Reklama

Cztery dekady, cztery poziomy. Jak upadały derby Łodzi?

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2017, 13:56 • 10 min czytania 3 komentarze

Minęło ponad 40 lat od awansu Widzewa do najwyższej klasy rozgrywkowej. W sezonie 1975/76 klub zarządzany przez Ludwika Sobolewskiego dobił do swojego lokalnego rywala, Łódzkiego Klubu Sportowego, i od tej pory derby Łodzi stały się stałym elementem ligowego krajobrazu. Nie licząc starć z początków istnienia obu klubów – gdy de facto mecze ŁKS-u z Widzewem były jeszcze derbami aglomeracji a nie miasta – oraz dwóch powojennych spotkań, gdy Widzew na rok awansował do I ligi, to był początek wielkiej historii jednej z najciekawszych rywalizacji w Polsce.

Cztery dekady, cztery poziomy. Jak upadały derby Łodzi?

Czterdzieści lat. Cztery dekady. I – niestety – cztery poziomy. Derby Łodzi przeszły długą drogę – od meczów z udziałem reprezentantów Polski walczących o medale wielkich turniejów, przez starcia decydujące o kolejności na ligowym podium, przez smutny czas wegetacji na zapleczu Ekstraklasy i wreszcie dzisiejszą degrengoladę. Degrengoladę, bo inaczej tej sytuacji nazwać się nie da. Tak, piłkarze z obu stron miasta znów walczą w czubie tabeli, tak, znów na trybunach usiądzie komplet kibiców, tak jak i przy jesiennym starciu. Ale nie da się ukryć, że jakkolwiek będą się starać działy marketingu obu klubów i jakkolwiek nie będą zaklinać rzeczywistości oddani swym klubom łodzianie – mecz na czwartym ligowym poziomie to przede wszystkim dowód skali upadku piłki w tym mieście. Jak to się w ogóle mogło stać?

Sezon 1979/80

Trzecie wicemistrzostwo Polski dla Widzewa, klubu-zagadki, który w niesamowity sposób, budując się na piłkarzach odrzuconych u silniejszego rywala, w kilka lat z dna wdrapał się na sam szczyt. Ludwik Sobolewski, genialny organizator i zarządca, zbudował wtedy kapitał, który do dziś tworzy siłę RTS-u – bo to właśnie wtedy łódzkie dzieciaki do tej pory zapatrzone w Stanisława Terleckiego czy Grzegorza Ostalczyka zaczęły z większą sympatią spoglądać w stronę Włodzimierza Smolarka czy Zbigniewa Bońka. Widzew nie tylko dogonił rywala, ale już w 1982 roku, ledwie siedem lat po awansie do najwyższej ligi, przegonił go pod względem zdobytych mistrzostw Polski. Potem zaczęły się sukcesy w pucharach a wraz z nimi – wielka wojna na łódzkich ulicach, od tej pory podzielonych między dwa zwaśnione kluby, które jeszcze w końcówce lat siedemdziesiątych koegzystowały we względnej zgodzie i spokoju.

Zanim jednak zaczęła się walka na noże, miały miejsce bodaj najlepsze piłkarsko derbowe starcia w historii Miasta Włókniarzy. Wybraliśmy te z sezonu 1979/80, bo to prawdziwa manifestacja siły futbolu w centralnej Polsce. Co prawda widzewiacy mistrzostwo zdobyli dopiero rok później, ŁKS zaś już wtedy błąkał się co najwyżej w środku tabeli, ale pod względem uczestniczących w meczu nazwisk… Cóż, dzisiaj może zostać jedynie nostalgia. Po pierwsze – 30 i 35 tysięcy widzów na derbowych starciach. Wynik dziś nieosiągalny z powodu ograniczeń infrastrukturalnych – na obiekcie Widzewa może usiąść 18 tysięcy kibiców, na trybunie ełkaesiaków przy pomyślnych wiatrach i dopuszczeniu każdego sektora z buforami łącznie – nawet nie 6 tysięcy osób. Jeszcze większe wrażenie robią jednak składy. Po stronie ŁKS-u m.in. jeden z bohaterów Wembley i członek kadry na MŚ 1974 – Mirosław Bulzacki. Do tego Stanisław Terlecki, trzy lata wcześniej okrzyknięty wraz ze Zbigniewem Bońkiem “Odkryciem Roku” w plebiscycie “Piłki Nożnej” czy Marek Dziuba, właśnie pracujący na powołanie na rozgrywany dwa lata później mundial w Hiszpanii. W Widzewie skład jeszcze mocniejszy, jeszcze bardziej naszpikowany gwiazdami. Przede wszystkim – Zbigniew Boniek i Włodzimierz Smolarek. W drugim szeregu – Surlit, Tłokiński, Błachno. W sumie można by wymienić całą jedenastkę Widzewa i połowę składu ŁKS-u – same nazwiska, które zapisały się w historii nie tylko łódzkiego, ale polskiego futbolu.

Reklama

Na murawie wprawdzie dwa remisy – 1:1 – ale przyjemność z oglądania takich piłkarzy z tak liczną publicznością musiała rekompensować wszystko. Tym bardziej, że właśnie rozpoczynał się wielki czas Widzewa, który za moment do sukcesów w piłce krajowej dołożył historyczne mecze w europejskich pucharach.

Łódzki Klub Sportowy – Widzew Łódź 1:1 (0:0)
Miłoszewicz 50′ – Błachno 47′ (k.)

Widzew: Burzyński, Kowenicki, Jeżewski, Tłokiński, Możejko, Błachno, Boniek, Rozborski, Surlit, Smolarek, Pięta.
ŁKS: Konieczny, Filipiak, Bulzacki, Drozdowski, Galant, Miłoszewicz, G. Ostalczyk, Dziuba, Sobol, W. Nowak, S. Terlecki.

Widzew Łódź – Łódzki Klub Sportowy 1:1 (0:1)
Smolarek 52′ – Dziuba 43′

Widzew: Klepczyński, Jeżewski (67, Grębosz), Żmuda, Tłokiński, Możejko, Błachno, Boniek, Rozborski, Surlit, Smolarek, Dąbrowski (46, Pięta).
ŁKS: Kwaśniewicz, Chojnacki, Bulzacki, Drozdowski, Galant, Dziuba, G. Ostalczyk (58, Molanda), Woziński (18, Płachta), Sławuta, W. Nowak, S. Terlecki.

Sezon 1995/96

Reklama

Szalone lata dziewięćdziesiąte to już kompletnie inny klimat na trybunach i kompletnie inny poziom piłkarski. W przeciwieństwie do poprzedniej dekady jednak – teraz oba kluby walczyły w czubie tabeli. ŁKS przed momentem nieomal wyrwał mistrzostwo Legii (“cała Polska widziała”), Widzew rok wcześniej był wicemistrzem. Ogółem od 1992 roku aż do 1999 żadna z łódzkich drużyn nie spadła poniżej siódmego miejsca, a derbowe dwumecze niejednokrotnie decydowały o ułożeniu drużyn na podium najwyższej ligi. To właśnie w tym okresie też tytuł na trzy lata został w mieście – najpierw dwukrotnie mistrzostwo wywalczył Widzew, a potem trofeum przejął jego lokalny rywal.

Na trybunach… Na trybunach w tamtym okresie było bardzo różnie, nie do końca chcemy wracać do klimatu obrzucanych kamieniami pociągów i wywróconych na pomarańczową stronę “flejersów”. Faktem jest jednak, że derby przyciągały na stadion “nadkomplet” – w 1995 roku, na początku tej trzyletniej łódzkiej dominacji, na Widzewie usiadło 10 tysięcy osób, na ŁKS-ie 12 tysięcy. Ważny był też wynik – ŁKS urwał rywalom punkt, co w sezonie tak wyraźnie zdominowanym przez dwie drużyny (druga w tabeli na koniec ligi Legia miała 33 punkty przewagi nad Hutnikiem) mogło zaważyć na losach mistrzostwa. Trzeba jednak sprawiedliwie oddać – biało-czerwono-biali pomogli sąsiadom jak umieli, wcześniej pokonując 2:1 Legię, jako jedna z zaledwie trzech drużyn w tym sezonie. Drugą był Widzew na krótko przed końcem rozgrywek – i to właśnie trzy punkty w Warszawie ostatecznie zapewniły mistrzostwo “Czerwonej Armii”.

Warto jednak dodać, że to był dopiero początek tej wspaniałej historii Łodzi w połowie lat dziewięćdziesiątych. Wywalczony w tym sezonie tytuł dał Widzewowi przepustkę do gry w pucharach. Do napisania kopenhaskiej historii z komentarzem Tomasza Zimocha i do wielkich meczów z Borussią czy Atletico Madryt. Wielkie chwile zresztą trwały i trwały – 3:2 wyszarpane Legii w kolejnym sezonie, pamiętny gol Citki właśnie z Atletico, Mirosław Trzeciak z tytułem króla strzelców, mecze ŁKS-u z Manchesterem United (jedyny klub w tamtej edycji Ligi Mistrzów, który zagrał z United na zero z tyłu) czy z AS Monaco (gol piętą Piotra Matysa). To były bodaj najlepsze lata w historii łódzkiego sportu. Ale jednocześnie początek końca, po obu stronach miasta.

