Historia niebywałego farciarza: Marcin Borski

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2011, 01:15 • 2 min czytania

Ciekawi nas, czy ktoś z was pamięta tę sprawę? Pewnie nikt, a szkoda. W końcu okazuje się, że mamy w polskiej lidze – wśród tych wszystkich wiecznych pechowców, specjalistów od samobójczych goli i niefartownych zagrań – prawdziwego szczęściarza. Sędzia Marcin Borski jest po prostu w czepku urodzony i całkiem niewykluczone, że gdyby poszedł do kasyna, to przebiłby wynik posła Pawła Piskorskiego, który – jak twierdzi – zgromadził majątek wygrywając 138 razy z rzędu na ruletce. Otóż panu Borskiemu, ilekroć ma kłopoty, zawsze z pomocą przychodzą niebiosa.
Zdarzyła się kilka lat temu historia niesłychana. Zacytujemy w tym momencie sędziego Piotra W., który jest już tylko W., bo resztę nazwiska w komis wzięła prokuratura. Ten właśnie W. opowiadał tak: – Jeszcze rok później przez pomyłkę w obliczeniach szefa Kolegium Sędziów PZPN pana Gosia na miejscu spadkowym zamiast Marcina Borskiego znalazł się Zbigniew Marczyk, któremu źle obliczono średnią. Po odwołaniu Marczyka został w I lidze, a Borski nie został przesunięty na miejsce spadkowe. Wtedy spadł jeden sędzia. Rok później Borski został sędzią międzynarodowym, a nie powinien sędziować w I lidze. Jego mama pracuje po prostu w PZPN. Wpływ na klasyfikację miały też egzaminy teoretyczne i filmowe. Nie ukrywam, że niektórzy sędziowie mieli dostęp do testu pisemnego i filmowego. Ja sam załatwiałem sobie testy – filmowe od Gromka.

Spójrzcie, cóż za niesamowity zbieg okoliczności. Ktoś źle obliczył średnią! Normalnie miałby spaść Borski, ale ktoś się walnął w rachunkach i padło na Marczyka. A jak już Marczyk się kapnął, o co chodzi i zaprotestował, to w PZPN uznano: no dobra, niech już w lidze zostaną obaj, nie będziemy im robić przykrości.

Historia niebywałego farciarza: Marcin Borski
Reklama

W ten oto sposób Borski zamiast spaść z ligi, został wkrótce arbitrem międzynarodowym.

I co się teraz okazuje – jak zawalił mecz Widzew – Ruch, to akurat – patrz pan, jakie (nie)szczęście – na mecz nie dotarł obserwator PZPN. Już by Marcinek dostał niską notę, ale obserwator zatrzasnął się w kiblu lub też zamiast na Łódź, skręcił na Szczecin. W związku z tym nikt nie może Borskiemu wystawić noty: ani wysokiej, ani niskiej, ani żadnej innej. Mecz Widzew – Ruch nie będzie więc mu się wliczał do średniej, a popełnione w nim błędy w sensie formalnym nigdy nie miały miejsca.

Reklama

Niebywały farciarz, z tego naszego Marcina.

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
1
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama