– W modelu, jaki przyjęliśmy w Legii i do niego dotarliśmy, zarządzasz dużym ego i emocjami masy ludzi. Byłych sportowców, piłkarzy. Wsadzenia Sagana, Żewłaka, nawet Kiełbika, Marcina Żewłakowa, Jacka Magierę, Vuko, Szamo i wielu innych w jedno miejsce, żeby razem funkcjonowali, to jest cud. Jeśli się zapytacie o największy sukces, to będzie właśnie to. To, jak sobie pomagali, ciągnęli wózek w jedną stronę. Udało się stworzyć środowisko, w którym spotkało się wiele bardzo, bardzo ambitnych osób z dużym poziomem testosteronu i przyzwyczajonych do wygrywania – mówi w dużym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Bogusław Leśnodorski.
FAKT
Borussia nie otrząsnęła się z szoku. Sport w „Fakcie” otwiera tekst Michała Pola i Tomasza Włodarczyka z Dortmundu.
Piłkarze z Dortmundu wybiegli na murawę Signal Iduna Park zmierzyć się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z AS Monaco, choć nie chcieli. – Potrzebujemy więcej czasu, żeby się otrząsnąć, ale ktoś w Szwajcarii (w UEFA – przyp. red.) uznał, że musimy grać dziś. To nie fair – stwierdził trener gospodarzy Thomas Tuchel (44 l.).
Na rozgrzewkę gospodarze wyszli w koszulkach przygotowanych dla rannego i oglądającego mecz w szpitalu Bartry, wcześniej trzykrotnie wyczytanego przez spikera na prezentacji składów drużyn. Na żółtych T-shirtach widniały pokrzepiające słowa dla Hiszpana. „Bądź silny, jesteśmy z Tobą!”. Równie dobrze piłkarze mogli je kierować do siebie. Przecież oni też przeżyli szok, byli w środku autobusu, ale mimo to 24 godziny później musieli zmierzyć się z liderami Ligue 1.
Tomasz Iwan zapowiada wzmocnioną ochronę podczas meczów kadry.
– Rozpatrzymy, czy nie powinniśmy podróżować jeszcze bezpieczniejszym pojazdem. Tutaj nie będzie półśrodków czy oszczędzania pieniędzy. Już robimy to dobrze, a po ataku w Dortmundzie przygotujemy się jeszcze lepiej. Będziemy jeszcze bardziej wyczuleni i ostrożniejsi. To nie bajka. Zagrożenie jest realne – martwi się dyrektor.
GAZETA WYBORCZA
Bayern cierpi bez Lewandowskiego.
Real od miesięcy uchodzi za drużynę, której sprzyja szczęście. Bo regularnie ratuje wynik w ostatnich sekundach, bo wygrywa – lub remisuje – mecze teoretycznie już przegrane. I o ile reputację „szczęściarzy” te scenariusze uzasadniają marnie (walka do samego końca to atut, nie podarunek), o tyle nieobecność Lewandowskiego istotnie spadła im z nieba. On, który nie choruje nigdy, w Lidze Mistrzów nie opuścił dotąd Bayernu w żadnym z 32 meczów. Nie wytrzymał dopiero przed klasykiem z drużyną królewskich.
(…)
Nie dowierzaliśmy. Ilekroć Polak nie daje rady, wywołuje skojarzenia z maszyną, która znienacka staje się trochę ludzka. Przyzwyczajał nas latami, że jest niezniszczalny, podejmuje walkę zawsze i wszędzie. Być może zresztą również dlatego zapadła decyzja, by go oszczędzić na rewanż. Lewandowski nie uznaje półśrodków i kompromisów, nawet obolały wydałby zapewne madrytczykom wojnę. A teraz będzie mógł porządnie wypocząć, bo z sobotniego meczu w Leverkusen wyklucza go dyskwalifikacja za żółte kartki.
Niżej mamy natomiast tekst pomeczowy po starciu Borussii z Monaco.
Miał to być wieczór obrońców reprezentacji Polski. Nie był, choć Kamil Glik – tym razem nie pomógł zespołowi w ataku – w defensywie działał bardzo pewnie. Łukasz Piszczek popełnił natomiast gruby błąd, po którym trzeciego gola strzelił Kylian Mbappé.
Miał to być mecz zatracających się w ofensywie zespołów, w Bundeslidze najwięcej bramek pada w meczach Borussii, a w lidze francuskiej – w meczach Monaco. Ale w środę długo na swoim normalnym poziomie grali tylko goście – i to dosłownie. W trzecim meczu z rzędu Ligi Mistrzów Monaco strzeliło trzy gole, podobnie jak w siedmiu z ośmiu meczów w elicie w tym sezonie bramkę straciło.
