Niestety, u selekcjonera to już choroba

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2011, 16:52 • 3 min czytania

Z Frankiem S. już jest źle, a będzie coraz gorzej. Wiosenne słońce troszkę przygrzało i już sypnęło wywiadami, w których selekcjoner – jak to on – plecie od rzeczy. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy przyjdzie lato i temperatury jeszcze bardziej wzrosną.
Franiu zagaduje rzeczywistość, co jest typowe dla selekcjonerów, tylko zazwyczaj ten etap występuje na samym końcu ich pracy, a u Smudy niemal na początku (no, chyba że to już…). Aktualnie twierdzi, że wszyscy za granicą doceniają naszą kadrę, tylko w Polsce postrzeganie jest inne. – Już jest nieźle, a będzie całkiem dobrze. Na razie widzą to głównie ludzie z zagranicy, ale w kraju kibice także to dostrzegą. I to szybciej niż później – mówi.

Niestety, u selekcjonera to już choroba
Reklama

Oczywiście, najlepiej powiedzieć, że znaczący postęp dostrzegają jacyś ludzie „z zagranicy”. Po pierwsze – nie da się tego zweryfikować. Po drugie – „z zagranicy”, to brzmi dumnie. Ale na przykład Litwini, też z zagranicy, tym naszym postępem specjalnie się nie przerazili.

Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy do rzeczy – SELEKCJONER JEST CHORY PSYCHICZNIE. Jeszcze jesteśmy w stanie litościwie wybaczyć mu, że uważa, iż jego kadra o dwie długości wyprzedza kadrę Leo Beenhakkera (tak powiedział!), chociaż to oczywista bzdura. Wiadomo – ma „Franz” kompleks Holendra i już się go nie wyzbędzie. Gorzej, że zapytany o gwizdy ze strony polskich kibiców przy okazji meczu z Grecją, powiedział: – Po pierwsze – nie wierzę w spontaniczność tej akcji. Ktoś musiał nimi pokerować. Ktoś najwyraźniej pali się na moje miejsce i już nie może się doczekać, przebiera nogami, bo czas mu ucieka. I niech sobie przebiera, ja jestem silny. Na pewno wytrzymam te wszystkie podjazdy.

Reklama

Przeczytaliście?

Franciszek Smuda właśnie powiedział, że ktoś, jakiś trener, jakiś Engel, Piechniczek, Skorża, Nowak, Lenczyk czy inny Michniewicz dyrygował kibicami w Atenach i kazał im gwizdać w odpowiednim momencie. Tak, kibice, ten bezmyślny tłum, nigdy by nie wpadli na to, że można wyrazić niezadowolenie z pracy selekcjonera. To po prostu musiała być przygotowana akcja! Ktoś przebiera nogami! I jest zdenerwowany, bo czas ucieka, a Franiu trzyma się mocno.

Franiu, ty się trzymaj, ale może jakiegoś psychiatry, co? Trzymaj się mocno.

Smutne, co się dzieje z mózgiem Smudy. Nasza znajoma jest rehabilitantką i przeprowadza zajęcia ze znanym i starym już polskim aktorem. Masuje go, naciąga, nagina, a on nagle mówi: – O, jaki ładny kotek. Kici, kici…
– Ależ proszę pana, tu nie ma żadnego kotka.
– Jak to nie? Kici, kici.

Facet już sfiksował, ale nie wszyscy o tym wiedzą. Wciąż cieszy się powszechnym szacunkiem i uchodzi za normalnego.

Kici, kici… Czy to następny etap „Franza”? A może aktualny? On już widzi dobre zagrania, których nie ma, dobre mecze, które się nie odbyły. No i jeszcze doszukuje się spisków, niczym moherowe berety po tragedii smoleńskiej.

Kibice gwizdali nie dlatego, że przykładowy Jerzy Engel dał znak. Oni mają swój rozum i widzą, drogi Franiu, że Euro powinieneś spędzić w tym samym miejscu, co ostatnie mistrzostwa świata. Na urlopie w Hiszpanii. Jeśli sądzisz, że trybunami można w dowolny sposób sterować, to się grubo mylisz.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama