Od początku wiadomo było, że Franciszek Smuda będzie musiał wycofać się ze swojego kretyńskiego pomysłu, by zorganizować zgrupowanie reprezentacji Polski na dwie kolejki przed końcem rozgrywek ekstraklasy. Pozostawało pytanie – kiedy i w jaki sposób to ogłosi. Ogłosił dzisiaj. Druga istotna wiadomość jest taka, że ktoś najwyraźniej poszedł po rozum do głowy i zmienił nie tylko termin, ale także miejsce zgrupowania. Tym samym w stu procentach przychylono się do tego, o czym w wywiadzie dla Weszło mówił Zbigniew Boniek. Kadra będzie przygotowywała się w Polsce.
Oczywiście można i teraz ponarzekać: – Co to za kadra, w której wszystkie plany zmieniają się z dnia na dzień? Kto jest odpowiedzialny za ten bałagan? Ale co tam, odpuśćmy. Lepiej, że ktoś teraz poszedł do głowy niż mielibyśmy podążać tym źle wytyczonym wcześniej kursem aż do końca. Zgodnie z najnowszymi informacjami, reprezentanci zbiorą się 1 czerwca w Krakowie, a kilka dni później na obiekcie Cracovii zmierzą się prawdopodobnie z Czechami. Z kolei 9 czerwca w Gdańsku zagrają z Francją. Jedyne, co budzi wątpliwości, to słuszność rezygnacji ze spotkania, które miało odbyć się w terminie FIFA, czyli 2 czerwca.
Ogólnie jednak zaskakujący jest fakt, jak bardzo nowe decyzje PZPN korespondują z opiniami Bońka. Przeczytajcie, co mówił dla Weszło… Nawet miejsce zgrupowania się zgadza!
(…)
– Franek mówił, że nie będzie meczów na pokaz, bez stawki, a jak sprawdzimy, ile ta reprezentacja grała meczów o śliwki, to nam wyjdzie, że bardzo dużo. To wynika ze zmiany koncepcji. Z ciągłych zmian koncepcji, na wielu frontach. I tu jest pewien problem. Poza tym te koncepcje, które co chwilę się pojawiają, dla normalnych ludzi są trudne do zaakceptowania. Franek wyskoczył teraz z pomysłem, że od 21 maja zrobi zgrupowanie reprezentacji Polski. A ja zapytam tak – gdybyśmy nie organizowali Euro 2012, tylko grali w eliminacjach i mieli dwa oficjalne mecze kwalifikacyjne, to kiedy zaczęłoby się zgrupowanie? Pięć dni wcześniej. A my gramy mecze towarzyskie, gdzie wynik jest najmniej ważny i dochodzimy do wniosku, że potrzebne jest najdłuższe zgrupowanie świata. Do tego cały ten pomysł jest wbrew jakimkolwiek regulaminom. On chce nagle zabierać piłkarzy z drużyn, które w dwóch ostatnich kolejkach nie grają o nic? To jest nie do zaakceptowania! Co to znaczy, że drużyna gra o nic? Nikt nie gra o nic. Wisła gra u siebie z Polonią Warszawa. Jeśli my z Polonii wyjmiemy pięciu kadrowiczów, to ja się pytam, co mają sobie pomyśleć konkurenci Wisły w walce o mistrzostwo? Bełchatów może grać o szyszki, ale jego rywalem będzie Cracovia, dla której może być to mecz o życie… Myśmy kiedyś mieli niedziele cudów. Nie mieliśmy jeszcze prokuratury do pomocy, ale widzieliśmy, że to śmierdzi na odległość. Nawet Frankowi piłkarze sprzedali mecz. Liga to powinna być świętość, od niej się wszystko zaczyna. Poza tym wczujmy się w rolę właścicieli klubów. Jeśli ja płacę piłkarzom kontrakty, a oni zamiast grać, siedzą na kawie w Alpach i sprawdzają przez internet, jaki jest wynik meczu, to jest to niepoważne.
– Ale tego pomysłu Smudy nikt nie traktuje poważnie. Za tydzień będzie miał inny pomysł, niestety równie niepoważny. Potem kolejny i kolejny. Głupota goni głupotę.
