Życie po życiu. Wywiad z Konradem Gołosiem…

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2011, 17:26 • 8 min czytania

Zakończenie kariery odkładał, ile tylko mógł. Zostawał po treningach, strzelał, biegał. Nawet przestał korzystać z windy. Boreliozę pokonał, ale zniszczone kolana uniemożliwiły mu dalszą grę. Konrad Gołoś jednak nie rzucił futbolu. Wciąż ma coś do udowodnienia, więc walczy… Z inwestycjami i… kodeksem FIFA.
– W pewnym momencie zastanawiałem się nad pracą w mediach. Ale dziennikarstwo nie wiąże się tylko z krytykowaniem. Chyba nie mógłbym tak jechać po kimś jak wy.

Życie po życiu. Wywiad z Konradem Gołosiem…
Reklama

Czyli byłbyś bardziej jak Mirek Szymkowiak niż Andrzej Iwan?
No, chyba tak. Kurczę, jestem na tyle wyrozumiały, że pewne rzeczy potrafię sobie wytłumaczyć. Wolałbym najpierw wejść w skórę gościa, który zrobił daną rzecz. Chyba że ktoś ewidentnie przegina. Szczególnie drażnią mnie symulanci.

To ostatnio pewnie kląłeś pod nosem na Kupisza.
Dostałoby mu się na pewno. Ale Tomek jest zajebistym piłkarzem. Znam go, to charakterny chłopak i drugi raz pewnie tak nie zrobi.

Reklama

Skąd w ogóle pomysł o dziennikarstwie?
Uwielbiam sport, a ostatnio nie mogłem grać w piłkę. Pomyślałem, że dzięki dziennikarstwu dalej byłbym blisko futbolu.

Ale…
Ale to ciężka praca i potrzeba na to czasu. A ja go nie mam. Muszę szybko ogarnąć się w życiu i zarabiać jakieś pieniądze.

Chyba się ogarnąłeś. Ostatnio, jak dzwoniłem, mówiłeś, że jedziesz na mecz do Gdyni.
Pojechałem spotkać się z młodym chłopakiem, porozmawiać z nim i spędzić trochę czasu. Przy okazji obejrzałem mecz Arki z Wisłą.

Przyjeżdżasz do gościa i przekonujesz, że Bartłomiej Bolek to dla niego właściwy menedżer?
Najpierw dostaję sygnał, że ktoś gra nieźle. Jadę na mecz i oceniam jednego zawodnika pod każdym kątem. Tylko jednego! I potem oglądam go w trzech meczach. Następnie zdobywam numer i dzwonię do chłopaka. Pytam, czy ma ochotę się spotkać. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś odmówił. Następnie zdaję raport Bartkowi i on decyduje. Sam zamierzam też zrobić uprawnienia menedżerskie. Cały czas będę działał pod szyldem BMG Sport, ale też będę mógł reprezentować piłkarzy.

Najpierw cię czeka ciężki egzamin.
Ciężki, bo pytania podchwytliwe. Zacząłem się uczyć już dawno. Niby przeczytałem ten regulamin FIFA wiele razy, nawet teraz mam go przy sobie, ale nigdy nie możesz być pewny. Nie ma lekko, ale jestem optymistą. Cieszę się, że w ogóle mam taką szansę, bo jestem fanatykiem piłki. Zresztą tak jak wy. Dość szybko po tym, jak zakończyłem przygodę z futbolem, dostałem nową nadzieję i za to jestem wdzięczny Bartkowi.

Kiedy zaproponował ci współpracę?
Arek Głowacki to nasz wspólny kolega. Kiedyś zapytał – „może byś coś podziałał z Bartkiem?” Tak, od słowa do słowa, to się zaczęło. Z dnia na dzień, w zasadzie.

„Dzień bez piłki jest dniem straconym”. Podtrzymujesz to zdanie? Kodeks FIFA to też, jakby nie patrzeć, futbol.
Brakuje mi, wiesz, boiska, treningu, szatni… Nie czuję się spełniony, gdzieś to we mnie siedzi. Czasem biorę pilota do ręki, włączam Canal + i, choć znam wynik, zostawiam.

Zastanawiasz się, czy gdyby nie borelioza i problemy z kolanem, byłbyś osobą tak zdeterminowaną i mocną psychicznie?
Miałem plany, marzenia, ale nie wytrzymałem. Pracowałem nad sobą i było lepiej. Ale pojawiały się kontuzje, problemy. To wszystko mnie wzmacniało, bo myślałem, że nie mam nic do stracenia. W pewnym momencie zorientowałem się, że jest wiele gorszych rzeczy niż wpadka w meczu lub kiepskie podanie.

Wcześniej tak się przejmowałeś, „co powiedzą inni”?
Nie wytrzymywałem presji. Zawsze byłem mega ambitny i, kiedy mi nie szło, te niespełnione plany rozwalały mnie od środka. Jak chciałem grać, siadałem na ławce. Jak już wychodziłem w pierwszym składzie, nie potrafiłem zagrać na miarę możliwości. Brakowało mi osoby, która wytłumaczyłaby mi parę rzeczy, dodała otuchy i powiedziała, że nie muszę tyle trenować.

Trener nie powinien być taką osobą?
Powinien.

Skorża nie był?
On pracował w okresie, kiedy leczyłem kontuzję. Nie mogę na niego narzekać. Kiedy wracałem, dawał mi nadzieję. A ja tylko jej potrzebowałem, ona dawała mi siłę.

Na kim się zawiodłeś?
Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem. Ale byłem sam i w tym momencie mojego piłkarskiego życia brakowało mi takiego poprowadzenia.

Widzę, że też unikasz określenie „kariera”.
No sorry… Umówmy się, niewielu Polaków zrobiło karierę. Patrząc na Zachód, to gdzie my jesteśmy?

Wróćmy do tej twojej ambicji. Słyszałem, że biegałeś nawet po schodach, żeby podtrzymać formę.
Do swojego mieszkania na siódmym piętrze zawsze wchodziłem po schodach. Taki byłem, chciałem wykorzystać każdą chwilę. I wiele rzeczy robiłem niepotrzebnie. Im gorzej szło, tym więcej trenowałem. Nie było spokoju, tylko ciągłe napędzanie się. Zostawałem prawie po każdym treningu. Prosiłem któregoś z bramkarzy, żeby ze mną został, brałem 20 piłek i strzelałem. A jak bramkarz się spieszył, to kopałem sam.

Sam? A jakbyśmy zapytali piłkarzy Wisły, to pewnie każdy by powiedział, że ćwiczy dodatkowo po treningu.
Kilku chłopaków zostawało. Np. Marcelo, niesamowity gość. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, dla niego trening to była euforia. PSV będzie dla niego jedynie przystankiem. „Mały” też dodatkowo pracował. Zawsze go obserwowałem. W którymś meczu zauważyłem, że uderzył wolnego z lewej nogi, a ewidentnie jest prawonożnym zawodnikiem. Czyli musiał to szlifować. Mówię obiektywnie – Patryk to profesjonalista. Serio, co byś o nim nie powiedział, jest mega świadomym piłkarzem. Dodatkowych ćwiczeń szukał też Arek Głowacki. Przygotowywał się długo do każdego treningu. Rozgrzewał się na piłkach do pilatesa. Kto jeszcze? Rafał Boguski…

Boguski? Mówi się o nim, że nie ma charakteru do piłki.
Jeden przed treningiem przeklnie wszystkich po kolei, drugi się z każdym przywita. Nie można nikogo skreślać za to, że jest spokojny. Bez przesady.

A piłkarze, których będziesz prowadził, jacy mają być? Jak Małecki czy Boguski?
Będę ich uczulał na to, czego nie robić. Czyli – nie przegiąć i czasem odpocząć. Ale każdy ma swój rozum. Wolę działać na zasadach starszego kolegi, a nie kogoś, kto poucza. Nie powiem nikomu – „kurwa, co ty odpierdalasz człowieku”.

Ale na dodatkowy trening już z nim nie wyjdziesz?
Czemu nie? Mówiłem Rafałowi, że jak mu brakuje osoby do siatkonogi, to jestem do dyspozycji prawie każdego dnia.

A mówiłeś, że masz kolana jak u 50-latka.
Ostatnio brakuje mi ruchu. Schudłem cztery kilo i chyba wrócę na siłownię. Raz w tygodniu mogę też towarzysko pograć. Nie muszę się przecież żyłować. Kiedy trenowałem każdego dnia, miałem płyn w kolanie i to bardzo bolało. Trening był męką, a nie przyjemnością. Teraz czuję te kolana codziennie, mogę wywołać ból w każdej chwili. Wystarczy, że odpowiednio zegnę.

Jak wspominasz dzień, w którym zakończyłeś karierę?
Przymierzałem się do tej decyzji wcześniej. Dochodziłem do wniosku, że lepiej dać sobie spokój. To bolało, łzy nie raz się pojawiały… Umówiłem się z Tomkiem Wałdochem w klubie. Przyjechałem do biura i poinformowałem go o swojej decyzji. Po chwili wszedł prezes Mazur. Próbował mnie delikatnie zachęcić, żebym spróbował jeszcze raz, ale nie było sensu. Potem poszedłem do trenera Nawałki. Powiedział – „jeśli zdecydujesz się na wznowienie kariery, masz tutaj drzwi otwarte, pomogę ci wrócić do formy”. Wszyscy zachowali się super, złego słowa nie powiem.