SUPER EXPRESS
Deleu już czeka na Wielkanoc. W „SE” opowiada m.in. o swoich religijnych tatuażach.
– Ostatnia Wieczerza powstała w okresie, gdy byłem piłkarzem Lechii – wspomina piłkarz krakowskiego klubu. – Mam także m.in. różaniec, Matkę Boską, Jezusa i krzyż na plecach. Jestem z nich dumny. W poprzednich latach w Wielki Piątek w Polsce zawsze uczestniczyłem w Drodze Krzyżowej, a w Brazylii w procesjach. W tym roku nie będę, bo w sobotę mamy mecz z Jagiellonią, więc piątek spędzę już na zgrupowaniu w hotelu. Pomodlę się zatem właśnie tam.
W rozmowie z „Superakiem” Michał Listkiewicz mówi o wydarzeniach z wtorku z Dortmundu i zwraca uwagę, że nawet Hitler nie zwyciężył futbolu.
Mecz został przełożony, jeden z piłkarzy doznał obrażeń… Piłka przegra z terrorem?
Nie, nigdy tak się nie stanie. Przecież nawet Hitlerowi nie udało się pokonać futbolu. W Polsce za niemieckiej okupacji nie wolno było grać, kary były za to drakońskie. A mimo to mecze się odbywały. Źli ludzie nigdy nie wygrają z futbolem. Tego jestem pewien.
Ze spraw stricte piłkarskich: w meczu Juventus – Barcelona działo się sporo, również pod względem sędziowskim. Jak pan ocenia występ Marciniaka? W polskim internecie trochę mu się dostało…
Typowy hejt. Polaków na Polaków. Proszę to wyraźnie napisać. Oglądałem mecz w czeskiej telewizji i nie słyszałem pretensji pod adresem Szymona. Moim zdaniem świetnie poprowadził te zawody. Ani przez moment nie utracił kontroli nad przebiegiem wydarzeń na boisku, z pokazywaniem kartek też czekał tak długo, jak mógł.
O ataku na autokar Borussii opowiada ojciec Łukasza, Kazimierz Piszczek.
Kiedy pan się dowiedział, że terroryści chcieli wysadzić w powietrze autokar Borussii?
Z dwoma synami i menedżerem Łukasza byliśmy już na stadionie. Łukasz nie chciał mnie denerwować, więc zadzwonił do agenta i powiedział mu, że przy autobusie doszło do wybuchów, ale jemu nic się nie stało. Dopiero 15-20 minut później ogłoszono, że mecz się nie odbędzie. Najpierw było przerażenie, a zaraz potem ulga, że syn jest cały i zdrowy. Wróciliśmy do domu. Później dojechał Łukasz. Autokar został na miejscu wybuchu, a piłkarzy porozwożono do rodzin.
Co Łukasz opowiadał o całym zajściu?
Nie było atmosfery do rozmowy. Tylko chwilę posiedzieliśmy. Opowiadał, że był wielki huk i ranny w rękę został Marc Bartra. Wiadomo, że syn był przybity całą sytuacją. Nie chcieliśmy go męczyć.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wieczór cudownych dzieci. Korespondencja z Dortmundu na pierwszych stronach „PS”.
W pojedynku „cudownych dzieci” europejskiego futbolu Mbappe przyćmił Ousmane Dembele, z którym tworzy parę najskuteczniejszych nastolatków w Europie (Mbappe: 21 goli, 8 asyst; Dembele: 8 goli, 16 asyst) i przyszłość ataku reprezentacji Francji. 19-latek obudził się później. W pierwszej nie wykorzystał dogodnej sytuacji (Borussia nie oddała w niej celnego strzału), ale po zmianie stron i korekcie taktyki przez Thomasa Tuchela (dwie zmiany: Sahin za Bendera, Pulisić za Schmelzera) wraz z całym zespołem wyglądał lepiej. Dembele bez problemu wykończył kombinacyjną akcję drużyny wbijając piłkę do pustej bramki po podaniu Shinjego Kagawy. Za to Mbpappe dołożył drugie trafienie w 79. minucie, gdy Łukasz Piszczek chciał podać do partnera w poprzek boiska. Snajper Monaco przewidział zamiary Polaka, przechwycił piłkę, pomknął w stronę Bürkiego i umieścił ją precyzyjnym strzałem w górnym rogu bramki.
Batman kontra Dwie Twarze, czyli Cristiano Ronaldo kontra Arturo Vidal – strzelec gola, ale i wykonawca feralnego karnego, który nie dał Bayernowi dwubramkowego prowadzenia.
