W mieście, w którym swoją siedzibę ma klub De Graafschap, rozpoznają go niemal wszyscy. W takcie meczu kibice śpiewają o nim piosenki, ale sam po sobie czuje, że obecne otoczenie robi się dla niego trochę za ciasne. Piotr Parzyszek chce wejść na wyższy poziom i nie wyobraża sobie, by tym razem miało mu się nie udać. Jak trafił do Holandii? Jaki szok przeżył w holenderskiej szkole? Czy zagra w Ekstraklasie? Dlaczego druga liga holenderska to świetne rozgrywki dla młodych piłkarzy? Jak to się stało, że trener Charltonu, w którym grał, nie wiedział o jego istnieniu? Dlaczego prezes Charltonu byłby świetny w monopoly? Dlaczego miał dość futbolu? Zapraszamy na wywiad z Piotrem Parzyszkiem, o którym za niedługo może zrobić się głośno.
Masz podwójne obywatelstwo, czujesz się bardziej Polakiem czy Holendrem?
To prawda, mam dwa paszporty, bo w Holandii mieszkam od szóstego roku życia. Ale czuję się Polakiem. Cała moja rodzina mieszka w Polsce. Moja mama jest Polką, tata to samo, chociaż go nie znam. Jestem stuprocentowym Polakiem.
W domu rozmawiacie po polsku?
Jak mama się wkurzy na mnie, to mówi tylko po polsku. Wiesz, takim bardzo dosadnym językiem (śmiech). Ale moją narzeczoną też uczę polskiego. Chciałbym, żeby moja córka znała nasz język. Zawsze jak jest u mojej mamy, to rozmawiają po polsku. Jak jedziemy do Polski, rozumie, co ludzie do niej mówią. Trudno czasami się przestawić, bo w klubie tylko holenderski, ale ogólnie dbam o to, żeby córka znała ojczysty język swojego taty.
Jak trafiłeś do Holandii?
Moja mama wychowywała mnie sama i pracowała jako pielęgniarka. Naprawdę dużo pracowała, a zarobki były małe. Skłoniło ją to żeby wyjechać do Holandii i poprawić tym samym nasz byt. Do tego po paru miesiącach pobytu tutaj poznała swojego męża i nie było już mowy o powrocie. Ogólnie sam wyjazd był po to, abym miał lepszą przyszłość. Jestem jej za to bardzo wdzięczny.
Trudno było się zaaklimatyzować?
Byłem wtedy dzieckiem i to chyba dobrze. Nie chcę powiedzieć, że łatwo, bo to też nie tak. Bardzo szybko nauczyłem się języka, potrzebowałem na to tylko dwóch miesięcy. Wtedy już było dużo łatwiej. Wiesz, bawiłem się z dziećmi, później piłka. To był całkiem naturalny proces. Do tego jedna rzecz sprawiała naprawdę dużą frajdę. W Holandii jest trochę inaczej, jeśli chodzi o szkołę. Nie ma żadnych zadań domowych, pierwsze lata to właściwie polegają tylko na zabawie. To jest takie przygotowanie do normalnej nauki, ale dzieciak kompletnie tego nie odczuwa. Masz wrażenie, że idziesz do szkoły pobawić się z kumplami. Dla takiego sześciolatka, to było coś naprawdę fajnego.
Skąd pomysł na piłkę?
Zacząłem grać dopiero tutaj w Holandii. Wciągnął mnie w to tata (mąż mamy Piotra – red.). Przyjechałem do Holandii w środku sezonu i nie było możliwości, aby zarejestrować się gdziekolwiek. Jednak mój tata znał kogoś w klubie i jakoś po znajomości mogłem zacząć treningi w trakcie sezonu. To nie była jakaś wielka gra w piłkę na poważnie, raczej polegało to na bieganiu i zabawie. Dopiero później po trzech latach zaczynało dziać się coś bardziej na serio. Wtedy już trenerzy dostrzegli coś we mnie i miałem świadomość, że mogę zostać piłkarzem.
Jak wyglądało szkolenie holenderskie w tamtym czasie?
Wszyscy trenowali tutaj w stylu Johana Cruyffa. Przede wszystkim utrzymanie piłki, mini gierki. Najważniejsze w tych najmłodszych rocznikach było to, aby zarazić futbolem, a dopiero później zaczynała się weryfikacja i selekcja. Wtedy to było jakoś w wieku 12 lat. Zaczęło się granie na poważnie, można było zobaczyć, kto ma to coś, a kto nie. No i wtedy zaczynało się prawdziwe szkolenie. Teraz jest już zupełnie inaczej. Już w wieku dziewięciu lat wszystko jest brane na poważnie. Oczywiście jest to jakaś mieszanka, ale już na tym etapie obecnie odbywa się pierwszy etap profesjonalnego szkolenia. Czasy na pewno się zmieniły.
Podobno jesteś domatorem?
Nie do końca, bez przesady. Lubiłem się bawić i to robiłem, ale zawsze zwracałem uwagę na to, z kim to robię. Muszę kogoś naprawdę dobrze znać, aby wybrać się z nim na imprezę. Pewnie, to nie było co tydzień, bawiłem się kiedy był na to czas. Jednak to piłka zawsze była dla mnie najważniejsza i nadal tak jest. W klubie mogą ci powiedzieć jak podchodzę na poważnie do futbolu. Treningi kończą się około 14:15, a ja z dwoma chłopakami kończę po 16:00. Zawsze staramy się zrobić coś ekstra. Czy to na boisku, czy na siłowni. Teraz skończyliśmy już sezon, ale nadal trenujemy do końca miesiąca. Mały urlop planuję od 5 do 14 czerwca i wtedy znowu wracam do treningów żeby nie wypaść z rytmu. Piłkę traktowałem i będę traktował na poważnie.
Wiesz już gdzie zagrasz w przyszłym sezonie?
Serio jeszcze nie wiem, ale trochę ofert jest.
Nakieruj trochę
Mam oferty z Turcji, Anglii, Polski, Niemiec, Holandii i Belgii. Menedżer dzwoni do mnie codziennie po sześć razy, a do tego co chwilę przewijają się telefony od różnych agentów. Ale ja serio jeszcze się na nic nie zdecydowałem. Powiedzmy, że ta oferta, na którą czekam, jeszcze nie przyszła. Tym razem muszę dobrze wybrać.
Czyli rozważasz grę w Ekstraklasie?
Pewnie. Jeśli przyjdzie oferta, która spełni moje oczekiwania, to czemu nie?
Czego oczekujesz?
Najważniejsze to plan na moją osobę. Nie chcę już popełnić błędu. Tym razem mam 23 lata i margines błędu się zmniejszył. Chcę się rozwijać i grać jak najwięcej spotkań. Nie mogę wylądować na ławce. Robię się starszy dlatego tak bardzo zależy mi na regularnej grze. Musi być dobry trener, który również jakoś mnie nakręci na ten transfer. Nie chciałbym też iść do drużyny, która jest ultradefensywna. Nie wyobrażam sobie grać taktyką, w której drużyna się broni, a tylko ja jeden zostaję na połowie przeciwnika. Zobaczymy jak to się wszystko rozkręci, ale najważniejsze jest dla mnie to, że mogę rozmawiać ze wszystkimi. Jestem wolnym zawodnikiem i nie trzeba za mnie płacić, a to również wiele ułatwia.
Wolny zawodnik i do tego sezon życia?
No niby można tak powiedzieć. Chociaż jak odchodziłem z De Graafschap dwa lata temu zimą, to miałem 16 bramek, a teraz po pierwszej rundzie 13. Tylko, że tym razem mogłem ją skończyć. Zagrałem prawie we wszystkich spotkaniach tego sezonu. Jedynie bramkarz Filip Bednarek nabił więcej minut ode mnie. Ten rytm był mi bardzo potrzebny, aby znowu poczuć się piłkarzem.
Jesteś gwiazdą w swoim klubie?
(śmiech) Gdzie tam gwiazdą. Mamy tutaj lepszych zawodników ode mnie. Zwłaszcza środkowi pomocnicy grają na naprawdę dobrym poziomie. Miałem swoją wartość dla drużyny i tyle.
Ale na ulicach jesteś rozpoznawalny?
Ano tak, to miasto jest mniejsze niż Toruń. Znają mnie tutaj prawie wszyscy i jak idę na spacer z narzeczoną i córeczką, to oczywiście rozpoznają.
