Czerwiec stoi pod znakiem organizacyjnych kompromitacji. Najpierw mieliśmy zamieszanie ze stadionami, potem przyjechali do nas jacyś ludzie udający kadrę Argentyny, teraz czeka nas mecz z reprezentacją ligi francuskiej. A reprezentacja ligi francuskiej, chociaż może i względnie silna, na Euro 2012 nie wystąpi.
Rok do mistrzostw – to miał być ten moment, kiedy wszystkie sprawy zaczną się zazębiać. Tymczasem jak na razie w 2011 roku PZPN nie zapewnił naszej kadrze ani jednego poważnego sparingu. Kolejno mierzyliśmy się:
– z Mołdawią, składem ligowym
– z Norwegią, która głośno mówiła, że interesuje ją tylko zbliżające się spotkanie z Danią
– z Litwą, grającą bez kilku piłkarzy, na kompletnie nieprzygotowanym boisku
– z Grecją, która wystawiła rezerwy
– z Argentyną, która przesłała rezerwy rezerw rezerw
– z Francją, która zagra drugim składem
Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie jest łatwo znaleźć przeciwników, którzy zagrają z nami na poważnie i wystawią najlepszych piłkarzy. Nikt jednak nie mówił, że ma być łatwo – tym się różni dobry działacz od słabego, że ten dobry wynegocjuje, co się tylko da, a ten słaby weźmie, co dadzą. PZPN organizacyjnie zawala przygotowania do Euro 2012 pod każdym względem. W czerwcu mieliśmy – takie było marzenie selekcjonera – rozegrać trzy mecze z silnymi przeciwnikami, a rozegramy dwa, przy czym jednego ze sparingpartnerów („Argentynę”) znaleziono cudem i na ostatnią chwilę. Teraz okazuje się, że i drugi rywal – Francja – nie będzie takim rywalem, jakiego się spodziewaliśmy. Bo Francja to jednak Ribery, a nie Valbuena, Benzema, a nie Hoarau, Abidal, a nie Rami, czy Nasri, a nie N’Zogbia.
Gramy więc w czerwcu po raz drugi i po raz drugi ze zlepkiem piłkarzy, którzy ani nie stanowią drużyny, ani też nie są tymi piłkarzami, których tak naprawdę zapraszaliśmy. Jak tak dalej pójdzie, aż do Euro 2012 nie będziemy wiedzieli, na co nas tak naprawdę stać i w jakim punkcie rzeczywiście jesteśmy…