Hirek Wrona, kibic MU: Barcelona jest jak idealne Mojito

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2011, 00:15 • 6 min czytania

To nie będzie tylko „jakiś tam mecz”. Raczej najważniejsze klubowe spotkanie roku. Takie, o którym dyskutuje się z kumplami z pracy i o które kłóci się na przerwach w szkole. W dniu finału Ligi Mistrzów nawet średnio rozgarnięty kibic idzie do sklepu, kupuje chipsy i dwie butelki piwa, a potem siada przed telewizorem. – Mam nadzieję, że ten mecz przejdzie do historii. Barcelona jest jak perfekcyjnie zmiksowany beat, jak idealne Mojito. A United? Ich kochają głównie Szkoci i Irlandczycy. Cały „bogaty” Manchester kibicuje „City” – mówi Hirek Wrona w rozmowie z Weszło. Dziennikarz muzyczny i producent, ale jednocześnie od lat zapalony kibic „Czerwonych Diabłów”.

Hirek Wrona, kibic MU: Barcelona jest jak idealne Mojito
Reklama

Jak to jest przez pół życia zawzięcie kibicować zagranicznej drużynie? Płakać po jej porażkach, upijać się ze szczęścia po zwycięstwach? Drużyny prawie wirtualnej, bo przecież oglądanej najczęściej w telewizji.
Akurat w moim przypadku to kibicowanie nie jest wcale tak wirtualne. Wiele razy bywałem na meczach Manchesteru, a dzięki Tomkowi Kuszczakowi miałem nawet okazję spotkać się z całym zespołem. Poza tym, umówmy się – czasem równie odległa jest dla nas reprezentacja Polski. Ją też dopingujemy, a na meczach bywamy trzy razy w życiu. Wiele osób tak ma. I ja tak samo mam z Lakersami. Trzymam kciuki od trzydziestu lat, a nigdy nie widziałem ich na żywo.

Fan Manchesteru United mógł wymarzyć sobie bardziej elektryzujący finał niż ten z Barceloną?
Chyba nie, bo to obecnie dwa najlepsze kluby świata. Aczkolwiek patrząc na przeróżne podteksty – równie gorąco mogłoby być w finale Manchesteru z Realem. Wielki mistrz i uczeń, czyli Ferguson kontra Mourinho. Przeróżne przenikające się fluidy, obecność na boisku Ronaldo… Długo moglibyśmy tak gdybać.

Reklama

Spodziewamy się hitu? Takiego z czołówek list przebojów?
Oczywiście. To już jest pojedynek mega–gigantów. Bardzo chciałbym, żeby przeszedł do historii. Tutaj naprawdę możemy mieć kilka bajecznych pojedynków, a jednocześnie proszę zauważyć – to jest ostatni mecz Van der Sara. Ilu już wielkich zawodników „paliło się” w tych ostatnich, ważnych momentach? Platini, Beckham, Sokrates pudłowali karne. Nawet Oliver Kahn puścił „szmatę”, a to przecież genialny bramkarz. W sobotę tych podtekstów też może być bardzo dużo.

Kilka miesięcy temu twierdził pan, że Manchester nie ma nawet drużyny na mistrzostwo Anglii.
Jako kibic, cały czas widzę braki. Cały czas coś mi się nie podoba. Niektórzy albo nie są akurat w najlepszej formie, albo nie są to po prostu zawodnicy mega-wybitni. Bo na przykład Parka trudno uważać za gracza wybitnego, prawda? Ale na tym polega cały geniusz Fergusona – potrafi tak zestawić skład, że ta drużyna gra jak natchniona. Im bliżej końca sezonu, tym ładniej i lepiej.

Woli pan słuchać Prince’a zamiast Mroza, a zamiast Polonii Bytom oglądać Barcelonę. Dlatego nie ma chyba pan obaw, że poprzeczkę zawieszono Manchesterowi najwyżej, jak można? Liczy się dobre widowisko?
Dokładnie. A Barcelona to klasa sama w sobie, najpiękniej grająca drużyna świata. Nie znaczy to, że nie jest do pokonania, ale w niej wszystko jest niemal perfekcyjne. W branży alkoholowej o idealnym Mojito, albo idealnym Daiquiri mówi się, że jest „pefect serve”. I taka jest właśnie ta Barcelona. „Perfect serve”. Proporcje wychowanków do zawodników kupowanych, mieszanka piłkarzy siłowych i technicznych – wszystko jest dopracowane do bólu. Manchester musi zagrać najlepszy mecz sezonu.

Podobno, gdy w czasie wywiadu z Nigelem Kennedym powiedział pan, że sympatyzuje z „Czerwonymi Diabłami”, ten przerwał rozmowę i wyszedł. Rzeczywiście tak się „zagotował”?
To nie do końca tak, więc żeby wyjaśnić – Nigel przyleciał do Polski, na Okęcie, a ja pracując w Teleexpressie, od razu pojechałem z nim porozmawiać. Wiedziałem, że jest z Birmingham, więc już po zakończeniu wywiadu zapytałem, komu kibicuje. On na to, że Aston Villi, trochę zdziwiony, że interesuję się angielską ligą. Jak tylko dowiedział się, że jestem za Manchesterem, jego twarz stała się purpurowa. Wyciągnął futerał od skrzypiec, zamachnął się, więc ja w nogi… No i tak to się skończyło.

