– Już słysząc samą nazwę, myślisz: „cholera, nieciekawie”. Milicjant z kałasznikowem to codzienny widok, który nikogo tu nie dziwi. Ale nie jest źle. To już nie jest ten wojenny Grozny sprzed kilku lat. Coraz bliżej mu do Europy – mówi Piotr Polczak w rozmowie z Weszło. Były obrońca Cracovii, który w połowie lutego, ni z tego, ni z owego nagle podpisał kontrakt z Terekiem. W prywatnym folwarku Ramzana Kadyrowa. Bojownika, prezydenta Czeczenii i prezesa klubu w jednym, dla którego już w środę zagrają Diego Maradona, Fabien Barthez czy Luis Figo…
Gdy w 2004 roku w zamachu bombowym na stadionie Tereka zginął jego ojciec, Achmad Kadyrow, rosyjska federacja przez cztery lata nie zezwalała na rozgrywanie meczów w Groznym. Teraz przyjeżdżają do niego największe piłkarskie sławy. Sam Kadyrow to dla miejscowych symbol, prawie guru. Były dowódca czeczeńskich separatystów, przed dwoma miesiącami zaprzysiężony na drugą prezydencką kadencję. Porwania, strzelaniny, zlecenia morderstw? Nikt niczego nie mu nie udowodnił… – Wszyscy niesamowicie go szanują. Widać, że jest tu postacią numer jeden i mocno angażuje się w sprawy klubu. Przychodzi na nasze treningi albo do hotelu, by porozmawiać z zawodnikami – opowiada Polczak.
PREZYDENT W KRÓTKICH SPODENKACH
W środę, 11 maja, Kadyrow uroczyście otworzy w Groznym nowy stadion. 30-tysięcznik budowany na trzy zmiany przez miejscowych robotników. Pokazy laserowe, koncerty, piłkarskie popisy zagranicznych gwiazd… Tak świętować ma stolica Czeczenii. Właściciel Tereka chciał na tę okazję ściągnąć największe kluby Europy. Nie udało się, ale lista gości i tak imponuje. Maradona, Baresi, Costacurta, Figo, Ayala, Fowler, McManaman, Vieri, Barthez… To tylko ci najważniejsi.
W Groznym to nie pierwszyzna. W marcu tego roku „drużyna przyjaciół Kadyrowa” zagrała towarzysko z „reprezentacją Brazylii 2002”. Prezydent przebrany w krótkie spodenki biegał z kapitańską opaską między Cafu, Romario i Juninho Pernambucano. Strzelił nawet dwa gole. Jak widać, za pieniądze można wiele… A tych w Tereku nie brakuje. Byli piłkarze opowiadają w kuluarach, że wypłaty zamiast na konto, nieraz dostawali w foliowych reklamówkach.
Pierwszym „polskim” akcentem w klubie był Siergiej Omieljanczuk. Później rok w Tereku spędził Cleber, a od lutego jego barwy reprezentuje Polczak.
Choć przekonuje, że Grozny przypomina coraz bardziej cywilizowane miasto, piłkarze spędzają w nim tyle czasu, ile tylko muszą. – Na co dzień mieszkamy w Kisłowodzku. Spokojnym kurorcie w górach, jakieś 300 kilometrów w głąb Rosji. Tam mamy swój ośrodek i boiska treningowe. Kto chce, mieszka „na bazie”, kto nie, ten wynajmuje dom. Do Groznego przylatujemy na mecz i wracamy. Lot trwa jakieś 40 minut – opowiada Polczak. Na wyjazdy też podróżuje się samolotami. – Najdalej jest bodajże Tomsk. Lot do Moskwy zajmuje może dwie godziny – mówi.
PROSTO Z WCZASÓW W ABU DHABI
Mówi się, że od Kadyrowa zależy w Tereku wszystko. Od długości trawnika po klubowe transfery. Przez jego „widzi mi się” Cleber jedyny raz w życiu grał jako defensywny pomocnik. Prezes przyszedł do szatni i zakomunikował trenerowi, że ma dla niego nowy super-pomysł. Gdy w styczniu w roli szkoleniowca zatrudnił zasłużonego VÃctora Muñoza, po kilku dniach wypłacił mu sowite odszkodowanie i wysłał z powrotem do Hiszpanii. Tylko dlatego, że nagle pojawiła się szansa, by drużynę przejął Ruud Gullit…
– Dostałem ofertę będąc na wczasach w Abu Dhabi. Klub obiecał zrobić 3-4 duże transfery – tłumaczył Holender po podpisaniu kontraktu. – Perspektywa pobytu w Groznym? Byłem kiedyś w Darfurze. Widziałem ludzi mieszkających w śmietnikach. Nie boję się takich wyzwań – przekonywał, choć swoją rodzinę ulokował w jednej z ekskluzywnych dzielnic Moskwy.
– Oczywiście, wojna to straszne piętno. Jak tylko przyszedłem do klubu, zauważyłem, że jeden z piłkarzy – który wychował się tu, w Groznym – prawie nigdy się nie uśmiecha i jest bardzo zamknięty w sobie. Mam nadzieję to zmienić. Chcę dawać tym chłopakom radość z gry w piłkę…
Dziś Gullit to gwiazda numer dwa w klubie. Pierwszy po Kadyrowie. – Myślę, że taki był marketingowy cel całego czeczeńskiego narodu. Ł»eby zwrócić na siebie uwagę. Pokazać, że Grozny nie jest taki, jakim się go maluje. Oczywiście, zniszczenia cały czas są widoczne, ale wiele się zmienia. Wiosną ludzie wyszli pracować na ulicach. Chcą, żeby miasto jakoś wyglądało – relacjonuje Polczak.
Z LOTNISKA NA STADION I Z POWROTEM
Faworyt Stefana Majewskiego rosyjskich boisk nie podbija. Na razie zagrał w trzech meczach. W pierwszych kolejkach sezonu, później dopiero w szóstej, wchodząc na boisko z ławki.
– Rywalizacja jest duża. Trener stosuje rotację i od czasu do czasu wszyscy dostają szansę. Gullit jest bardzo otwartym człowiekiem. Treningi są dość podobne, jak u Ulatowskiego, choć może z większym naciskiem na pracę fizyczną – mówi Polczak.
– Jak jest z tym ustalaniem składu przez Kadyrowa? – zagadujemy.
– Pierwsze słyszę. Myślę, że Gullit to za duża postać, żeby sobie na to pozwolić. Trudno powiedzieć, jak było wcześniej…
– Cleber nie był zachwycony Groznym. Nawet żonę zostawił w Krakowie.
– Moja też przyjedzie dopiero za jakiś czas, bo są duże problemy z biurokracją. Papierkowe załatwienia, oczekiwanie na wyrobienie wizy… Sam Grozny to region muzułmański. Ludzie mają swoje specyficzne zwyczaje, kobiety chodzą w chustach. Ale nie jest źle i chciałem się o tym przekonać. Zobaczymy, co będzie dalej.
– Jak Rosjanie dbają o bezpieczeństwo przy okazji meczów?
– Najczęściej podróżujemy tylko z lotniska na stadion. Są szczególne środki ostrożności, jakaś ochrona. Ale odkąd to jestem, nie słyszałem o żadnym incydencie. Kibice innych drużyn przyjeżdżają do Groznego w małych grupach. Poza tym widać, że samo miasto się rozwija. Niedawno puszczono nam film, który pokazywał, jak było kiedyś, a jak jest teraz. Przepaść.
– Stadion też będzie nowy.
– W środę jedziemy na otwarcie. Ma pojawić się Maradona, słyszałem o Barthezie. Normalnie trenujemy w Kisłowodzku, najczęściej raz dziennie. Teraz zostajemy w Groznym i od razu lecimy do Moskwy na mecz z Lokomotiwem.
„SZUKALIŚMY LEPSZEGO”
Póki co nie jest faworytem trenera. Gullit, podpisując kontrakt, oczekiwał dużych pieniędzy i „dużych nazwisk” w składzie. – Nie ukrywam, chcieliśmy ściągnąć lepszego obrońcę niż Polczak. Takiego, który sterowałby obroną jak Terry – przyznaje wiceprezes Tereka, będący jednocześnie… ministrem sportu w tamtejszym rządzie.
Transferowym celem numer jeden był reprezentant Algierii – Madjid Bougherra. W perspektywie wzmocnień na innych pozycjach – Mbark Boussoufa z Anderlechtu, a – zdaniem Czeczenów – nawet… Diego Forlan. Skończyło się na zapowiedziach, co wyraźnie zdenerwowało Gullita. – Tak samo było z rzekomym transferem Ronaldo. W klubie w ogóle się o tym nie mówiło. Może to tylko medialna zagrywka, albo wymysł dziennikarzy – zastanawia się Polczak.
Z drugiej strony, wszystko jest możliwe. Skoro w sąsiednim Dagestanie Roberto Carlos rozdaje autografy w trakcie meczu (zobacz TUTAJ), a oligarchowie z Anży Machaczkała wyprawiają mu urodzinowe imprezy za miliony dolarów. Co do samego Polczaka – grunt, że nie widzi jeszcze powodu, by stamtąd uciekać.
PAWEŁ MUZYKA

