Ileż to już lat Brazylia musiała się nieudolnie zmagać z własną legendą. Jak wiele meczów było w tym czasie po prostu przeciętnych. Iluż narzekań pod swoim adresem zdążyła się nasłuchać, gdy nie potrafiła sięgnąć po medal mundialu. Nawet wtedy, gdy mistrzostwa świata zawitały do tego południowoamerykańskiego kraju. Ale wydaje się, że oczekiwanie na wielką Brazylię dobiegło końca. – Moim zdaniem mamy najlepszą drużynę na świecie – mówił przed spotkaniem z Paragwajem Neymar. I trudno dziś się z jego słowami dziś nie zgodzić.
Gdybyśmy mieli formułować definicję joga bonito, pokazalibyśmy wam właśnie to spotkanie w wykonaniu Canarinhos. Nie bójmy się tego powiedzieć – dziś oglądaliśmy najbardziej brazylijską Brazylię, jaką tylko można sobie wyobrazić. Piękną, tańczącą na boisku, rywalom kompletnie nie dając się w swoich pląsach połapać, a jednocześnie piekielnie efektywną. Brazylię, która nie miała słabych punktów, której kibice mogli zadrżeć tylko raz, gdy piłka wybita przez defensorów gości trafiła pod nogi Derlisa Gonzaleza pod bramką Alissona.
Paragwaj wraca do domu z bagażem trzech goli, ale gdyby wracał z pięcioma czy sześcioma – również nie byłoby to jakąś wielką niesprawiedliwością. Bo na dziś Canarinhos to drużyna kompletna. Z genialnym Neymarem, błyskotliwym Coutinho, będącym w formie życia Paulinho. I tym, którego mimo drugoplanowej roli nie wolno pominąć – niezastąpionym Casemiro, którego już dziś porównuje się do największych tytanów na pozycji defensywnego pomocnika w reprezentacji Brazylii. Do Mauro Silvy, z którym Canarinhos sięgali po mistrzostwo świata 1994, do Klebersona, który po profesorsku grał w 2002 roku.
Demolka Paragwajczyków zaczęła się już w pierwszej połowie, gdy po dwójkowej akcji Coutinho z Paulinho, pomocnik Liverpoolu przymierzył technicznie, bez pudła, po długim słupku bramki Silvy.
These are 3 obvious things in life:
1. Death
2. Taxes
3. Coutinho scoring from out side the box. #LFC pic.twitter.com/lJFgnsnpLs— – (@yaniu8) 29 marca 2017
Takie dwójkowe czy trójkowe kombinacje na jeden kontakt stają się zresztą powoli znakiem rozpoznawczym kadry Tite. Tak też padła przecież bramka numer trzy, która zamknęła strzelanie – genialną asystą z pierwszej piłki znów popisał się Paulinho, a wcinką dzieła zniszczenia dopełnił Marcelo.
Marcelo scores Brazil’s 3rd goal in this match. Cheeky assist by Paulinho. pic.twitter.com/DT6W4NLJlT
— Roro O’Monstro.™ (@Roromeo_MUFC10) 29 marca 2017
Tak naprawdę jedynym Brazylijczykiem, który dziś Arena Corinthians opuści nie do końca zadowolony może być… Neymar. Tak, Neymar strzelec gola numer dwa, którego już tylko trzy gole dzielą od wyrównania wyczynu Romario – 55 trafień w narodowych barwach. Raz, że ignorując zasadę, że faulowany zawodnik nie powinien wykonywać karnego, dał się zatrzymać Antony’emu Silvie Dwa, że bramkę numer trzy dla Brazylii, którą zdążył już nawet świętować używając chorągiewki jako atrapy karabinu snajperskiego, sędzia postanowił mu po konsultacji z asystentem anulować ze względu na spalonego.
Ale coś nam się wydaje, że Neymar jakoś przełknie te dwa niepowodzenia. Wiadomość dnia jest bowiem taka, że Brazylijczycy wygrali dziesiąty mecz eliminacji i z jedenastoma punktami przewagi nad piątą Argentyną, mogą już powoli szukać połączeń lotniczych do Rosji.