– Co jest największa zaletą Franka? Ławka, adrenalina, wpływ na piłkarzy. Franek powinien tylko na tym się skoncentrować. A kiedy pojawia się przestrzeń, żeby go krytykować? Wtedy, kiedy robi to, co do niego nie należy. Selekcjoner jest od tego, żeby wybrać piłkarzy, ustawić ich, zmotywować, wygrać mecz. Natomiast my „Franza” krytykujemy, bo sam wykłada się poprzez deklaracje, które nie mają bezpośrednio nic wspólnego z ławką trenerską. Pytanie brzmi – czy to dobrze, że Franek zajmuje się w tej kadrze wszystkim? Przecież organizacyjnie tę całą kadrę powinien ogarniać rozsądny dyrektor. Podam przykład, co mnie śmieszy, bawi… Ale i przeraża! Byliśmy przez ostatnie lata na trzech wielkich imprezach. Franek już robi ten sam błąd, co poprzednicy, ale to nie jest błąd tylko Franka, tylko całej tej struktury zarządzającej. Do rzeczy – gramy dwa mecze towarzyskie i już jedziemy na zgrupowanie do Austrii. My jesteśmy Polakami, mamy Polskę. Jeździliśmy kiedyś na mistrzostwa świata, z których przywoziliśmy medale i wcześniej trenowaliśmy w polskich ośrodkach – w Kamieniu, w Rybniku, w Wałczu… Teraz zbudowaliśmy 27 czy 28 pięknych ośrodków treningowych na Euro 2012, w tych ośrodkach będą zakwaterowane najlepsze reprezentacje Europy. Dlaczego my nie możemy z tych ośrodków korzystać? Dlaczego tego nie robimy? Co daje przygotowanie w Polsce… Przede wszystkim – ma pan ośrodek, gdzie codziennie chcą wejść dzieciaki, kibice, dziennikarze. Piłkarz czuje oddech kibiców, oddech mediów, widzi chłopaka, który biegnie 30 metrów, żeby wziąć od niego autograf. I to powoduje, że piłkarz wieczorem w pokoju myśli sobie, o wszystkim co się wydarzyło i co się jeszcze wydarzy. Ma jakąś wizję, jest ciągle „pod prądem”. Gdzieś ci wszyscy ludzie go napędzają, motywują. Czuje się wyjątkowy. Jeśli chcemy gdzieś jechać, to dlaczego nie do Polski? Ja wiem, że jak trenowałem w Polsce i jak czułem tę całą atmosferę, to inaczej to na mnie działało. Jak pan jest w Polsce, to może pan zrobić trening otwarty i mieć trzy tysiące widzów, a to o trzy tysiące więcej, niż w Portugalii na meczu towarzyskim.
– Znowu wracamy do tego, że polskich piłkarzy traktuje się jak piłkarzy specjalnej troski. Najlepiej ich schować przed światem.
– To jest największym błędem. Ale to nie jest wina Franka, tylko kogośâ€¦ No właśnie, kto jest szefem tej reprezentacji? Kto organizuje jakiś briefing raz na dwa tygodnie, kto mówi, w jakim kierunku idziemy?
– Nikogo takiego nie ma i nie będzie. Franek nie chce się dzielić władzą. Chce całej chwały dla siebie.
– Może tak jest. Ale może gdyby ktoś mu to wszystko mądrze zorganizował, to by poczuł ulgę i zmienił zdanie? Z tym wyjazdem w Alpy… To jest koncepcja nie do przyjęcia. Gramy wszystkie mecze w Polsce. Pokażmy tę reprezentację Polakom! Gdyby to zgrupowanie było w Krakowie, gdyby piłkarze nie mogli spokojnie wyjść z hotelu, bo gdzieś na ulicy zaraz ktoś by ich zagadywał, prosił o zdjęcia… Niby to przeszkadza… Ale to bardziej pomaga, niż przeszkadza, bo się czuje: za mną jest grupa ludzi, którzy na mnie liczą, są ludzie, którzy mnie rozpoznają i którzy we mnie wierzą. Czujesz się ważny. A pojechanie w Alpy – nikt nawet tam nie wie, że grasz w piłkę, po dwóch tygodniach grasz jakiś mecz, który ogląda tylko najbliższa rodzina i który niczego nie mówi o twojej przydatności, bo co innego zagrać na pustym trzeciorzędnym stadioniku, a co innego przy trzydziestu tysiącach widzów.
Trafiony-zatopiony, prawda? Wprawdzie dzisiejsza wypowiedź Franciszka Smudy o tym, że przeprowadził śledztwo w hotelu w Poznaniu i okazało się, że jego kadrowicze tam byli, ale „nie było żadnych dup” jednoznacznie wskazuje, że selekcjoner nam w żaden cudowny sposób nagle nie zmądrzał, ale z drugiej strony dzisiejsze decyzje PZPN są chyba dowodem na to, że trenerowi przydzielono jakiegoś inteligentniejszego nadzorcę.