Reprezentacja Polski przygotowuje się do kolejnych meczów w stylu, który dobrze znamy. Po pierwsze – trzeba wyjechać gdzieś, gdzie nikt poza piłkarzami nie dojedzie. Po drugie – trzeba zabarykadować się tak, żeby ci desperaci, którzy jednak jakimś cudem dotrą na miejsce, nie zbliżyli się do zawodników na sto metrów. Po trzecie – trzeba (to warunek konieczny, kluczowy) zamknąć treningi, by nikt, absolutnie nikt nie widział piłkarzy… grających w piłkę. No i po czwarte – oczekiwany mecz musi odbyć się w takim miejscu, by trybuny były przynajmniej w 90 procentach puste.
Kilka dni temu zamieściliśmy obszerny wywiad ze Zbigniewem Bońkiem. Oto fragment rozmowy:
Podam przykład, co mnie śmieszy, bawi… Ale i przeraża! Byliśmy przez ostatnie lata na trzech wielkich imprezach. Franek już robi ten sam błąd, co poprzednicy, ale to nie jest błąd tylko Franka, tylko całej tej struktury zarządzającej. Do rzeczy – gramy dwa mecze towarzyskie i już jedziemy na zgrupowanie do Austrii. My jesteśmy Polakami, mamy Polskę. Jeździliśmy kiedyś na mistrzostwa świata, z których przywoziliśmy medale i wcześniej trenowaliśmy w polskich ośrodkach – w Kamieniu, w Rybniku, w Wałczu… Teraz zbudowaliśmy 27 czy 28 pięknych ośrodków treningowych na Euro 2012, w tych ośrodkach będą zakwaterowane najlepsze reprezentacje Europy. Dlaczego my nie możemy z tych ośrodków korzystać? Dlaczego tego nie robimy? Co daje przygotowanie w Polsce… Przede wszystkim – ma pan ośrodek, gdzie codziennie chcą wejść dzieciaki, kibice, dziennikarze. Piłkarz czuje oddech kibiców, oddech mediów, widzi chłopaka, który biegnie 30 metrów, żeby wziąć od niego autograf. I to powoduje, że piłkarz wieczorem w pokoju myśli sobie, o wszystkim co się wydarzyło i co się jeszcze wydarzy. Ma jakąś wizję, jest ciągle „pod prądem”. Gdzieś ci wszyscy ludzie go napędzają, motywują. Czuje się wyjątkowy. Jeśli chcemy gdzieś jechać, to dlaczego nie do Polski? Ja wiem, że jak trenowałem w Polsce i jak czułem tę całą atmosferę, to inaczej to na mnie działało. Jak pan jest w Polsce, to może pan zrobić trening otwarty i mieć trzy tysiące widzów, a to o trzy tysiące więcej, niż w Portugalii na meczu towarzyskim.
– Znowu wracamy do tego, że polskich piłkarzy traktuje się jak piłkarzy specjalnej troski. Najlepiej ich schować przed światem.
– To jest największym błędem. Ale to nie jest wina Franka, tylko kogośâ€¦ No właśnie, kto jest szefem tej reprezentacji? Kto organizuje jakiś briefing raz na dwa tygodnie, kto mówi, w jakim kierunku idziemy?
– Nikogo takiego nie ma i nie będzie. Franek nie chce się dzielić władzą. Chce całej chwały dla siebie.
– Może tak jest. Ale może gdyby ktoś mu to wszystko mądrze zorganizował, to by poczuł ulgę i zmienił zdanie? Z tym wyjazdem w Alpy… To jest koncepcja nie do przyjęcia. Gramy wszystkie mecze w Polsce. Pokażmy tę reprezentację Polakom! Gdyby to zgrupowanie było w Krakowie, gdyby piłkarze nie mogli spokojnie wyjść z hotelu, bo gdzieś na ulicy zaraz ktoś by ich zagadywał, prosił o zdjęcia… Niby to przeszkadza… Ale to bardziej pomaga, niż przeszkadza, bo się czuje: za mną jest grupa ludzi, którzy na mnie liczą, są ludzie, którzy mnie rozpoznają i którzy we mnie wierzą. Czujesz się ważny. A pojechanie w Alpy – nikt nawet tam nie wie, że grasz w piłkę, po dwóch tygodniach grasz jakiś mecz, który ogląda tylko najbliższa rodzina i który niczego nie mówi o twojej przydatności, bo co innego zagrać na pustym trzeciorzędnym stadioniku, a co innego przy trzydziestu tysiącach widzów.
Boniek swoje, Smuda swoje. Problem poruszony przez „Zibiego” dla niektórych może być problemem trzeciorzędnym, szczególikiem, który o niczym nie decyduje. Ale od takich szczególików trzeba zaczynać. Zresztą, czy to aby na pewno szczególiki, czy jednak część mentalnego przygotowania piłkarzy do wielkiej imprezy i do nagłej popularności?
Wiecie, to jest tak… Chcesz zaśpiewać przed 60-tysięczną widownią na stadionie? Zaśpiewaj najpierw przed lustrem. Potem zaproś rodzinę albo przyjaciół – zaśpiewaj dla nich. Weź udział w jakiejś imprezie, w czasie której będziesz mógł dać występ dla 50 osób. Ludziom się podobało? Tobie się podobało? Dobrze się czujesz na scenie? Idź dalej. Spróbuj znaleźć sobie większą widownię, taką na 500 osób, przyzwyczajać się do publiki, publika przyzwyczai się do ciebie.
Ale nie – u nas z piłkarzami jest inaczej. Oni mają trenować tak, żeby NIKT nie widział i grać tam, gdzie NIKOGO nie ma. Z mediami mają mieć kontakt przez 15 minut dziennie i to nie wszyscy, tylko trzech wylosowanych pechowców. Takie zasady obowiązują na zgrupowaniu w Grodzisku. Akurat aktualnie nasi kadrowicze trenują w Polsce, ale po pierwsze – jest to stan przejściowy, a po drugie – i tak są odgrodzeni na tyle, że z otoczeniem nie mają żadnego kontaktu.
Są więc ci piłkarze za zasiekami, niedostępni, odcięci od świata, schowani, jakby wstyd ich było pokazać. A potem nagle – pstryk! Czerwiec 2012. Jupitery włączone.
A co by się stało, gdyby na treningi wchodzili ludzie i gdyby zawodnicy przyzwyczajali się do telewizyjnych kamer? Ktoś by wyśmiał piłkarza za nieudany strzał? Tak, pewnie tak. Ale lepiej, żeby teraz wyśmiało dziesięć osób niż żeby później zrobiło to na stadionie 50 tysięcy. Kamera wychwyci każdy techniczny błąd? Oczywiście. Ale na Euro 2012 kamer będzie kilkadziesiąt.
Nie można piłkarza trzymać pod kloszem, izolować od otaczającego świata, a następnie wymagać, by dobrze poczuł się w centrum zainteresowania, kiedy już to zainteresowanie osiągnie nienotowany dotąd w Polsce poziom. Chyba nie wszyscy sobie zdają sprawę, co będzie się działo wokół piłkarzy w czerwcu 2012… Czy na to szaleństwo nie można tych chłopaków powoli przygotowywać? Czy naprawdę nie da się ich powoli oswajać… z ludźmi?
Zasada jest jedna – im gorszy zespół, tym bardziej się zamyka. Czy Brazylijczycy odgradzają się od świata? Rzadko. Czy Portugalia mająca w swoich szeregach Cristiano Ronaldo zaprasza ludzi na treningi? Tak, zaprasza.
Tylko my zawsze musimy być inni. Zahukani.
Piłkarz nigdy nie przyzwyczai się do presji, jeśli nie będzie jej poddawany permanentnie. Nie okiełzna tego uczucia, nie zmieni tremy w szczególną mobilizację, jeśli się tego nie nauczy. Narobili nasi zawodnicy w gacie 2002 roku, w 2006 i w 2008. Za to przygotowania były całkiem bezstresowe. Zupełnie jak teraz.
To co dziś jest tylko szczególikiem, w czerwcu 2012 może być naprawdę… śmierdzącym problem kadry. Śmierdzącym jak obsrany po uszy piłkarz.