Powiedzieć, że Holendrzy nie są w najlepszym momencie historii swojego futbolu, to jak w ogóle nie zabrać głosu. Nie pojechali na Euro we Francji – a zaproszono tam właściwie pół kontynentu – i teraz robią wiele by nie wybrać się na mundial, ze względu na mizerne wyniki pożegnali trenera. Sparing z Włochami był więc okazją, by ta kadra dostała choć mały zastrzyk optymizmu i mogła spoglądać z nadzieją na czerwiec, kiedy teoretycznie ma rozpocząć pościg za biletami do Rosji. Niestety, o ile Depay z kolegami stylu wstydzić się nie muszą, to wynik jest znów do niczego – 1:2 dla rywala.
Trzeba jednak oddać gospodarzom, że zebrali się w sobie na tyle, by dziś wieczorem z Włochami powalczyć. Grali nieźle – jakby chcieli poprosić kibiców o kolejny kredyt zaufania – przejmowali inicjatywę na długie momenty, co najlepiej było widać w drugiej połowie, a w przeciągu całego spotkania dochodzili do niezłych sytuacji. Martins Indi obił poprzeczkę uderzeniem głową, strzał Promesa w niezłym stylu obronił Donnarumma, a dwie próby Sneijdera w stylu już znakomitym, natomiast szansę Lensa w ostatniej chwili zablokował obrońca. Do tego dochodziły akcje niezakończone strzałem, gdzie Holendrom brakowało zdecydowania, jak Depayowi, który zamiast pociągnąć kontrę na pełnym gazie, zwolnił i rozegrał zbyt niechlujnie, przewidywalnie.
Mimo wszystko Donnarumma jednak wyciągnął piłkę z siatki, ale musiał zrobić to nie po strzale Holendra, a po interwencji Włocha. Gospodarze poklepali przed szesnastką, w końcu się do niej wdarli, jednak przy kluczowym podaniu zagrali już zbyt czytelnie i rozwój wypadków przewidział Romagnoli. Niestety dla niego, na tym etapie skończyła się jego profesura, bo interweniował źle i wbił piłkę do własnej siatki.
Gol padł, gdy zegar dobijał do 11 minuty, natomiast Włosi wyrównali już 60 sekund później i to jest dobre opis kondycji holenderskiej reprezentacji. Świadectwo bezradności i tego, jak łatwo można dziś Oranje zaskoczyć. Italia nie zagrała niczego wielkiego – ot długie podanie, Hoedt interweniuje jak Maloca z Legią, do piłki dopada Eder i jest 1:1. Drugi gol dla Włochów? Dośrodkowanie, uderzenie głową i świetna interwencja Zoeta, któremu jednak nikt nie pomaga. Obrońcy stoją jak kołki, wykorzystuje to Bonucci, dopada do piłki i z bliska pakuje ją do siatki.
Naprawdę, Włosi byli spokojnie w zasięgu, choćby na remis. W drugiej połowie dali się zepchnąć do obrony, ograniczyli do przeszkadzania rywalowi i tylko Belotti próbował coś zdziałać z przodu, ale gdy to mu się udało, to jego podanie zmarnował Spinazzola. Holendrzy chcieli doprowadzić do remisu, jak pisaliśmy – mieli swoje okazje – ale też było widać brak pewności w ich poczynaniach, niedobór wiary, że to naprawdę może się udać.
Potrzebują kogoś, kto zbierze ich do kupy, wyciągnie z marazmu i nakreśli jakiś plan. Generację piłkarzy mają przeciętną, ale zwyczajnie nie wypada im osiągać tak mizernych wyników.