Jeśli piłkarz przez pół roku nie jest zdolny do uprawiania sportu, to wówczas przepisy PZPN pozwalają klubowi zwrócić się z wnioskiem o rozwiązanie kontraktu. Tak właśnie zrobiła Polonia Warszawa w sprawie Onyszki, który przed podpisaniem umowy zataił, że jest ciężko chory. Jeszcze przed parafką bramkarz snuł piłkarskie plany na przyszłość, a po parafce – masz ci los – okazało się, że lepiej, by nie chodził po schodach, bo mógłby umrzeć. Twierdzi, że kiedyś coś tam napisał po duńsku o swojej chorobie, co najmniej jakby jego książka była obowiązkową lekturą szkolną.
Arkadiusz O. dobrze wie, że jego kariera jest już skończona, więc trzyma się kontraktu z Polonią rękoma i nogami. Przez sześć miesięcy dostał łącznie 300 tysięcy złotych za nic, ale ciągle mu mało. Teraz naprawdę poszedł po bandzie. – Polonia lub lekarz z nią współpracujący nie mieli prawa udostępniać szczegółowych wyników badań bez mojej zgody. Zamierzam oddać sprawę do sądu – powiedział na wieść o tym, że Polonia przedstawiła dokumentację medyczną odpowiedniej osobie w PZPN. Wiadomo, że bez takiej dokumentacji związek nie mógłby wydać jakiegokolwiek wyroku…
Niebywałe. Onyszko przekonywał wszystkich, że niczego przez Polonią nie zataił i że wiedza o jego chorobie jest tak powszechna, jak wiedza o życiu prywatnym Dody, a teraz straszy sądem, gdy ktoś chce dowiedzieć się, co mu tak naprawdę jest.
Tak kończy „facet z jajami”, twardziel, katolik, pogromca żon i pedałów.