Coraz bardziej zasadne wydaje się pytanie, czy kibice powinni zbojkotować najbliższe mecze reprezentacji Polski. Gdybyście chcieli poznać nasze skromne zdanie, to odpowiadamy – po stokroć, powinni! Działacze piłkarscy potrzebują kibiców tylko jako płatników, natomiast politycy czekają na pełne, kolorowe trybuny po to, by ogłosić, że kuriozalne metody walki z chuligaństwem przynoszą spodziewane efekty. Jeszcze nigdy nie było aż tak wielu powodów, by zbojkotować najbliższe mecze kadry.
Po pierwsze – ceny biletów
Ceny biletów są – nie bójmy się nazywać spraw po imieniu – skandaliczne. Każdy kto kupi wejściówki po cenach dyktowanych przez PZPN jest ciężkim frajerem. Mecz z rezerwami rezerw Argentyny za 90, 190 i 250 złotych, to jak przejażdżka po Krakowie lipną taksówką za cztery stówy. Tym, którzy nie dostrzegają, że ktoś chce ich okraść pod przykrywką walki z kibolami, informujemy, że ceny biletów na czerwcowy mecz Austria – Niemcy to 15, 28 i 32 euro (mniej więcej 60, 112 i 128 złotych). Od razu zaznaczmy, że w Austrii średnie zarobki roznosiciela gazet to w przeliczeniu 2,6 tysiąca złotych, natomiast mechanik wyciąga przeciętnie 6,2 tysiąca złotych. Poniżej na grafice możecie zobaczyć, ile kasują pracownicy w różnych branżach.
I teraz pytanie – czy to normalne, że w kraju, w którym ludzie zarabiają kilkakrotnie mniej niż w Austrii bilety na mecze piłkarskie są dwa razy droższe? Można przyjąć to ze spokojem, można dać się dymać przez kolejne dziesięć lat, ale można też uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: DOŚÄ†. Jeśli PZPN chce sprzedawać bilety na pojedynek Murawskiego z Cabralem za 250 złotych – niech sprzedaje. Ale kto kupi wejściówkę i utwierdzi pazernych działaczy w przekonaniu, że każda cena jest akceptowalna, ten jest zwykłym głupkiem (w dodatku głupkiem szkodliwym społecznie).
I niech nikt nie podaje argumentu: mnie stać, więc kupię. Oczywiście, są ludzie, których stać, to nie podlega dyskusji. Ważne są jednak zasady. Nie płaci się 40 złotych za bochenek chleba, tylko dlatego, że właściciel sklepu wpadł w długi. Tak jak nie ma przyzwolenia dla cwaniaków, którzy chcą „złotych pięćdziesiąt za kilometr”, tak nie powinno być przyzwolenia dla naciągaczy, którzy żądają astronomicznych cen za bilety na mecz.
Po drugie – walka z kibicami
PZPN wypowiedział wojnę nie chuliganom, tylko zwykłym kibicom, pozamykano nawet jakieś malutkie stadioniki w mieścinach, o których nigdy nie słyszeliśmy. Kibice nie są działaczom do niczego potrzebni, za wyjątkiem tych krótkich chwil, które kibice spędzają przy kasie, kupując bilety na mecz kadry. Skoro nie chcieli cię na meczu ligowym, skoro uniemożliwili ci obejrzenie meczu twojej drużyny – miej honor i nie kolaboruj z nimi. Skoro cię nie chcą na stadionie – nie wpychaj się na siłę. Poczekaj aż zatęsknią.
Po trzecie – poziom sportowy
Nasza reprezentacja pod wodzą Franciszka Smudy i tak prezentuje się katastrofalnie, więc na co tu niby patrzeć? To też dobry moment, by „Franz” przestał bajdurzyć, że za wygwizdaniem go w Pireusie stał ktoś, kto chce wskoczyć na jego miejsce. Niech zrozumie, że ludzie nie są głupi i tę całą niekompetencję widzą. Niech zrozumie, że ludzie mają swój rozum i nie akceptują wycieczek nad wodospad Niagara w czasie pracy. Niech zrozumie, że na poparcie trybun trzeba zapracować uczciwą pracą.
Niedawno kibice Górnika Zabrze zaprezentowali świetną choreografię wymierzoną w Smudę (Franiu, za tym też ktoś stał?), ale jeszcze wymowniejsze byłyby puste krzesełka w Warszawie i Gdańsku.
Chcesz mieć kibica – szanuj go. Pracą, słowami, zaangażowaniem, zachowaniem. Bo kibic to nie jest głupia dojna krowa. Przynajmniej nie każdy.
5 i 9 czerwca idźcie na spacer, do kina albo do knajpy. Omijajcie stadiony. Zresztą, podobno tam jest niebezpiecznie. Nie igrajcie z losem, chrońcie swoje zdrowie i życie.