Swego czasu była nawet przyśpiewka o tobie.
Dalej jest! „No Piotr, no gol” na nucie Boba Marleya (śmiech). Na stadionie mamy zawsze te osiem, dziewięć tysięcy i to jest serio bardzo dobry wynik. W pierwszej lidze często mają ponad dziesięć tysięcy. Także nasz wynik jest całkiem przyzwoity.
Kibicowsko jednak chyba trochę spokojniej niż w Polsce?
Pewnie. Było to zwłaszcza widać podczas dwumeczu Ajax – Legia. W Polsce jest świetna atmosfera na trybunach, jest zupełnie inaczej. Chciałbym grać właśnie w takich warunkach, przy takim dopingu. Podobnie było zresztą w Belgii, tam kibice również tak reagowali. W Holandii jest trochę inna kultura w kibicowaniu. Zdecydowanie wolę tę bardziej żywiołową.
Żałujesz trochę, że nie zostałeś królem strzelców?
Nie, wcale. Właśnie ten gość co wygrał, Boere, to miał sezon życia. Ja już parę razy strzelałem po 10 bramek na sezon, a on dopiero pierwszy raz tak wystrzelił. Nie mogłem go dogonić, bo też trochę słabo graliśmy jako drużyna. Ale ogólnie to nie żałuję, bo i tak jestem zadowolony z tego sezonu.
Gdybyście awansowali, to byś został?
Myślę, że tak. Miałbym cały sezon w Eredivisie i to byłoby już coś. Po roku mógłbym wtedy myśleć dalej, może miałbym nowe argumenty, żeby zrobić kolejny krok.
Co poszło nie tak w Charltonie?
Trener który wtedy mnie chciał i doprowadził do transferu został zwolniony po dwóch tygodniach. Później był nowy szkoleniowiec i powiedział mi, że będę dostawał szanse. Po tygodniu okazało się jednak, że właściciel klubu zdecydował, że muszę iść na wypożyczenie, albo będę trenował z drugą drużyną. No to poszedłem do Sint Truidense, który również był klubem tego gościa. Tam zagrałem całkiem dobry sezon. Strzeliłem 12 bramek i wygraliśmy ligę. Chciałem tam zostać, ale już nie mogłem. Kazali mi wrócić do Anglii, a tam znowu inny trener. Nawet nie wiedział, kim jestem. Znowu więc wypożyczenie do Randers i to w okresie kiedy oni trenowali już pięć tygodni. Trochę czasu ich goniłem i jak wszedłem na odpowiedni poziom, to dostałem nawet szansę na dwie kolejki przed końcem rundy. Zagrałem 80 minut i strzeliłem bramkę, a później… znowu ława.
Problem z trenerem?
No tak, wiesz jak ktoś mi mówi, że nie będę grał, to w sumie nic dziwnego, że jednak nie gram. Ale on mi ciągle powtarzał, że będę grał, bo super trenuję itd. No a jak przychodził mecz, to ława. Co tydzień to samo, to nie było normalne.
Podłamałeś się?
Tak, miałem niechęć do futbolu po tym wszystkim. Codziennie wracałem do domu i wiedziałem, że jutro pójdę na trening, a on znowu będzie mi gadał to samo. Kłamał każdego dnia, a ja wiedziałem, że i tak czego nie zrobię to nie zagram. Podobnie do mnie miało czterech innych zawodników. Wiedziałem już później, że muszę stamtąd uciekać. Pogadałem z menedżerem żeby jakoś rozwiązać kontrakt z Charltonem i chciałem wrócić do Holandii żeby się odbudować.
Miałeś tam kogoś bliskiego?
Moja dziewczyna mieszkała ze mną i miałem kuzynkę. Właściwie to rozmawiałem tylko z nimi. W klubie było ciężko o jakiś kontakt z kolegami. Jednak nie można zwalać niepowodzenia na takie coś, bo ja tam właściwie nie dostałem też żadnej szansy. Co ja mogłem pokazać w trzy minuty? Później te wypożyczenia i tak to jakoś niefortunnie się ułożyło.
Trochę pechowy ten wyjazd, w Anglii napotkałeś też na szalonego właściciela klubu.
