Osiem meczów ekstraklasy w jeden dzień, w dodatku upakowanych o jednej godzinie, to nie tylko kopalnia pięknych zagrań i kiksów, które zdarzyć się mogą tylko na naszych boiskach, ale i ogromne złoże kontekstów, w jakich osadzone są poszczególne spotkania. O fotel lidera przed ostatnią fazą sezonu, o optymalny terminarz na siedem kolejek, o ósemkę, o ostatnie zdobycze przed podziałem. O jedno „oczko” dla tych, którzy dziś mają na koncie nieparzystą liczbę punktów i o dwa dla tych z parzystym dorobkiem. O wyjście z czerwonej strefy. O pogrzebanie rywali w dolnej połówce. O pogrążenie ulubionego trenera. Sporo tego, przyznacie. Na jakie detale zwrócimy jednak dziś szczególną uwagę?
Liderzy bez liderów
13 goli, 13 asyst, 3 kluczowe podania, udział przy 53% bramek Jagiellonii, najwyższa średnia not w zespole i w całej lidze (6,25)
9 asyst, 3 kluczowe podania, udział przy 22% bramek Jagiellonii 3. najwyższa średnia not w zespole (5,77), 13. najwyższa w całej lidze
3 gole, 8 asyst, 6 kluczowych podań, udział przy 30% bramek Legii, najwyższa średnia not w zespole (6,22), 3. najwyższa w całej lidze
Lider gra dziś bez swojego lidera Konstantina Vassiljeva oraz kluczowego obrońcy Piotra Tomasika, wicelider – bez najlepszego zagranicznego rozgrywającego, jakiego nasza liga widziała od wielu, wielu lat, a więc Vadisa Odjidjy-Ofoe. Jagiellonia z Legią zagra dziś korespondencyjnie o fotel lidera przed podziałem punktów bez dwóch arcyważnych postaci obu zespołów. Takich, bez których trudno wyobrazić sobie drużynę na dłuższą metę.
Obaj szkoleniowcy twierdzą co prawda, że mają plan na zastąpienie swoich gwiazd. Jacek Magiera stwierdził na przedmeczowej konferencji: – Mamy pewną koncepcję. Do dyspozycji mamy Miroslava Radovicia, Kaspera Hamalainena, Dominika Nagy’a, Sebastiana Szymańskiego oraz Waleriego Kazaiszwilego. Jeden z nich zastąpi Vadisa. Michał Probierz mówi z kolei: – To akurat normalna rzecz. Im dalej w sezon tym staje się to coraz bardziej widoczne. Wszystko się kumuluje. Mamy w zespole jednak zawodników, którzy w każdej chwili mogą wskoczyć do składu i zastąpić pauzujących. Absencja jednego jest szansą dla drugiego zawodnika. Wielokrotnie już powtarzałem, że potrzebuję wszystkich zawodników.
Trudno jednak mimo wszystko nie odnieść wrażenia, że i jedni, i drudzy, ucierpią dziś z powodu braku piłkarzy, którzy jak mało kto w tej lidze potrafią kreować swoich partnerów. Odpowiedź na pytanie, kto odczuje to bardziej, może też dać odpowiedź na inne – znacznie ważniejsze:
Czy Legia pierwszy raz nie będzie liderem po fazie zasadniczej?
Jeśli @Jagiellonia1920 utrzyma 1. miejsce w @_Ekstraklasa_ po #PIAJAG, to pierwszy raz w historii #ESA37 Legia nie wygra rundy zasadniczej
— Wojtek Bajak (@WoBaj) 22 kwietnia 2017
Od kiedy dzielimy punkty po 30 kolejkach, ani razu nie wydarzyła się sytuacja, kiedy stołeczny zespół nie kończył na czele. Dziś, by seria trwała kolejny sezon, nie może już liczyć tylko na siebie, ale też na potknięcie Jagiellonii w Gliwicach. Co drugie miejsce na finiszu oznacza z kolei dla Legii? Przede wszystkim – że z Jagą w rundzie finałowej będzie musiała się mierzyć na wyjeździe.
Tylko… czy dla Legii to akurat źle? Dodajmy, że warszawianie w razie zajęcia pozycji wicelidera na finiszu sezonu zasadniczego z zespołem z miejsca 3. zagrają u siebie. Wielce prawdopodobne, że na trzecim miejscu na koniec rundy uplasuje się Lech i możliwość gry akurat z drużyną Nenada Bjelicy u siebie, zamiast konieczności wyjazdu do Poznania, gdzie Lech za panowania Chorwata przegrał tylko 1:2 z Legią po golu w doliczonym czasie gry Hamalainena, byłaby wielce pożądana.
Smuda ugości swojego pupila w Lublinie
Uprzejmości trzeba będzie jednak odłożyć na bok. Smudę z Wisłą łączy bardzo wiele – ostatnio nieszczególnie miłe wspomnienia, na czele z protestem kibiców, gdy miał ponownie zostać szkoleniowcem Białej Gwiazdy, a także zwolnieniem tuż przed arcyprestiżowym meczem z Legią. Łączy też osoba pewnego Bośniaka, którego „Franz” prowadził w Lechu i Wiśle właśnie, a który u żadnego trenera nie potrafił wspiąć się z formą tak wysoko, jak właśnie u Smudy.
