Dziś, choć to nadal nieoficjalna informacja, wiemy, że rozstanie z białostocką ekipą najbardziej utytułowanego trenera w historii Jagi jest pewne. Szkoleniowiec nie podpisze nowej umowy, a obecna kończy się 30 czerwca. Probierz, który świętował z Jagą zdobycie Pucharu Polski (2010 rok), trzecie miejsce w lidze (2015 rok), a obecnie jest ze swoją drużyną liderem ekstraklasy, być może spróbuje sił za granicą – czytamy w środowym „Przeglądzie Sportowym”.
FAKT
Sporting Lizbona widziałby u siebie Guilherme. Legia może na Brazylijczyku zarobić całkiem godnie – między 2 a 3 mln euro.
Na sprowadzenie Guilherme nalega trener Spotingu Jorge Jesus (63 l.). To stary znajomy piłkarza Legii. Poznali się w sezonie 2008/09, gdy doświadczony szkoleniowiec prowadził Sporting Braga, a 17-letni wówczas gracz z Ameryki Południowej występował w drużynie juniorów tego klubu. Wówczas jednak młody zawodnik nie doczekał się debiutu w pierwszym zespole.
Legia może zarobić na sprzedaży skrzydłowego 2-3 mln euro. Gdy rok temu piłkarza chcieli pozyskać szefowie Chicago Fire (MLS), włodarze mistrza Polski zażądali nawet pięć milionów euro. Teraz powinni jednak znacząco obniżyć wymagania, bo za rok kończy się kontrakt Brazylijczyka.
GAZETA WYBORCZA
Rafał Stec pisze o Juve bez skazy i zachwyca się przede wszystkim kapitalnym półfinałowym dwumeczem w wykonaniu Daniego Alvesa.
W półfinałach jednak skuteczną, bezcenną dla całej drużyny autopromocją zajął się Dani Alves. Po dwóch asystach, którymi ozdobił mecz w Monaco, w Turynie najpierw dośrodkowywał piłkę przy golu Mario Mandzukicia, a następnie sam podwyższył na 2:0 przepięknym wolejem. I mógł zasłużyć się dla jeszcze jednej bramki, ale po jego ładnym prostopadłym podaniu Gonzalo Higuain został zastopowany przez sędziego na pozycji spalonej.
Brazylijczyk, który z trzema triumfami w LM w dorobku jest najbardziej utytułowany w turyńskim klubie, gra fenomenalnie. Jak oddał przed kilkoma laty Juventus złoty strzał, przejmując za darmo Andreę Pirlo, tak powtórzył go teraz, nie płacąc ani eurocenta Barcelonie za podpisanie kontraktu z Danim Alvesem. Kto wie, czy nie był to ruch na miarę Pucharu Europy.
Atletico głosi wojnę, Saul Niguez nie bawi się nawet w owijanie w bawełnę. Mówi: „Wy zabilibyście dla nas, my umrzemy dla was”.
2 maja 2017 roku to jedna z najboleśniejszych dat najnowszej historii klubu. Hat-trick Cristiano Ronaldo rzucił drużynę Diego Simeone na kolana. Argentyński trener robi, co w jego mocy, by wiara w możliwość odwrócenia losów rywalizacji nie przepadła. Mówi, że w jego sercu i mentalności piłkarzy nie ma miejsca na niemożliwe. Kiedy obolała po porażce 0:3 drużyna wróciła do pracy, na stadionie powitał ją transparent: „Aż do śmierci, moi się jej nie obawiają”. To cytat z Simeone, Argentyńczyk wypowiedział niedawno te słowa w telewizji.
Przygnębienie mieszało się z frustracją i wzburzeniem. Granice przekroczył pomocnik Saul Niguez, który napisał na Twitterze do kibiców Atlético: „Wy zabilibyście dla nas, my umrzemy dla was”. Wywołało to wielkie poruszenie. Przecież w listopadzie 2014 r. ultrasi z tak zwanego Frente Atletico zatłukli w bójce fana Deportivo. Zdanie Saula odebrano jako podżeganie do przemocy. Emocje są ekstremalne, ale „wojna” ma się ograniczyć do boiska.
SUPER EXPRESS
„SE” z tytułem do tekstu o ataku Kamila Glika na Gonzalo Higuaina poleciał najbardziej chwytliwie, jak tylko mógł. Glik podeptał 90 milionów.
Kibice Juve doskonale pamiętają Glika z gry w Torino, którego był kapitanem. Gwizdy na Polaka na stadionie jednego z największych klubów świata mimo wszystko można traktować w kategorii komplementu, choć Kamil nie utrzymał nerwów na wodzy. W 74. minucie spotkania w brutalny sposób zaatakował upadającego na ziemię Gonzalo Higuaina (za którego latem Juventus zapłacił aż 90 milionów euro) i nastąpił na udo Argentyńczyka. Nie wyglądało to na przypadek i tylko fakt, że sędzia tego nie widział, pozwolił polskiemu obrońcy dokończyć spotkanie. Faul widzieli za to kibice, którzy wygwizdywali Glika ze zdwojoną siłą już do końca meczu.
„Superak” klasyfikuje polskich trenerów. Dziś – miejsca 20.-16.:
20. Grzegorz Niciński (bez klubu)
19. Radosław Mroczkowski (Sandecja)
18. Marcin Dorna (Polska U-21)
17. Jacek Zieliński (Cracovia)
16. Piotr Stokowiec (Zagłębie)
O Dornie gazeta pisze tak:
Przed nim decydujące miesiące. W czerwcu poprowadzi Polskę w finałach ME U 21 i jeśli odniesie sukces, to w kolejnym notowaniu pójdzie w górę i pewnie dostanie szansę w dorosłej piłce. Do tej pory jego największy sukces to 3-4. miejsce na ME do lat 17 (2012).
PRZEGLĄD SPORTOWY
Odejście Michała Probierza z Jagiellonii przesądzone. Najpoważniejszym kandydatem do jego zastąpienia, zdaniem „PS”, jest Zbigniew Smółka, który postawił na nogi Stal Mielec.
Michał Probierz jest bliski opuszczenia Jagiellonii Białystok – napisaliśmy we wtorek. Dziś, choć to nadal nieoficjalna informacja, wiemy, że rozstanie z białostocką ekipą najbardziej utytułowanego trenera w historii Jagi jest pewne. Szkoleniowiec nie podpisze nowej umowy, a obecna kończy się 30 czerwca. Probierz, który świętował z Jagą zdobycie Pucharu Polski (2010 rok), trzecie miejsce w lidze (2015 rok), a obecnie jest ze swoją drużyną liderem ekstraklasy, być może spróbuje sił za granicą.
Zatrudnienie 44-latka rozważają kluby z 2. Bundesligi (m.in. przedostatnia w tabeli Arminia Bielefeld), z Grecji i Turcji. Kilku menedżerów prężnie działających nad Bosforem i współpracujących z greckimi klubami skierowało do trenera oferty. Ten jednak ponoć zastrzegł, że do końca sezonu w Polsce interesuje go wyłącznie praca w Jagiellonii.
Lech odważnie stawia na młodych i praktycznie na pewno zgarnie 1,4 miliona za wygraną w Pro Junior System.
Klasyfikacja Pro Junior System pokazuje, że przez cały sezon Kolejorz nie boi się stawiać na młodych. Na czym polega PJS wymyślony przez PZPN? Kluby zbierają punkty za minuty spędzone na murawie przez młodzieżowców w ekstraklasie. Na koniec sezonu zwycięzca otrzymuje premię – 1,4 mln zł. Te pieniądze Lech ma w kieszeni, bo uzbierał blisko 7 tysięcy punktów i o prawie 3 tysiące wyprzedza Śląsk Wrocław. Trzecie KGHM Zagłębie Lubin ma natomiast niespełna 2 tysiące punktów. Na dorobek poznaniaków pracują zwłaszcza Jan Bednarek i Dawid Kownacki. Swoje dołożyli także Robert Gumny, Kamil Jóźwiak i Tomczyk, a teraz może dołączyć również Puchacz.
Ruch drży o licencję na grę w ekstraklasie, Lechia – o tę na grę w pucharach.
O ile licencja na Europę Ruchowi do niczego nie jest potrzebna, to mocno zależy na niej Lechii. Z dokumentów, które dotarły wcześniej do PZPN wynika, że klub mógł nie zawrzeć w odpowiednich terminach porozumień o spłacie należności, głównie wobec klubów. Istnieje podejrzenie, że podobnie jak dwa lata temu został przekroczony termin 30 listopada (wtedy dokonuje się pierwszej weryfikacji rzetelności piłkarskich spółek). Zastrzeżenia budzą też pewne zobowiązania, które należało uregulować do końca marca 2017 roku. Wątpliwości trzeba wyjaśnić do jutra.
Przyszłość Marcina Budzińskiego w Cracovii stoi pod znakiem zapytania – kością niezgody prowizja menedżerska.
– Żądania są kosmiczne. Menedżer Budzińskiego chce dostać za przedłużenie umowy dwieście tysięcy złotych. W kategoriach ludzkich: jaką pracę wykonał ten człowiek, żeby dostać takie pieniądze? To psuje rynek. Moje pieniądze nie biorą się znikąd. Żebym miał dwieście tysięcy, grupa informatyków musiała ciężko pracować. I teraz ja, zamiast dać tym ludziom podwyżkę, mam dać menedżerowi Budzińskiego taką kwotę? Trzeba tak myśleć, bo inaczej społeczeństwo nam się rozjedzie. Jeśli zsumować pieniądze z pensji piłkarza, premii za podpis i prowizji menedżera, znajdziemy za ich równowartość godnego następcę Budzińskiego – twierdzi prezes Filipiak.
Mateusz Janiak odwiedził Szczecin, skąd przywiózł reportaż o Salosie – salezjańskim klubie, który wychował dziewięciu piłkarzy grających dziś w ekstraklasie. Klubie, nie trenującym wcale w wybitnych warunkach.
Co pół roku organizowano zgrupowania. Jednym z najbardziej pamiętnych był letni obóz w Wałczu w 1999 roku, na który pojechali przedstawiciele wszystkich czterech ówczesnych sekcji Salosu – piłki nożnej, koszykówki, siatkówki i tenisa stołowego. Kilka autokarów, mniej więcej 230 osób. Zajęto jedną ze szkół, zawodnicy spali w klasach na łóżkach polowych, Gołubowskiemu, Ozdze i Łazowskiemu przypadł pokój pedagoga szkolnego. Ćwiczono na obiektach COS, oddalonych o cztery kilometry od miejsca noclegu. – Samo dojście na boisko i powrót można już uznać za trening – uśmiecha się Łazowski. Kiedy brakowało kilku metrów murawy, radzono sobie inaczej. – Pamiętam, jak ćwiczyliśmy na polanie w parku, a obok nas spacerowali ludzie – opowiada Gołubowski.
Szukano ośrodków w takim przedziale cenowym, aby wszyscy sportowcy mogli pojechać na zgrupowanie, co czasem skutkowało scenami rodem z komedii. – To było w Wałczu. Jeden z pierwszych obiadów. Kotlet, ziemniaki, surówka. Siadam, patrzę, a spod warzyw wypełza robak. Podchodzę do pani, która wydawała jedzenie i pokazuję, że coś jest nie tak. Jak stała, tak zgarnęła łapą całą surówkę, a w to miejsce rzuciła drugą, zaczerpniętą z tej samej misy, co poprzednia. Usłyszałem: „Proszę, już nie ma robaka” – wspomina Gołubowski.
Przemysław Tytoń szykuje się do letniej przeprowadzki.
Skończyła się cierpliwość właścicieli Deportivo La Coruna wobec Przemysława Tytonia. Po zakończeniu sezonu bramkarz ma szukać nowej drużyny. – 45 minut z Realem Madryt prawdopodobnie było ostatnim występem Polaka w koszulce Deportivo. To nie było królewskie pożegnanie. Latem dostanie wolną rękę i może szukać sobie nowego pracodawcy – ogłosili dziennikarze „Marki”.
Podobnie jak Mariusz Stępiński.
Nantes nie rywalizuje o europejskie puchary, ale Polak o grze może zapomnieć. Portugalski trener ma zastrzeżenia przede wszystkim o niewypełnianie założeń taktycznych. Ze swoimi konkurentami Polak przegrywa też pod względem przygotowania fizycznego.
– Końcówka sezonu to koszmar dla Mariusza Stępińskiego, który nie jest już w planach Sergio Conceicao. Dla niego ten napastnik nie istnieje – napisali dziennikarze football365.fr.
fot. FotoPyK