Kowalczyk: – Orest Lenczyk bohaterem sezonu

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2011, 12:56 • 4 min czytania

To nie był nos trenera, tylko błąd, że nie wpuściłem tego piłkarza od początku – odpowiedział Orest Lenczyk, gdy zapytano go Łukasza Madeja, bohatera meczu z Widzewem. Było w tym trochę kokieterii, ale kokietować też trzeba umiejętnie. Trener Lenczyk, którego w tym momencie pozdrawiam, bo kiedyś wyznał mi, że czyta wpisy na Weszło, może sobie teraz na to pozwolić. Nie musi na siłę przypisywać sobie zasług, inni zrobią to za niego. No i może się sam skrytykować, bo tego akurat nikt inny nie zrobi. Jak na razie, to on jest największym zwycięzcą sezonu 2010/2011.
Co w Śląsku Wrocław wymyślił Orest Lenczyk? Nic. Nic nowego. Postawił na to, na co stawiał od lat – na przygotowanie fizyczne. Jeśli piłkarz nie jest wystarczająco silny, wytrzymały, szybki, jeśli meczu nie wybiega, to samymi umiejętnościami się nie uratuje. A już na pewno nie polski piłkarz. Jeśli nie umiesz wybitnie grać, musisz wybitnie biegać. Grają w naszej lidze wszyscy mniej więcej tak samo, ale biegają różnie. Śląsk biega bardzo dobrze. Kilka prostych schematów plus przygotowanie – i wystarczy, by nie przegrać za Lenczyka ani jednego meczu.

Kowalczyk: – Orest Lenczyk bohaterem sezonu
Reklama

Kiedyś to była norma. Zimą nie było przebacz – musiałeś biegać po górach. Mróz nie mróz – zapieprzałeś. Oczywiście, czasami się trenera oszukało, czasami skręciło się w lewo zamiast w prawo, ale to nie było tak, że dzień w dzień pozorowałeś treningi. Nie – generalnie to była katorga. Ze śmiechem można wspominać zbiegnięcie z trasy do jakiejś karczmy, bo przyjemniej wspomina się coś takiego niż cholerne zakwasy. A te zakwasy były, oczywiście, że były. Czasami nie dało się chodzić.

A teraz – piłki. Wszyscy mówią – nowocześnie, bo z piłkami. Trening? Cały czas z piłką! Bieganie? Z piłką! O, jaki nowoczesny trener, zna europejskie trendy, wie, co dobre. Nie ma biegania po górach, tylko piłeczki. Tylko co z tych piłeczek wynika? Nic. Piłkarze się pobawią, a potem jak grać nie umieli, tak nie umieją dalej, a kondycji im wystarcza na 60 minut. Są trenerzy, którzy chętnie daliby piłkarzom po dupach w dawnym stylu, ale się boją – bo ich prasa zje, albo że zawodnicy się zaczną skarżyć i zrobią bunt… Wyobraźmy sobie, że któryś młody szkoleniowiec mówi: – No to zimą jedziemy nie do Turcji, tylko w Tatry. Będziemy biegać po górach, w kopnym śniegu.

Reklama

Zostałby potraktowany jak oszołom. Jak ktoś, kto nie nadąża… Teraz ma być miło, ciepło i z piłkami.

Lenczyk ma to wszystko gdzieś. Robi swoje. Stara szkoła. Stara, dobra szkoła. Na przykład, co złego jest w piłkach lekarskich? Nic. Możesz iść na siłownię, ale tam „poprowadzi cię” maszyna, a przy zajęciach z piłkami lekarskimi nie izolujesz pewnych mięśni, pracujesz każdym centymetrem ciała…

Pytałem się o to Sebastiana Mili i Jarosława Fojuta. Początkowo treningami Lenczyka byli zdziwieni, ale z czasem zobaczyli, że w meczach coś, do czego nie mieli przekonania, jednak im pomaga. Czują moc. Piłkarsko zawsze jakoś tam sobie poradzą, bo co to za filozofia kopnąć do przodu albo do boku… Jak ktoś nie nazywa się Manu, to kopnie mniej więcej w to samo miejsce. Oczywiście, każdy piłkarz wolałby trenować zabawy z piłką, niż rzygać po kolejnym podbiegu w górach, ale różnica jest taka, że te zabawy z piłką na dłuższą metę nic mu nie dadzą, a ten podbieg – tak.

Szkoleniowiec Śląska jest z tego samego pokolenia, co Luis Aragones – Hiszpan jest cztery lata starszy. Przypominam sobie, co robiliśmy na treingach w Betisie i wychodzi na to, że mniej więcej… to samo. Ktoś powie – Hiszpania, inny futbol. Ale Aragones też wychodził z założenia, że wszystko zaczyna i kończy się na przygotowaniu fizycznym. Umiejętności mają znaczenie dopiero wtedy, gdy jesteś przygotowany do wysiłku co najmniej w tym samym stopniu, co przeciwnik. Bo jeśli nie – to cię zadepczą, przewrócą, wyprzedzą, zdominują. U Aragones treningi trwały po 2,5 godziny, ponieważ wychodził z założenia, że w czasie każdego treningu piłkarz musi mieć 90-minutowy, maksymalny wysiłek, jak w meczu, a dopiero do tego dokładał te wszystkie rozgrzewki, zajęcia taktyczne itd. W polskiej lidze z reguły jest inaczej – trening trwa 90 minut, ale pierwsze 20 to rozgrzewka, ostatnie 10 to moment na odsapnięcie… Aragones mówił: – Nie wytrzymasz 90 minut meczu w pełnym tempie, jeśli nie będzie przyzwyczajony do tego. Musisz się przyzwyczajać codziennie.

No i się przyzwyczajaliśmy, w Hiszpanii wcale nie trenuje się tak lekko, jak się niektórym wydaje – zajmowaliśmy trzecie i czwarte miejsce w Primera Division (dopisek – to akurat z poprzednikiem Aragonesa). Wcale się nie zdziwię, jeśli trzecie albo czwarte miejsce zajmie Śląsk. Niby dlaczego nie? Biegają? Biegają. Tylko tyle i aż tyle.

My chcemy być na siłę nowocześni. Niedługo nasi piłkarze będą cali w jakichś specjalnych urządzeniach pomiarowych, będą mieli najlepsze masaże i odżywki, będą korzystać z najnowszych przyrządów fitness, a ich ruchy na boisku będzie monitorował system kilkudziesięciu kamer. Tylko zapominamy o podstawie – w tym sporcie trzeba się tak po ludzku zmęczyć i czasami zwymiotować z wysiłku.

Przeczytałem niedawno zdanie prezesa jakiegoś klubu: – Ja nie potrzebuję ludzi, którzy pięknie grają na pianinie. Ja potrzebuję takich, którzy podniosą pianino… I to chyba w dużej mierze oddaje filozofię trenera Lenczyka.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama