„Na stadionach, których nie zamknięto, fani milczą, nie dopingują, nie pomagają swoim zespołom. Nie podoba mi się to, bo część klubów potrzebuje 12. zawodnika, gra o przeżycie, historia wielu z nich może się skończyć już wkrótce, po spadku z ligi, a kibice biernie siedzą i się temu przyglądają” – napisał w „PS” Grzegorz Mielcarski.
Grzesiu, to dopinguj! Wymagasz od innych – zacznij od siebie! Śpiewaj, krzycz, ponaglaj. Niby czemu nie? Tobie nie wypada? Wypada. Weź szalik i pokaż, jak się robi atmosferę. Jak się okaże, że masz wystarczającą charyzmę, to porwiesz za sobą tłumy. Jak nie – poskandujesz jakieś hasła w samotności.
Zawsze nas irytują takie głosy – nie podoba mi się, że nie śpiewacie. To sam śpiewaj. Rusz dupę i śpiewaj. Kibice to nie orkiestra, którą za cztery tysiaki wynajmuje się na wesele. Biernie siedzą i się przyglądają? Na Camp Nou biernie siedzi 98 tysięcy osób i jakoś nikomu to nie przeszkadza. Jak im się zachce, to zaśpiewają, a jak nie – to nie. I nikomu nic do tego.
Naprawdę – jak Mielcarski chce, żeby ktoś śpiewał, to niech śpiewa. Może wziąć do pomocy Kazimierza Węgrzyna i zrobić młyn, jakiego świat nie widział. Może z „Wieszczem” wymachiwać flagą i wrzeszczeć: „Jesteśmy z wami”.
Patrzenie z góry na kibiców jest dość charakterystyczne wśród tzw. ekspertów. Oni sądzą, że obowiązkiem kibiców jest:
a) podziwiać ekspertów
b) podziwiać piłkarzy
c) drzeć mordę na zawołanie
Otóż nie, panie Mielcarski, otóż nie…