Powtórki. Ile to trwało? Uwaga, uwaga – po 40 sekund. Ingerencja technologii w futbol, jeżeli chodzi o czas trwania podejmowanych decyzji, była znikoma. Jeden gol, mimo pierwotnej aprobaty, nieuznany. Drugi, mimo podniesionej chorągiewki w górę, jednak zaliczony. Gdyby w dzisiejszym meczu towarzyskim Francji z Hiszpanią decyzje podejmowali tylko sędziowie znajdujący się na boisku, skończyłoby się 1:1. A tak, skończyło się 0:2…
Jallet wrzucił z głębi pola, w polu karnym Kurzawa zgrał do Griezmanna, a ten umieścił piłkę w siatce. Francuzi zadowoleni, trybuny zdążyły krzyknąć nazwisko strzelca, Hiszpanie bez protestów, sędziowie i komentatorzy – bez chwili zawahania. Kiedy podopieczni trenera Lopetegui mieli wznawiać grę od środka, arbiter pokazał, że bramka padła niesłusznie.
Hiszpanie wychodzą ze świetnym atakiem ze środka pola – genialnie zagrywa Busquets, Alba wymienia podania z Silvą i dogrywa do Deulofeu. Gola po imponującej akcji chciał anulować arbiter liniowy, podnoszący chorągiewkę, ale opinia znów została zweryfikowana przez sędziego telewizyjnego: uznajemy.
But… Griezmann’s goal is ruled out by video technology!
It stays 0-0.
LIVE BLOG: https://t.co/Ami2A9GRJ1#FRAESP pic.twitter.com/ML9MCHusaZ
— MARCA in English (@MARCAinENGLISH) March 28, 2017
Towarzyskie starcie Francuzów z Hiszpanami miało być kolejnym materiałem testowym systemu VAR. I co tu ukrywać: zwolennicy wprowadzenia powtórek wideo zyskali właśnie kolejne argumenty. Bo decyzje, a raczej zmiany decyzji, były podejmowane bardzo szybko, bez wpływu na tempo meczu. Czy czuliśmy, że zabijane jest piękno futbolu? Nie. Czuliśmy za to, że zwycięża sprawiedliwość. I teraz – widząc prawidłowość ostatecznych wyborów – możemy ze spokojnym sumieniem interpretować wydarzenia z meczu.
A było na co patrzeć. Jedni i drudzy z pewnością nie odpuścili tego spotkania, nie potraktowali go jako zbędnego sparingu, nie byli myślami – mimo że już wtorek – przy weekendowych meczach ligowych. Starcia Hiszpanów z Francuzami zawsze wywołują emocje, więc trudno postrzegać dzisiejszy mecz jako zwykły sparing. Poza tym nastawienie było jasne – skoro na stadion przyszli kibice, skoro oczekuje się poważnej gry, to my tę grę pokażemy. I od pierwszej minuty imponowali tempem, intensywnością, ambicją i chęcią dochodzenia do kolejnych sytuacji podbramkowych. De Gea bronił niezłe uderzenie Mbappe, Pique wybijał piłkę tuż sprzed linii po strzale Koscielnego, dwukrotnie próbował Iniesta, a Griezmanna w ostatniej chwili uprzedzał bramkarz Hiszpanów. I chociaż do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis, to nikt nie miał prawa narzekać.
Chwilę po przerwie do gry został dołączony jedyny brakujący element: gole. Początkowo pierwszy jeszcze nie został Francuzom uznany, co odwróciło się przeciwko nim. Po pierwsze, stracili głupią bramkę – Bakayoko fatalnie wycofał piłkę, podając pod nogi Deulofeu, którego sfaulował Koscielny. A więc karny, David Silva i otwarcie wyniku. Po drugie, byli absolutnie bezradni w szybkim ataku Hiszpanów wykończonym przez Deulofeu.
– Przyszłość należy do hiszpańskiej i francuskiej piłki – rzucił dziś Andrzej Strejlau. Patrząc, że ci pierwsi z ośmiu meczów pod wodzą trenera Lopetegui wygrali sześć, zremisowali dwa, zaliczając bilans bramkowy 25:4, nie wnosimy sprzeciwu. Patrząc, że Francuzi zaliczyli dopiero drugą porażkę – pierwszą w finale mistrzostw Europy – w ostatnich 19 grach, podpisujemy się i drugą ręką.