Widzew Łódź – Łódzki Klub Sportowy 3:1 (1:1)
Koniarek 24′, Czerwiec 50′, Koniarek 90′ – Mięciel 6′

Widzew: Woźniak, Bogusz, Bajor, Boguś, Szymkowiak (17, Michalczuk), Wyciszkiewicz, Czerwiec, Miąszkiewicz (76, Podolski), Szarpak, Koniarek, Siadaczka (71, Pikuta).
ŁKS: Robakiewicz, Lenart, Czachowski, Kłos, Krysiak, Myśliński, Terlecki, Niżnik, Wędzyński, Dubicki, Mięciel.

ŁKS Łódź – Widzew Łódź 1:1 (1:1)
Saganowski 21′ – Siadaczka 28′

Widzew: Woźniak, Gula, Łapiński, Bogusz, Wyciszkiewicz, Miąszkiewicz (89, Kubiak), Czerwiec, Szarpak, Citko, Koniarek, Siadaczka.
ŁKS: Robakiewicz, Bendkowski, Chojnacki, Kłos, Krysiak (66, Kościuk), Czachowski, Terlecki (75, Niżnik), Wędzyński, Lenart, Dubicki, Saganowski.

Sezon 2004/05

Pierwsze derby po dłuższej przerwie spowodowanej spadkiem ŁKS-u na zaplecze najwyższej ligi. Niestety dla Łodzi – to nie ŁKS dołączył do lokalnego rywala na poziomie I ligi, ale Widzew zleciał na dół. Wygłodniali brakiem tradycyjnej wojny w mieście kibice tłumnie przybyli nawet na zaplecze Ekstraklasy, ale w tym solidnym materiale, jakim od zawsze były łódzko-łódzkie starcia powstawały coraz większe dziury i nadpalenia. Jeśli przystawić nazwiska biorących udział w pierwszych derbach na zapleczu – Szwajdycha, Plewni czy Nuckowskiego – do tych, które decydowały o panowaniu w mieście w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych widać w jak głęboką przepaść wpadła Łódź. To prawda, już dwa sezony później udało im się jednocześnie powrócić, ale tak naprawdę spadek Widzewa w 2004 roku zapoczątkował dekadę stopniowego upadania miasta z 6 tytułami mistrzowskimi w swoich granicach.

Jeśli bowiem przyjrzeć się obu klubom dokładniej – od 2004 były w stanie permanentnej walki o życie. Przechodziły z rąk do rąk, zazwyczaj w towarzystwie kibicowskich zrzutek na pokrycie niektórych wydatków. W Widzewie cały czas mieli panować poważni biznesmeni, ale okazało się, że ani Wojciech Szymański, ani Sylwester Cacek takimi nie są, przynajmniej na polu piłkarskim. W ŁKS-ie Daniela Goszczyńskiego zluzowała technokratyczna “Nowa Generacja”, ale samym marketingiem bez wsparcia pieniędzy sponsorów daleko ujechać nie mogła. Zaczęło się balansowanie na granicy dwóch lig, a przede wszystkim – na granicy wypłacalności. Po obu stronach miasta przekonywano, że potrzeba jedynie nowego stadionu, by maszyna ruszyła z miejsca. Niestety, ten nie powstawał – ani przy al. Unii 2, ani przy al. Piłsudskiego 138. Na obiektach popadających w ruinę gościło coraz mniej kibiców – problemy były nawet z wyprzedaniem meczu derbowego, na co zresztą wpływ miało coraz częstsze zamykanie sektorów dla gości. Nikt już nie pamięta, kto zaczął, w jaki sposób – czy to był wydumany remont sektora gości, czy chęć sprzedaży biletów na sektory buforowe, czy to decyzja policji, czy wydziałów dyscypliny. Klatki stały jednak puste, stanowiąc kolejny namacalny symbol fatalnej sytuacji łódzkiej piłki.

W międzyczasie Pawlaka, Wawrzyniaka, Golańskiego i Niżnika zastąpili Panka czy Drumlak. W międzyczasie z drużyn walczących o awans do Ekstraklasy zrobił się zbieraniny, których celem było przeżycie kolejnej rundy. W końcu spadł ŁKS, po chwili zaś wycofał się z I ligi. Jego śladem ruszył Widzew. W połowie 2015 roku Łódź straciła miejsce na szczeblu centralnym. Po raz pierwszy w historii. 

Łódzki Klub Sportowy – Widzew Łódź 2:2 (0:1)
Niżnik 48′, 74′ – Pawlak 22′, Lato 59′

Widzew: Pesković, Klepczyński, Szwed, Kubik, Bednar, R. Michalski, Probierz (78, T. Michalski), Plewnia, Pawlak, Lato, Rybski (58, Becalik).
ŁKS: Wyparło, Kłus, Leszczyński, Sierant, Przybyszewski, Golański, Mysona, Szwajdych, Słowiński, Nuckowski (46, Wachowicz), Szwajdych (88, Kamiński).

Widzew Łódź – ŁKS Łódź 0:0

Widzew: Piekutowski, T. Michalski, Wyczałkowski, Klepczyński, Kubik, Szwed (79, Kardasz), Wawrzyniak, R. Michalski (90+1, Szeremet), Szeliga, Lato, Pawlak (46, Rybski).
ŁKS: Wyparło, Leszczyński, Łakomy, Łochowski, Kłus, Sierant, Niżnik, Golański, Mysona (90+1, Centkowski), Nuckowski (81, Sotirović), Sypniewski (90+8, Wodniok).

Sezon 2016/17

Od ostatnich derbów minęło pięć lat, podczas których Łódź zmieniła się nie do poznania. W kwestii infrastruktury stadionowej – na lepsze, zdecydowanie na lepsze. Pod każdym innym względem – jest gorzej niż było. Oczywiście, doceniamy rekord sprzedaży karnetów Widzewa, doceniamy, że ŁKS walczy o powrót do II ligi już któryś sezon z rzędu i nic nie słychać o problemach finansowych czy organizacyjnych. Ale to III liga. Czwarty poziom rozgrywkowy. Rywale pokroju Motoru Lubawa i Huraganu Wołomin, z całym szacunkiem dla tych miejscowości i klubów. Łódzkie kluby bijące się o awans może pogodzić Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie, co w kontekście walki w trójkącie Widzew-ŁKS-Legia w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych stanowi jakiś kompletnie nieśmieszny żart. Bohaterowie obu drużyn ze starymi legendami klubu mają wspólne jedynie herby na koszulce, kibice – choć tak samo fanatyczni – nie mogą już obejrzeć derbów na stadionie rywala – u jednych zgody nie wyraża policja, u drugich zarząd klubu.

W najkorzystniejszym scenariuszu dla Łodzi, derby w Ekstraklasie odbędą się w 2020 roku. Trudno jednak w tej chwili uwierzyć, by tak dynamiczny marsz w górę był możliwy – Widzew już rok temu musiał wiosną gonić rywali, a to była IV liga, piąty poziom. ŁKS męczy się w III lidze i wcale nie jest powiedziane, że po ewentualnym awansie pójdzie drogą Radomiaka (do I ligi) a nie Polonii (z powrotem do III). Futbol się sprofesjonalizował, dojrzał, tradycja znaczy coraz mniej, podobnie jak liczba kibiców na trybunach. W Ekstraklasie radzi sobie Górnik Łęczna grający w Lublinie i Bruk-Bet Termalica zbudowana pośrodku niczego. Łódź od tego szczebla dzieli przynajmniej kilka lat, a może i więcej. Od wschodu na tereny województwa wdzierają się “Legia Soccer Schools”, od zachodu swoje wpływy poszerza Lech Poznań, nawet w samym mieście węszy inny ekstraklasowiec – Zagłębie Lubin, które podpisało specjalną umowę dotyczącą współpracy z SMS-em Łódź. Trudno w tej chwili wyrokować, czy na tej pustyni odrodzą się łódzkie kluby, czy raczej skorzystają z niej więksi i silniejsi.

Na razie pozostaje im wierzyć w Radionowa i Mąkę. To nie jest Terlecki i to nie jest Boniek.

Łódzki Klub Sportowy – Widzew Łódź 2:2 (1:0)
Radionow 25′, Kowal 90′ – Mąka 49′, Michalski 62′

Widzew: Choroś, Tlaga, Jędrzejczyk, Zieleniecki, Gromek (46, Szewczyk), Budka, Rodak, Okachi, Mąka (83, Strus), Michalski (70 Sabiłło), Burski (46, Możdżonek).
ŁKS: Kołba, Pyciak, Juraszek, Ślęzak, Rozmus (81, Michałek), Nowak, Kocot, Bryła (71, Gamrot), Golański (75, Kowal), Kopka, Radionow.

Fot. NAC, sygn. 1-S-2438-2

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...