Mowa oczywiście o Semirze Stiliciu.
Problem w tym, że dziś Stilić zamiast dać „Franzowi” tak potrzebne do utrzymania punkty, może być jednym z tych, który zepchnie go w przepaść. Trenerowi, który w kieszeni spodni od paru ładnych lat trzyma klucze do szafy, gdzie spoczywa najlepsza wersja Bośniaka, maksymalnie utrudnić robotę na najbliższe tygodnie. Sprawić, że w fazę finałową, w grę „o spadek”, jak to ostatnio ujął Smuda, Górnik wejdzie jako drużyna zamykająca stawkę.
Żeby było jeszcze ciekawiej – nie jest przecież tajemnicą, że Smuda zimą mocno namawiał Stilicia do przenosin na Lubelszczyznę.
3 za 3 w Szczecinie?
Mecz, wokół którego narosło w tym tygodniu tyle teorii spiskowych, że można by nimi obdzielić kilka książek Dana Browna i starczyłoby jeszcze na jedną-dwie dla Roberta Ludluma.
@przemekbator @BergNieWracaj A co ma Lechia do tego? Przecież oni nie wygrają na Pogoni, oddadzą im a Pogoń zrewanżuje się w finałowej. — Janekx89 (@janekx89) 17 kwietnia 2017
Rachunek, zdaniem zwolenników opcji 3 za 3, ma być prosty – Pogoń ogrywa Lechię i bez chwytania za kalkulatory wchodzi do grupy mistrzowskiej, czyli zapewnia sobie spokojne utrzymanie. W zamian za co w rundzie finałowej szczecinianie mieliby nie robić problemów gdańszczanom i „oddać” zwycięstwo punktowane dla Lechii już nie za jeden – jak to dzisiejsze – a za trzy „oczka”. Czyli znacznie cenniejsze.
De facto w najbardziej niewygodnym położeniu wszystkie te spekulacje stawiają Pogoń. Która w razie wygranej, nawet stuprocentowo czystej, i tak będzie się pewnie musiała z niej tłumaczyć.
Derby z nożem na gardle
Gdybyście zimą powiedzieli nam, że Derby Dolnego Śląska będą walką Zagłębia o to, by zachować szanse na ósemkę, w dodatku w sytuacji, w której i tak Miedziowi nie będą mogli liczyć wyłącznie na samych siebie, a dla wrocławian – o doskoczenie do lubinan na odległość dwóch punktów (czyli de facto po podziale jednego), popukalibyśmy się tylko w głowę.
Życie bywa jednak figlarzem. Zagłębie pikuje jak samolot, któremu ni stąd, ni zowąd odpadły skrzydła. Straciło wszystkie atuty, które czyniły ten zespół murowanym kandydatem do ósemki, ba – pretendentem do europejskich pucharów. Okazuje się, że ostatnimi czasy (na przestrzeni ostatnich ośmiu kolejek) Miedziowi punktują najgorzej w lidze (4 punkty w kolejkach 22.-29.). Identycznie jak objeżdżana przez każdego Arka.
Śląsk sezonu już nie uratuje. Do ósemki już nie wejdzie. Ale jakże pięknym prezentem dla kibiców przed fazą finałową byłoby ściągnięcie za sobą do dolnej ósemki lokalnego rywala, tego chyba nikomu nie musimy tłumaczyć…
Pożegnanie króla
#WALDEKKING #DZIĘKUJEMY #TRENERZE #NIEBIESCY #LEGENDABEZKOŃCA @ruchchorzow1920 @Niebiescypl pic.twitter.com/3clasJMYzw — Krzysiek Czaja (@DusieKx3) 21 kwietnia 2017
Kogoś takiego w Chorzowie w XXI wieku nie było. W klubie, w którym od lat się nie przelewało, w którym trzeba było lepić z marnej jakości gliny, Waldemar Fornalik potrafił raz za razem tworzyć rękodzieła doprawdy imponujące. Kto by pomyślał, że z Piechem i Jankowskim można zostać wicemistrzem Polski? Że z drużyną, w której pierwszoplanowe role odgrywali Krzysztof Nykiel, Grzegorz Baran czy Gabor Straka uda się zająć miejsce na ligowym podium? Wreszcie że po kolejnych ciosach, po których wielu nie podniosłoby się z desek, z Niezgodą, Lipskim, Przybeckim czy Monetą stać się rewelacją wiosny i do pewnego momentu punktować gorzej jedynie od poznańskiego Lecha?
Żeby było zabawniej, takie rzeczy najpierw urodziły się w głowie (a później przeniosły na boisko) trenera często nazywanego – również przez nas – smutnym. A jednak który w ciężkich czasach potrafił dać kibicom w Chorzowie całą masę frajdy z oglądania drużyny, której obsadę w większości zawsze stanowili Polacy, niejednokrotnie piłkarze z regionu, z którymi naprawdę można się było utożsamiać.
Dziś w Poznaniu napisze się ostatnich kilka stron historii pod tytułem „Waldek, król Chorzowa”.
fot. 400mm.pl