No ten z Charltonu, to naprawdę robił sobie z tego wszystkiego monopoly! Tutaj kogoś kupił, tutaj sprzedał i jak mu się jeden dobry piłkarz trafi na parę lat i przehandlował go za 10 milionów, to już miał duży zysk. On ma jeszcze klub w Niemczech i tak się bawił często w tego typu wypożyczenia.
Nie żałujesz, że wtedy nie poszedłeś do Benfiki?
Coś ty, to byłby za duży krok jak dla mnie wtedy. Zresztą tamta oferta była naprawdę bardzo słaba. Pieniądze serio były marne.
Nantes?
No tam to już prawie grałem. Zadzwonili do mnie, że De Graafschap dogadał się z Nantes i potrzeba tylko mojej zgody. Na drugi dzień wyszło jednak, że nie doszli do porozumienia co do rat. Nantes chciało płacić w trzech ratach za ten transfer, a De Graafschap chciało kasę na już i to całość. Upadło niestety.
Łatwo strzelać bramki w drugiej lidze holenderskiej? Pytam, bo uchodzi ona za stosunkowo łatwą dla napastnika. Nie da się ukryć, że większość drużyn nastawiona jest na atak i zupełnie zapomina o obronie.
To nie jest łatwa liga. Wiesz, ja czytam komentarze, że tutaj niby tak łatwo i każdy może strzelać. Ale ja to bym chciał ich zobaczyć jak strzelają te bramki. Gadać to sobie może każdy, a prawda taka, że z tej ligi naprawdę urodziło się wielu świetnych piłkarzy.
Honda, Mertens
Dokładnie i wielu innych, dlatego mówienie, że tutaj jest liga półamatorska można schować między bajki.
Voskamp, van der Biezen i Benson trochę jednak przeczą temu, że to dobra liga.
Ach wiem, ale Voskamp i van der Biezen to są goście, którzy wyjechali do Polski zgarnąć pieniądze, a nie grać w piłkę. Im się nie chciało, mieli to kompletnie gdzieś. Dlatego takie teraz jest przekonanie w Polsce, że tak łatwo tu się strzela bramki. Ja nie mówię, że nie wiadomo jaki poziom tutaj mamy. Ale to dobra liga dla młodych piłkarzy żeby się rozwijać i zrobić później kolejny krok w karierze.
Pamiętasz swoje słynne pudło?
(śmiech) Tak, tak pewnie. Ostatnio nawet chłopaki mi pokazywali po treningu. Cały czas mnie to bawi. Często mi to pokazują jak strzelę fajnego gola. Z początku pierwsze dni trochę mnie to bolało, ale później to naprawdę śmiałem się z tego. Zresztą do dzisiaj jak widzę to pudło chce mi się śmiać.
(od 1:19)
Dlaczego tak mało grałeś w młodzieżówkach?
Ano mało, trafiłem na Milika w U-21 i wiesz trudno mi było jakoś z nim rywalizować. Od razu na treningach było widać, że to będzie kawał wielkiego piłkarza. Bardzo cieszyłem się jak przyszedł do Ajaksu i pokazał się z naprawdę dobrej strony.
Ale w tamtym czasie nie dzieliła was przepaść.
Nie no, na treningach było widać kim będzie ten chłopak. Arek to piłkarz z innej półki.
Gdybyś w tamtym okresie dostał powołanie z holenderskiej młodzieżówki to byś przyjął?
Jeśli byłoby coś takiego, to na pewno bym nie przyjął. Jestem Polakiem i jak już mówiłem bardzo się z tego cieszę. Nie wyobrażam sobie więc grania w innych barwach narodowych. Nawet, gdyby miała to być tylko młodzieżówka.
Za niedługo pewnie obejrzymy cię w innym klubie. Nie boisz się, że znowu nie wyjdzie transfer?
Kiedyś się bałem, a teraz już nie. Dojrzałem i ten okres w Anglii, Danii, czy Belgii zahartował mnie jakoś i to wyjdzie mi teraz na dobre. Obecnie jestem w stu procentach pewny, że sobie poradzę. Do tego mam lepszą sytuację co do wyboru klubu niż wtedy. Mam więcej czasu i kartę w ręku. Na pewno dobrze wybiorę i zrobię kolejny krok w mojej karierze. Wierzę w to.
Rozmawiał BARTOSZ BURZYŃSKI