A skoro w pierwszej połowie na boisku panoszył się Dwie Twarze, w drugiej na scenę musiał wkroczyć Batman. Kilka tygodni temu, podczas ceremonii nadania imienia Cristiano Ronaldo lotnisku na Maderze, telewizyjne kamery uchwyciły człowieka przebranego za Batmana, pozdrawiającego publiczność z wysoka. W środę komiksowym bohaterem w czerni (nawet kolor wyjazdowych strojów Realu bardzo tu pasuje) został sam zainteresowany.
Przyszedł Królewskim z pomocą w najlepszym, wręcz filmowym momencie, właśnie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowali. Portugalski gwiazdor nie strzelił gola w Lidze Mistrzów od końcówki września, w sześciu kolejnych spotkaniach. Po pierwszej połowie meczu z Bayernem licznik wskazywał 658 minut, co było dla niego najgorszym wynikiem w Champions League w karierze. Kilkadziesiąt sekund później Ronaldo wyszedł z cienia. Dopadł do podania Carvajala i precyzyjnie uderzył prawą nogą, nie dając szans Manuelowi Neuerowi.
Anderlecht czyli fabryka pieniędzy. Łukasz Teodorczyk ma być kolejnym drogo wytransferowanym z Brukseli piłkarzem.
Tanio kupić, drogo sprzedać – taka filozofia od lat przyświeca Anderlechtowi. Oczywiście słowo tanio jest mocno względne, bo Fiołki w swojej historii kupiły 16 zawodników za co najmniej trzy miliony euro. Żaden polski klub nie wydał nawet połowy tej kwoty na jednego zawodnika.
Ale w okolicach Brukseli zwykle świetnie inwestują pieniądze, bo większość z tych graczy odeszła lub odejdzie za jeszcze większe sumy.
Jednym z piłkarzy, na których mistrzowie Belgii sporo zarobią, będzie Łukasz Teodorczyk. Jeśli nie dozna poważnej kontuzji lub dramatycznie nie obniży lotów, to może już latem, a najdalej za rok, odejdzie za co najmniej kilkanaście milionów euro.
Mimo przewidywanego transferu, Aime Anthuenis, były trener Anderlechtu, przestrzega „Teo” przed transferem.
Koller tworzył świetny atak z Tomaszem Radzińskim. To właśnie ten Polak grający w kadrze Kanady zdobył obie bramki w meczu z Manchesterem United. Jego można porównać z Teodorczykiem?
Nie, bo to zupełnie inni zawodnicy. Radziński to chyba najszybszy piłkarz jakiego widziałem. Z kolei Teodorczyk świetnie ustawia się w polu karnym. To jego najmocniejsza strona. Dobrze pracuje, trener jest z niego zadowolony. Za rok-dwa może trafić do jeszcze mocniejszego klubu.
A może nie będzie tyle czekał? Na pewno już latem nie zabraknie dla niego ofert.
Teodorczyk powinien zostać. Anderlecht dobrze płaci, ale oczywiście nie tyle, ile kluby z Premier League. Dobrze czuje się w Anderlechcie, niedawno przedłużył kontrakt z tym klubem. Nie wiem, czy Polak jest wystarczająco silny mentalnie, by poradzić sobie w Anglii. Przypomnę, że w poprzednim klubie Teodorczyk niezbyt dobrze sobie radził i grał bardzo mało.
W rozmowie z „PS” swój okres w Legii rozlicza Bogusław Leśnodorski. Tutaj fragment o największych – jego zdaniem – sukcesach.
Co pan zapisywał?
Od drobnostek do rzeczy ogromnych. W modelu, jaki przyjęliśmy w Legii i do niego dotarliśmy, zarządzasz dużym ego i emocjami masy ludzi. Byłych sportowców, piłkarzy. Wsadzenia Sagana, Żewłaka, nawet Kiełbika, Marcina Żewłakowa, Jacka Magierę, Vuko, Szamo i wielu innych w jedno miejsce, żeby razem funkcjonowali, to jest cud. Jeśli się zapytacie o największy sukces, to…
Właśnie to?
Dokładnie. To, jak sobie pomagali, ciągnęli wózek w jedną stronę. Udało się stworzyć środowisko, w którym spotkało się wiele bardzo, bardzo ambitnych osób z dużym poziomem testosteronu i przyzwyczajonych do wygrywania. Takim gościem, który to pokazuje, tylko w innym świecie, jest Czarek Kucharski. Jest tak sfokusowany na konfrontację, że nie umie inaczej. To wynika z jego przeszłości, ma mentalność napastnika, egoisty, na którego wszyscy grają. Podobnie Boniek. To im pomogło odnieść duże sukcesy w życiu zawodowym. To jest dobre, ale gdy masz siedmiu takich w jednym miejscu?
fot. FotoPyK