodgson został zwolniony, a menadżerem został legendarny Kenny Dalglish, przyszła fantastyczna seria. Meireles strzelił pięć goli w sześciu meczach. I to nie byle jakich goli, bo był to między innymi gol w derbach z Evertonem, trafienie przeciwko Chelsea dające zwycięstwo na Stamford Bridge, oraz przecudnej urody gol z Wolverhamton.

Gdy sezon dobiegał końca, Liverpool odmieniony przez „Kinga” Kenny’ego Dalglisha piął się w górę tabeli. W atmosferze skandalu z klubem rozstał się Fernando Torres, w jego miejsce zostali sprowadzeni Luis Suarez i Andy Carroll. Portugalczyk szybko się z nimi zgrał. Co ważne do końca sezonu nie odniósł żadnej poważnej kontuzji, jednak można było odnieść wrażenie że zaczyna się z niego robić zapchajdziura. Zarówno Hodgson, jak i Dalglish zaczęli przestawiać drużynę na 4-4-2. Często w środku pola wychodzili Gerrard i Lucas, a Raul Meireles był przesunięty na prawe skrzydło, gdzie nie czuł się tak dobrze jak w środku.

Ostatecznie klub zajął szóste miejsce, ale w sercach na Anfield zawitała nadzieja. Zmienił się właściciel klubu, Fenway Sports Group spłaciło długi klubu, i dało pieniądze na zakupy. Dalglish wydał w tym okienku całkiem sporo, kupując między innymi Charliego Adama i Jordana Hendersona – zawodników grających w środku pola. Dołączając do tego kapitana Stevena Gerrarda, mającego za sobą sezon życia Lucasa, wprowadzanego do drużyny z rezerw Jaya Spearinga zaczął się tworzyć tłok w środku pola. Zwłaszcza, że skomplikowała się sprawa Aquilaniego.

Juventus postanowił zostawić u siebie tego zawodnika, ale nie za cenę odstępnego wpisaną do kontraktu. Po długich negocjacjach oba kluby nie doszły do porozumienia, i chcąc nie chcąc Aquilani wraca na Anfield Road. W tej sytuacji, przy tylu zawodnikach środka pola trzeba kogoś sprzedać. Tylko kogo? Gerrard ma niepodważalną pozycję, a Lucas wyrósł na jednego z najlepszych defensywnych pomocników ligi. Jest za to Meireles, po którego ustawiła się kolejka z Interem Mediolan na czele. Aquilani? Są oferty, między innymi z Fiorentiny, ale dużo niższe niż władze klubu by chciały. Poza tym sam zawodnik też nie jest zainteresowany obniżką pensji.

Kogo więc sprzedać, a kogo zostawić? Kto się bardziej przyda drużynie w nadchodzącym sezonie? Kto ostatecznie zachowa numer 4 na koszulce, do którego prawa roszczą sobie obaj panowie? Niby nic nieznacząca cyferka stała się symbolem konfliktu. Trudna decyzja czeka Kenny’ego Dalglisha. Kibice podzielili się na dwa wrogie obozy – zwolenników Meirelesa, i zwolenników Aquilaniego. Co zadecyduje menadżer? To wie chyba tylko on sam. A my wiemy narazie jedno – że ten klub jest za mały dla nich dwóch.

Daniel Kasprowicz

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama