Coraz częściej zdarza się, że gdy jakiś Polak trafia do nowego klubu poza granicami, to spotyka rodaka. Wiemy jednak doskonale, że to efekt fali wznoszącej, na której płynie w ostatnich latach polska piłka. Dzisiaj wspominamy jednak zespół, w którym już w dwudziestym wieku aż roiło się od grajków pochodzących znad Wisły. Oto bowiem swoją 113. rocznicę istnienia obchodzi Schalke 04 Gelsenkirchen.
Zanim przejdziemy do mody na Polaków, słów kilka o samym powstaniu „Die Koenigsblauen”. Jak większość zespołów z Zagłębia Ruhry, był on stworzony jako rozrywka dla górników, którzy po ciężkich dniach w kopalni mogli zrelaksować się oglądając mecz. W tym okresie spory odsetek mieszkańców tamtych regionów stanowili jednak Polacy z Mazur, którzy wyemigrowali na Zachód za chlebem. To również nasi rodacy należeli w pierwszych kilkudziesięciu latach istnienia drużyny do przeważającej frakcji w szatni. Stanowili o sile zdobywającej regularnie mistrzostwo ekipy i często ściągali na trybuny swoich rodaków.
Najlepszy okres w jakże bogatej historii ma właśnie wiele polskich akcentów. Kiedy Schalke zdobywało “majstra” kolejno w latach 1934, 1935, 1937, 1939, 1940, 1942, w składzie ekipy z Gelsenkirchen mogliśmy zobaczyć nazwiska, które pochodziły od imigrantów znad Wisły: Szepan, Badorek, Jaczek, Zajons, Tibulski, Przybylski, Kalwitzki, Urban, Czerwiński. Paradoksalnie więc potęgę klubu budowali ludzie pochodzący z Polski.
Jeśli chodzi o exodus polskich zawodników do Schalke, to wstyd byłoby nie wspomnieć o Erneście Kuzorrze. Sam piłkarz urodził się w Gelsenkirchen, jednak jego rodzice przyjechali na obcą ziemię z Ostródy. Ernst, bo tak brzmi niemiecki odpowiednik jego imienia, pojechał na Igrzyska Olimpijskie wraz z kadrą, na których koniec końców nie zagrał, ale jest to rzecz warta odnotowania. W samym Schalke Kuzorra był i do dzisiaj jest legendą, której nazwisko nosi jedna z ulic w okolicy stadionu. A cała lista jest generalnie bardzo długa, bo jeszcze nie wspomnieliśmy choćby o Waldku Słomianym czy o obu Tomaszach – Wałdochu oraz Hajto.
Zresztą – z tego wszystkiego wziął się też mały ukłon w stronę Polaków. Otóż przez długi czas obiekt, na którym swoje mecze rozgrywał zespół, nazywał się “Arena auf Schalke”, czyli w dosłownym tłumaczeniu “Arena na Schalke”. Był to świadomy błąd językowy na cześć naszych rodaków ze Śląska, którzy chodzili właśnie “na Schalke”.