Pamiętacie jeszcze, że na początku sezonu wszyscy zachwycali się Cristianem Diazem ze Śląska Wrocław? Chłop przepadł, odkąd w meczu Pucharu Polski z Legią odniósł kontuzję. Tylko, że to było w październiku. Można było się spodziewać, że wiosną w końcu zacznie grać. On też się spodziewał, że zacznie…
W Śląsku ostatnio znowu się zagotowało. Po zamieszaniu z Sotiroviciem, teraz przyszedł czas na kłótnię związaną z Diazem. Otóż – jak twierdzi dobrze wtajemniczona osoba – Argentyńczyk miał obiecane, że wejdzie na boisko w drugiej połowie meczu z Cracovią. Był wręcz święcie przekonany, że już od piątku zacznie odbudowywać swoją pozycję w ekstraklasie, tymczasem – wbrew ustaleniom – nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych.
Dłużej czekać nie miał zamiaru. Diaz poszedł do trenera Oresta Lenczyka i oświadczył mu: – Dopóki pan będzie trenerem, ja w tym zespole nie zagram… Jak przyjdzie co do czego (czyli jak szkoleniowiec będzie chciał go wpuścić), to pewnie zagra, ale jego całe wystąpienie miało jasny wydźwięk – ma trenera w dupie i liczy, że „współpraca” rychło się zakończy.
A ta „współpraca” wcale zakończyć się nie musi, bo przecież Lenczyka bronią wyniki. I to bronią bardzo – on jeszcze jako trener Śląska nie przegrał.
Sprowadzony latem napastnik, były król strzelców ligi boliwijskiej, uważa, że jest przez szkoleniowca niesprawiedliwie traktowany i ma tego serdecznie dosyć. Podobno obraził się na amen, a można podejrzewać, że obraził się – też na amen – również Lenczyk. Chemii to już między tymi panami nie będzie, nawet małżeństwa z rozsądku nikt się nie spodziewa. Chociaż kto wie – Sotirovicia też najpierw Lenczyk podrażnił, potem nim grał, a dopiero później wywalił.
Na dziś sytuacja wygląda tak: Sotirovicia nie ma, Diaz nie chce grać dla Lenczyka i strzelił focha… Śląsk z przodu wygląda teraz naprawdę mizernie, bo ma tylko podstarzałego Jezierskiego oraz 23-letniego Gikiewicza, który w całej karierze zdobył dwa gole na poziomie ekstraklasy. 0:0 z Cracovią wcale nie musiało być takie przypadkowe.
Ale tak czy siak – to wciąż bardziej Diaz ma problem, niż Lenczyk. I to ciągle Diazowi powinno bardziej zależeć na pogodzeniu się, niż Lenczykowi…