Reklama

Zezowate szczęście Gintera – gdzie terroryzm, tam i on

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2017, 17:12 • 2 min czytania 5 komentarzy

Kojarzycie Jana Piszczyka z filmu „Zezowate Szczęście”? Ten to miał dopiero pecha – na antysemickiej manifestacji wzięto go za Żyda i pobito, gdy przymierzał mundur w opuszczonych koszarach akurat weszli Niemcy i go aresztowali, na harcerskiej defiladzie skompromitował się i został z harcerstwa wydalony. Jednym zdaniem: gdzie poszedł, tam klapa. Oczywiście Piszczyk był oportunistą i przede wszystkim, bohaterem fikcyjnym, więc gorzej, gdy podobna skala pecha nachodzi kogoś w rzeczywistości. A jest tak z Matthiasem Ginterem, bowiem gdy tylko usłyszycie zbitkę słów „terroryzm” i „futbol”, istnieje spora szansa, że Niemiec znajduje się blisko centrum wydarzeń.

Zezowate szczęście Gintera – gdzie terroryzm, tam i on

Spotkanie Francuzów z Niemcami, 13 listopada 2015 roku – gdy na Stade de France kibice oglądali towarzyskie starcie dwóch wielkich marek, nagle spoza obiektu do ich uszu dotarł przeraźliwy huk. Jak się okazało, była to bomba, która eksplodowała niedaleko stadionu.

Odwołane spotkanie Niemców z Holendrami, 17 listopada 2015 roku – pokłosie wydarzeń sprzed paru dni. Na początku Niemcy chcieli ten mecz grać, by pokazać terrorystom, że nie ugną się pod presją przemocy, ale ostatecznie widowisko anulowano. Powodem był alarm bombowy.

Historia najnowsza, z wczoraj – drużyna Borussii jedzie na mecz, wjeżdża w wąską uliczkę i tam następuje wybuch trzech bomb. Szczęśliwie, większości ekipy BVB nic się nie stało, co nie znaczy, że nikomu, bo Bartra pojechał do szpitala i musiał poddać się operacji nadgarstka, odłamki szkła utkwiły mu też w ramieniu.

Reklama

Trzy historie, wszystkie ponure. Co je łączy, poza tym, że nie chcieliśmy by kiedykolwiek się wydarzyły? Za każdym razem nieprzyjemność udziału w nich miał właśnie Matthias Ginter. Przy pierwszej okazji był na boisku, przy drugiej był w kadrze na mecz z Holendrami, przy trzeciej jechał autokarem na starcie z Monaco. Można polecieć w stronę czarnego humoru i pisać, że z facetem ewidentnie jest coś nie tak, ale poważnie mówiąc, nikt nie chciałby znaleźć się w jego położeniu choć raz. A on – w mniejszym lub większym stopniu – spotkał się z terrorem już trzykrotnie.

Przypadek Gintera to niezła ciekawostka, choć oczywiście każdy normalny wolałby, żeby więcej takich nie było i futbol łączył się tylko z pozytywnymi historiami. Niestety, patrząc realistycznie w przyszłość, trudno nie myśleć o kolejnych czarnych scenariuszach.

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...