A kasy nie było ci szkoda?
Możesz się śmiać, ale nie rozpatrywałem powrotu do piłki w kontekście pieniędzy. Jak zobaczyłem, że pasja nie sprawia mi przyjemności, powiedziałem stop. Wyjechałem z dziewczyną w góry na trzy dni. Potem miałem rehabilitację z ZUS-u – trzytygodniowy turnus w Szczawnicy. Warunki PRL-owskie, ale było sympatycznie.

Prowadzisz jeszcze zeszyt z lekami?
Już nic nie biorę. A prowadziłem go, żeby się nie pogubić, bo brałem dziennie 30 tabletek. Np. jeden lek godzinę po drugim, a następny dwie godziny przed kolacją. Zeszyt był moim nieodłącznym kompanem. Ale i tak siedziałem prawie cały czas w domu. Kiedy miałem kurację antybiotykową, jeździłem jedynie na rehabilitację i z powrotem.

Pechowy etap twojego życia już się zakończył?
Nie lubię tak podchodzić do życia, że ktoś ma pecha. Ja akurat miałem dużo szczęścia. Szczególnie na początku przygody z piłką – dużo zajebistych momentów. A kontuzje? Trochę na własną prośbę. Borelioza? Tak się zdarzyło, co mam powiedzieć. Tyle biegaliśmy po lasach, że kleszcz mógł mnie ugryźć w każdej chwili.

Podobno w trakcie choroby wziąłeś się za książki psychologiczne.
Tak, ale potem zaczęło mnie męczyć to pompowanie siebie. Zacząłem pracować z psychologiem. Same książki wiele nie dają, czasem lepiej otworzyć się przed specjalistą. No, i przerzuciłem się na fantastykę, żeby przenieść się w inny świat.

Te wszystkie problemy cię jakoś zmieniły? Nie wiem, może nabrałeś pokory?
Chyba zawsze byłem skromny. Pokory to chyba nawet miałem czasem za dużo. Sodówka raczej też mi się nie odkręciła. Choć może i był taki moment, że mi zaszumiało? Nie jest łatwo być sobą przez całe życie.

Ale i tak sprawiasz wrażenie osoby poukładanej. Ciekawi mnie, jak zainwestowałeś pieniądze.
Kupiłem mieszkania w Krakowie i Gliwicach. No i teraz mam kredyty, a nie mam przychodu.

Jest ciężko?
Pracuję na to, żeby kiedyś zarobić jakieś pieniążki. I gorączkuję się, jak spłacać tamte inwestycje. Jakiś grosz wpada z wynajmowania mieszkania w Gliwicach, bo w tym z Krakowa mieszkam. Jak grałem w piłkę, nie zarabiałem nie wiadomo jakich pieniędzy. Może i mogłem więcej zainwestować, bo nie sądziłem, że w wieku 28 lat skończę karierę. Nie byłem mega oszczędny, ale też nie szastałem pieniędzmi. Teraz czas, żeby się odnaleźć w nowym świecie. Z dziewczyną od półtora roku inwestujemy też w jej firmę w branży kosmetycznej. Także cały czas jest walka…

Kiedy ruszasz z menedżerką na poważnie?
Na poważnie to cały czas, uczę się. Nigdy nie powiem, że jestem alfą i omegą. Zastanawiam się też, jak trafić do tych młodych chłopaków. Przekonałem ich już ok. 20. Wiesz, chcemy mieć zawodników świadomych, którzy mają swój cel. Czasem ważniejszy niż talent jest charakter. Podchodzę do sprawy emocjonalnie, bo wiążę się z piłkarzem na całą karierę. Zastanawiam się, co będzie za 2-3 lata. Bo wiesz, plany przyciągamy do siebie. Jeśli myślisz o czymś cały czas, to do ciebie przyjdzie.

Jest możliwe, że kiedyś powiesz – „może to i lepiej, że moje życie tak się potoczyło?”
Pewnie tak, ale na ten moment nie mogę tak powiedzieć. Nie mam cierpliwości, chciałbym, żeby wszystko działo się szybko. A czasem przychodzi moment frustracji i trzeba zacisnąć zęby. Nie wiem, czy tylko ja tak mam…

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA

Najnowsze

Anglia

Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana

Wojciech Piela
3
Dorgu bohaterem Old Trafford w Boxing Day. Skromna wygrana
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama