Jak pewnie zauważyliście, lubimy doszukiwać się w futbolu różnych, mniej lub bardziej dziwnych serii. Ot, choćby przykład pierwszy z brzegu – Adam Mójta, który spada z Ekstraklasy z taką konsekwencją, że bylibyśmy w stanie uwierzyć, że to jego hobby. Przykładem z innej bajki jest Kingsley Coman – chłopak dopiero od niedawna może na legalu kupić w sklepie Karmi, a trofea już kosi jak szalony. Ale jeszcze większym specem od niego jest gość, który nazywa się Ljubomir Fejsa.
Nie uwierzymy, jeśli zgodnym chórem powiecie, że znacie i szanujecie. I nie ma nic w tym złego, to nie ten format piłkarza, by od razu zapalała się lampka w głowie. Jednak gdyby o klasie zawodnika świadczyła jedynie obecność w drużynach, które wygrywają, nazwisko “Fejsa” otwierałoby wiele drzwi na Starym Kontynencie.
Bo ostatnie lata (już prawie dekada) w wykonaniu zapewne sympatycznego Serba, to w zasadzie jedna wielka feta mistrzowska.
2008/09: mistrzostwo Serbii z Partizanem
2009/10: mistrzostwo Serbii z Partizanem
2010/11: mistrzostwo Serbii z Partizanem
2011/12: mistrzostwo Grecji z Olympiakosem
2012/13: mistrzostwo Grecji z Olympiakosem
2013/14: mistrzostwo Grecji z Olympiakosem + mistrzostwo Portugalii z Benfiką
2014/15: mistrzostwo Portugalii z Benfiką
2015/16: mistrzostwo Portugalii z Benfiką
2016/17: mistrzostwo Portugalii z Benfiką
Łącznie 10 mistrzostw. Strzelamy, że wie jak rozkręcić zabawę w trakcie świętowania zdobycia tytułu najlepszej drużyny w kraju. Skłamalibyśmy jednak pisząc, że za każdym razem mocno napocił się, by w ogóle wziąć udział w takiej imprezie. Owszem, w tym sezonie rozegrał 25 spotkań w lidze portugalskiej – nie ma wątpliwości, że walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa. Ale bywało też tak, że trzeci tytuł w Serbii wpadł na jego konto po rozegraniu łącznie 75 minut w 2 meczach sezonu (kontuzja). W pierwszym roku w Grecji zagrał 5 razy w lidze, w trzecim zdążył wystąpić w niej raz przed transferem do Portugalii. Już w Lizbonie też miewał problemy ze zdrowiem, przy drugim mistrzostwie pomógł tylko w 7 meczach. Ogółem te 10 mistrzostw zgarnął dzięki jedynie 136 meczom ligowym, w których strzelił 3 gole i zaliczył 3 asysty.
To na swój sposób imponujące, ale trzeba podkreślić, że to… wcale nie koniec wygrywania. Bo Fejsa zgarnął też:
– dwa Puchary Serbii,
– dwa Puchary Grecji,
– Puchar Portugalii,
– trzy Puchary Ligi Portugalskiej,
– dwa Superpuchary Portugalii.
Za niecałe dwa tygodnie Benfica gra z Vitorią Guimaraes o krajowy puchar, będzie okazja coś jeszcze podnieść.
Lechu, Lechio i ty Jagiellonio – jeśli chcecie znacząco zwiększyć swoje szanse na zdominowanie ligi, pomyślcie o gościu. Może nie teraz, bo 28-latek wyceniany jest na jakieś 10 dużych baniek zachodniej waluty, ale warto monitorować sprawę. Z kolei Legii to odradzamy, bo skoro mistrzostwo się nie opłaca, to ściągnięcie Fejsy groziłoby zagładą.