Kiedyś Kennedy powiedział: „Brzydzę sie piłkarzami Manchesteru, bo od kiedy karierę skończył Best, jego zawodnicy grają jak cioty.”
Podejrzewam, że dziś nie rozgłaszałby już w ten sposób swoich radykalnych poglądów. Powiem więcej – wspólny kolega, z którym Nigel gra koncerty podjął się poważnej misji pogodzenia nas. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, by któregoś dnia umówić się na wino.

Ale skoro o tych ciotach… Badania angielskiego rynku wykazały, że „ManU” to najbardziej znienawidzona marka w Anglii.
Kibice Manchesteru rzeczywiście nie mają wielu przyjaciół. Paradoksalnie, drużyna, która w 20 sezonów zdobywa 12 tytułów mistrzowskich nie może być kochana. Lyon też nie był uwielbiany w całej Francji, ani Bayern w Niemczech, gdy wygrywał wszystko, co było do wygrania. Poza tym, o ile przedmieścia miasta cały czas są za „Diabłami”, o tyle w środku, w najbogatszych dzielnicach, kciuki ściska się za „City”. Tak naprawdę najzagorzalszymi fanami Manchesteru są Szkoci i Irlandczycy oraz ludzie rozsiani po całym świecie.

Historycznie Manchester to klub robotników, niższych klas. Trochę jak muzyka ulicy, w której pan gustuje.
To prawda. Sam wychowałem się w robotniczym Mielcu, w bardzo biednej rodzinie. Gdy byłem dzieckiem, masło w domu było tylko dla siostry i dla mnie. Rodzice jedli smalec, bo na więcej nie było ich stać. Z biedy wyrosłem i cały czas jest mi bliżej do blokowiska na Ursynowie niż na warszawskie salony. Nie chcę zabrzmieć śmiesznie, nie będę wygłaszał żadnych manifestów… Ale do dziś wolę pójść na fajny melanż, pogadać z ludźmi słuchając RnB, zamiast siedzieć z towarzyską śmietanką.

Wracając do piłkarskiej śmietanki – podobno Eric Cantona wywrócił pana postrzeganie futbolu do góry nogami. Dziś jest w tej drużynie ktoś tak z innej planety?
Rooney. I to z kilku powodów. Przede wszystkim to właśnie taki typ robotniczo – chłopski (śmiech). Czyli niezbyt mądry i jeszcze mniejszej urody. Ale ma serducho. Trochę kojarzy mi się z Wojtkiem Kowalczykiem. Chłopakiem z Bródna, który to serce zostawił na boisku, a wątrobę poza nim… Oby tylko Rooney nie zostawił. Jest wielkim rzemieślnikiem. Kocham koszykówkę, w której inaczej niż w piłce, liczy się niemal każda akcja, przechwyty, asysty i tak dalej. I tak czasem myślę, że gdybyśmy w piłce rozpatrywali mecz tak drobiazgowo, Wayne byłby najlepszy, bo on po prostu haruje wszędzie, w każdej formacji.

Spodobało mi się, jak porównał pan Valencię do kawałka „Ai No Corrida”, bo ma coś z matadora. A cała Barcelona? Nie jest trochę, jak taki ośmiominutowy kawałek muzyki electro? Podanie za podaniem, cały czas ten sam beat, ale może się podobać.
Barcelona jest jak cały festiwal muzyki elektronicznej. Wszystkie utwory perfekcyjnie zmiksowane przez jednego DJ-a. Pep Guardiola cały czas czuwa nad tym bitem i na razie nie słychać żadnego fałszu. Co będzie dalej, Bóg jeden wie…

Może sam będzie chodził w niedzielę w czerwonej koszulce? Z napisem „Giggs”, na przykład.
Bóg? Oby! Mam nadzieję, że to będzie właśnie taki mecz, w którym Giggs zmaże swoją niedawną plamę na honorze. Nie mieści mi się w głowie, że taki piłkarz – kryształ nagle zakłada knebel mediom. I nie chodzi nawet o to, że zdradził. Chodzi o wolność prawdy i mediów. Oby tym meczem odkupił wszystkie winy. Bez względu na to, kto wygra, bądźmy świadkami widowiska, nie partii szachów, jak w meczu Polska – RFN na mundialu w Argentynie.

A może partii brydża? Podobno zna się pan na brydżu…
Grywałem, nawet trochę wyczynowo. Ale nie sądzę… Jest zbyt wielu zawodników, którzy w każdej chwili, gdy puści im wyobraźnia, są w stanie złamać wszystkie konwenanse. Myślę, że Manchester musi nastawić się na defensywny „beton” – blokowanie bramki i szukanie szans w kontrach. W otwartej grze może polec okrutnie.

ROZMAWIAف PAWEف MUZYKA

KLIKNIJ W BANNER – SPRAWDٹ KURSY I OBSTAW FINAف LIGI MISTRZÓW:


Najnowsze

Inne kraje

Selekcjoner uderza w FIFA i kluby: „Europa chce zmienić naszą historię”

redakcja
0
Selekcjoner uderza w FIFA i kluby: „Europa chce zmienić naszą historię”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama