Parę lat temu wiozłem Pezeta, jak na niego mówiliśmy, do domu, do Piaseczna, bo sam mieszkałem w okolicy. – Weź no się tutaj zatrzymaj, Rudi, z łaski swojej, muszę kupić piwko na mecz – pokazał na stację benzynową. Kupił dziesięć piw. Wiedziałem, że ma problem, wszyscy wiedzieliśmy. Ale tylko ktoś kto Pawła w ogóle nie znał, może myśleć, że jemu dało się zwrócić uwagę. Żył po swojemu i po swojemu odszedł. Nikomu nie pozwalał się wtrącać do własnych spraw, jednocześnie sam wtrącał się do wszystkich. Dziesięć piw. Dużo lekarstw, gabinetów, recept, chorób. Prawda jest taka, że Pawka wyglądał z dnia na dzień coraz gorzej. I dzisiaj wszyscy mówią: szok! Ale to żaden szok, on miał tego świadomość – pisze w Przeglądzie Sportowym Przemysław Rudzki.
FAKT
Bałkański kocioł nam niestraszny.
To miało być trudne spotkanie i takie było. Biało-czerwoni po raz kolejny udowodnili, że potrafią sobie radzić z presją i wygrywać ważne spotkania. Dzięki zwycięstwu z Czarnogórą zespół Adama Nawałki jest znacznie bliżej awansu do przyszłorocznych finałów mistrzostw świata w Rosji. Przed meczem w Podgoricy wszyscy zawodnicy reprezentacji Polski zgodnie podkreślali, że czeka ich trudne zadania, ale bałkański kocioł im niestraszny. Biało-czerwoni szykowali się na wojnę i ich wyobrażenia niewiele odbiegały od tego, co działo się na boisku w Czarnogórze.
Dziś gra z kolei kadra młodzieżowa. Rywalem podopiecznych trenera Dorny będą Czesi.
Maciej Rowiński żegna Pawła Zarzecznego: Jak zwykle będę polewał, Pawełku.
Don Balon, bo tak go nazywałem, budził zawsze skrajne emocje. Jedni uważali go za wybitnego dziennikarza, sypiącego anegdotami jak z rękawa, dla innych był pieprzącym głupoty grubasem i pijakiem. Był jednak oryginałem, który potrafił na Górnym Śląsku przekupywać policjantów z drogówki gadżetami “Super Expressu”, by nie wlepili nam mandatu za zbyt szybką jazdę, który próbował wracać z wesela Czarka Kowalskiego (dziś Polsat) do Warszawy na piechotę z miejsca, gdzie Bug rozdziela Polskę i Białoruś, czy nigdy nie płacić w knajpie, gdyż zawsze czuł się zaproszony. Był błyskotliwy, oczytany, znał swoją wartość i brał życie garściami.
Dalej:
– Delew katem Holandii, był bohaterem zwycięskiego meczu Bułgarów
– Lukas Raeder grał w Bayernie, a teraz testowany jest w Lechii
– Nowi wiślacy Valencia i Echavarria: albo razem, albo wcale
– Lech wreszcie pozbył się Keity
Koszmarna seria napastników Śląska.
W Śląsku czekają na gola strzelonego przez któregokolwiek napastnika od października ubiegłego roku. Od tamtej pory wrocławscy atakujący rozegrali 12 spotkań i nie zdobyli bramki. – Gdybym był na miejscu dyrektora sportowego Adama Matyska, to już bym wiercił właścicielom dziurę w brzuchu. Nie o pieniądze na nowego napastnika, lecz na minimum dwóch – ocenia były piłkarz Śląska, zdobywca w latach 90. ponad 40 bramek dla wrocławian, Janusz Kudyba.
GAZETA WYBORCZA
Mundial coraz bliżej.
Ta reprezentacja chyba nie lubi, gdy jest zbyt spokojnie. Utrudniła sobie zadanie już na starcie eliminacji w Kazachstanie, zafundowała kibicom chwile stresu z Danią i thriller z Armenią. W Rumunii pokazała moc, by w Czarnogórze znów przeżyć bardzo nerwowy wieczór. Ale wygrała, jest już naprawdę o krok od awansu na mistrzostwa świata. Na półmetku eliminacji ma sześć punktów przewagi nad Czarnogórą i Danią oraz siedem nad Rumunią. Tego się już chyba naprawdę nie da zepsuć. (…) Wcześniej drużyna Adama Nawałki grała niedokładnie i chaotycznie, za często widzieliśmy piłkarza w białej koszulce podającego piłkę za mocno albo pod nogi rywala. W ofensywie próbował szarpać Grosicki, ale jego dośrodkowania przelatywały przez całe pole karne. Tak samo skończył się wykonywany przez tego piłkarza rzut rożny. Z dużym prawdopodobieństwem – najgorszy rzut rożny za kadencji Nawałki. Taki obraz trochę wynikał z osłabień Polski, a trochę – z Czarnogóry. Nawałka długo zastanawiał się, czy zamiast kontuzjowanego Grzegorza Krychowiaka wystawić Krzysztofa Mączyńskiego, czy Łukasza Teodorczyka. Wybrał pomocnika Wisły, który ostatni raz w pierwszej jedenastce zaczął ćwierćfinał Euro 2016 z Portugalią. Mączyński wraz z Linettym i Zielińskim nie dawali jednak zespołowi tyle, ile pomocnik PSG. W środku pola dużo było chaosu i przypadkowości, mało konsekwencji i spokoju.
Rafał Stec stwierdza, że Polska jest jak znikający punkt.
Istnieje teoria, że w największym niebezpieczeństwie drużyna jest zaraz po golu, którego nie strzeliła, choć powinna była strzelić, a gdyby zdołała strzelić, mecz zostałby praktycznie rozstrzygnięty na jej korzyść. Bo nawet wybitnie skupieni piłkarze potrzebują chwili, by pogodzić się z tym, co zaszło. Czy Polacy właśnie dlatego pozwolili Czarnogórze wyrównać? Bardzo możliwe, wprost nieprawdopodobne wydaje się tylko to, że nieszczęście “sprowadził” na nią akurat Robert Lewandowski, który w kilkadziesiąt sekund aż dwukrotnie zachował się w czarnogórskim polu karnym jak nieprzytomny. Kiedy tylko jednak Polacy ochłonęli i przypomnieli sobie, ile umieją, to dostaliśmy scenariusz na dwóch wirtuozów – nie sposób ustalić tylko, czy bardziej zachwyciła asysta Piotra Zielińskiego, czy lob Łukasza Piszczka. Najwyższy kunszt. Gdyby nie miało to klęskowej politycznej konotacji, musielibyśmy teraz obwieścić, że Polacy nie mają z kim przegrać. Że wypada nie zanudzać ich dłużej pytaniami, czy awansują na mundial, a tylko zacząć sprawdzać – kiedy awansują.
SUPER EXPRESS
Podolski podsumowuje karierę reprezentacyjną: Najtrudniej strzelało się Polakom.
Zagrałeś 130 meczów w kadrze i strzeliłeś 49 goli. To daje trzecie miejsce na niemieckiej liście wszech czasów, zarówno pod względem występów, jak i goli. Pewnie na początku kariery nie spodziewałeś się, że tak to się ułoży.
– A kto by się spodziewał?! Zaczynałem kopać piłkę na polskich, a potem na niemieckich ulicach. Nie od razu się marzy o wielkich rzeczach. Najpierw myślisz o debiucie w Bundeslidze, dopiero potem o kadrze. Ale ułożyło się pięknie. To było 13 cudownych lat z kadrą.
Najbardziej pamiętny mecz spośród tych 130?
– Pod względem mentalnym ten z Polską, na EURO 2008. Wygrywamy 2:0, strzelam obie bramki, ale nie okazuję radości. Jeśli da się powiedzieć, że bramki mogą być smutne, to te właśnie takie były. Najtrudniej strzelało mi się właśnie Polsce, bo przecież to, jak Niemcy, mój kraj.
Marcin Wasilewski wpadł na chwilę do Warszawy i wyszedł na imprezę. Mamy kilka fotek i malutki tekścik. Obok wspomnienie Pawła Zarzecznego od Piotra Koźmińskiego.
Można go było lubić lub nie, podziwiać albo się na niego wkurzać, ale trudno było być wobec niego obojętnym. W bogatym CV miał również “Super Express”, pracował tu kilka ładnych lat. (…) Paweł był narcyzem, bez wątpienia, ale zawsze mówiłem sobie w duchu, że jemu wolno więcej, bo mało kto przeszedł takie piekło jak on. Dziecko, które widzi, jak ojciec morduje mamę, a następnie popełnia samobójstwo, dziecko, które po tym wszystkim trafia do sierocińca – dziewięć osób na dziesięć po czymś takim by się nie podniosło. A Paweł dał radę, zrobił karierę, napisał nie tylko setki dobrych artykułów, ale i kilka ciekawych książek. Ostatnio prowadził między innymi program “Bul głowy” w TV Republika. W sobotę odszedł, ale ból u tych, którzy go znali i lubili, pozostanie jeszcze długo. Przeżył lat 56. I tak pisał i komentował: “na piątkę”, “na szóstkę”.
I jeszcze rzut okiem na stronę poświęconą wczorajszemu zwycięstwu kadry. Jak Superak ocenia kadrowiczów?
Fabiański 4 – Piszczek 5, Glik 3, Pazdan 4, Jędrzejczyk 3 – Linetty 3, Mączyński 4 – Błaszczykowski 3, Zieliński 4, Grosicki 3 – Lewandowski 5
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Rosyjski mundial na horyzoncie – pisze po meczu Łukasz Olkowicz.
Jakub Błaszczykowski zapowiadał, że on i pozostali kadrowicze chcą nogami, głową i serduchem udowodnić wyższość nad Czarnogórcami. Niczego nie zabrakło, ale najistotniejsze okazały się ich głowy. I noga Łukasza Piszczka, który sprytnym lobem w końcówce spotkania zapewnił naszym piłkarzom zwycięstwo 2:1. Mistrzostwa świata w Rosji pojawiły się już na horyzoncie. Miał być kocioł, wrzące trybuny kameralnego stadionu i iskry sypiące się z boiska, a na początku było sennie. Owszem, już po 105 sekundach Piotr Zieliński z bliska oglądał źdźbła zadbanej murawy, gdy został powalony przez gospodarzy, żeby nie myślał, że przyjechał tu czarować techniką, ale generalnie gospodarze wyszli ze stępioną bronią. (…) Zaczęło się od faulu na Robercie Lewandowskim. Nieprzyjemnym i przywołującym myśli, że zwijający się z bólu kapitan może już się nie podnieść. Ale wstał, by ukarać miejscowych. Od kiedy kapitan reprezentacji zauważył, że w jego arsenale brakuje już tylko goli z rzutów wolnego, uparł się, że to zmieni i tak długo zostawał po treningach, by i w tym elemencie ocierać się o perfekcję. W Podgoricy znów to pokazał. Mladen Bożović stał jak przyspawany do linii, kiedy piłka wpadała do siatki. Gorąca krew w żyłach gospodarzy zaczęła na moment wrzeć, ale zaraz wróciła do stanu z początku meczu.
Mączyński, czyli żołnierz od zadań specjalnych.
Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy Mączyński powinien dalej grać w kadrze, to powinien zmienić zdanie. Zawodnik Wisły dobrze wykonywał zadania narzucone mu przez Adama Nawałkę, choć na pierwszy rzut oka nie był widoczny na boisku. Można go jednak porównać do żołnierza do zadań specjalnych, który swoją misję ma do wykonania bez rozgłosu. Mączyński był najbardziej cofnięty z tercetu środkowych pomocników. To on asekurował Karola Linetty’ego i Piotra Zielińskiego. Często bardzo głęboko cofał się po piłkę, gdy Polacy mieli piłkę bywał ustawiony nawet na wysokości stoperów. A gdy któryś ze środkowych obrońców próbował rozgrywać piłkę, to za nim zostawał Mączyński. (…) Mimo wszystko Mączyński pokazał, że potrafi godnie zastąpić Grzegorza Krychowiaka. W eliminacjach i finałach EURO grali razem, potem piłkarz Wisły musiał ustąpić miejsca lepszemu w ofensywie Zielińskiemu, a wyższe notowania u Nawałki miał też Karol Linetty, który w poprzednim meczu eliminacji z Rumunią (3:0) wyszedł w pierwszym składzie, podczas gdy Mączyński tylko wszedł z ławki.
Tomasz Włodarczyk ocenia Polaków. Najlepsi – Lewandowski, Piszczek i Mączyński, po 7. Najgorsi – Błaszczykowski i Grosicki, po 4.
Łukasz Piszczek
Klasa światowa. Najlepszy z polskich zawodników. Jak zwykle niezmordowany, bardzo aktywny w akcjach ofensywnych. Sprawiał mnóstwo kłopotów obrońcom gospodarzy. W 61. minucie świetnie podłączył się do ataku, ale razem z Lewandowskim zmarnował bardzo dobrą sytuację. W 82. był już skuteczny. Wszedł w pole karne w swoim stylu. Piękny, precyzyjny lob. Pierwszy gol w kadrze od czterech lat (poprzedni w meczu z San Marino 5:0).
Kamil Grosicki
Niewiele mu wychodziło. Symboliczne było kilka dośrodkowań ze stałych fragmentów gry – zupełnie nieudanych, piłek posłanych bardzo niecelnie, za wysoko. Ani razu nie włączył swojego turbo, które jest przecież jego najgroźniejszą bronią.
Idziemy do Ekstraklasy, gdzie Śląsk zostanie wystawiony na sprzedaż.
Około 7 kwietnia będzie gotowa wycena spółki. Spodziewamy się, że przetarg zostanie ogłoszony na początku czerwca – mówi członek rady nadzorczej Śląska Jacek Masiota, którego wprowadzono do władz klubu w celu przygotowania go do sprzedaży. Władze Wrocławia już teraz udostępniają dokumenty potencjalnym uczestnikom przetargu, żeby ci mogli zapoznać się z sytuacją prawną i finansową. Pojawiło się co najmniej dwóch zainteresowanych. Jednym z nich jest tajemniczy amerykański milioner. To właściciel dużego funduszu inwestycyjnego, który od dawna żyje w Europie, choć nikt z „decyzyjnych” nie chce podawać jego personaliów. – Jest zdeterminowany, ale jeszcze nie została podjęta decyzja, która z jego firm wejdzie w Śląsk – mówi nam jedna z osób znających szczegóły negocjacji. Na pewno nie chodzi o Paula Bragiela, ekscentrycznego biznesmena i niedoszłego uczestnika igrzysk olimpijskich, który kiedyś publicznie rozpowiadał, że chce kupić Śląsk lub ewentualnie Wisłę.
Lech w końcu pozbył się problemu.
Na początku lutego informowaliśmy, że zawodnik musi zapłacić 30 tysięcy euro, ostatecznie nazbierało mu się w okolicach 50 tysięcy. Oczywiście nie było też mowy, żeby – jakby na to nie patrzeć – wciąż lechita pobierał pensję. Gra toczyła się już tylko o to, żeby starać się odzyskać jak najwięcej pieniędzy. Keita jest bowiem związany z Kolejorzem do końca roku. Początkowo miał umowę do 30 czerwca 2017, ale jedno z wcześniejszych wypożyczeń automatycznie przedłużyło jego kontrakt o pół roku. Już kilka miesięcy temu Keita mówił, że interesuje go tylko gra w Norwegii. Odrzucał wszelkie inne propozycje. Wydawało się jednak, że poszedł po rozum do głowy, kiedy pojawiła się możliwość występów w amerykańskiej MLS. Poleciał nawet do Stanów Zjednoczonych, żeby z bliska przyjrzeć się Minnesocie United. Niby zwiedzał klub i miasto, ale teraz można odnieść wrażenie, że były to jedynie wakacje. Bo według nieoficjalnych informacji, Amerykanie ani razu nie skontaktowali się z Lechem. A teraz Keita wylądował w Valerendze…
Z kolei Kamil Mazek znalazł się w pogoni za golami i asytami.
87 minut w spotkaniu Ruch – Cracovia, dwa wejścia z ławki na kilka minut w meczach Zagłębia – jak na piłkarza, który chce wystąpić za kilkanaście tygodni na MME to bardzo mało. Kamil Mazek liczy więc, że szybko stanie się mocnym punktem podstawowej jedenastki Zagłębia. – Wiedziałem, że w perspektywie ważnego turnieju ważna jest dla mnie stabilizacja, ale w Chorzowie osiągnąć się jej nie dało. Jeszcze przed Cracovią dzień w dzień szefowie Ruchu straszyli mnie, że nie zagram, jeśli nie przedłużę umowy. O tym, że jednak wystąpię, dowiedziałem się dopiero parę godzin przed spotkaniem. Zagrałem, ale byłem tak rozwalony psychicznie, że występ zupełnie mi nie wyszedł – mówi piłkarz, który potem dwa razy został pominięty przy ustalaniu kadry meczowej, aż wreszcie “przejęło” go Zagłębie.
Zakleszczony między chorobą a nadzieją. Historia Sebastiana Radzio.
W jego oczach skrzy się optymizm, jest mu potrzebny do walki z podstępną chorobą. Szczęśliwego zakończenia w tej opowieści nikt jednak nie gwarantuje. Na pierwszy rzut oka nie widać po nim śladów boreliozy. Do plątaniny nastrojów już przywykł. Jednego dnia Sebastian Radzio może góry przenosić, następnego ciężko mu zwlec się z łóżka. Ta choroba ma to do siebie, że trudno założyć, kiedy zostanei wyleczona. W przypadku zawodowego sportowca trzeba uważać podwójnie. Radzio już się nie śpieszy, musi kontrolować przebieg leczenia. (…) – Ile lat mógł pan grać z boreliozą?
– Kilka, może kilkanaście. Kleszcz mógł mnie ukąsić w dzieciństwie. W okolicach Augustowa jest wiele lasów, tam mogłem zostać zakażony. Choroba długo się nie odzywała. W Polsce mamy niewielką wiedzę na ten temat.
Przemysław Rudzki wspomina Pawła Zarzecznego. One Man Show.
Zachowałem wszystkie maile, jakie do siebie pisaliśmy w 2003 roku. To on ubzdurał sobie, że ze studenta Politechniki Śląskiej na emigracji w Londynie zrobi dziennikarza sportowego. Nikt inny by na to nie wpadł. Siedziałem w kafejce internetowej niedaleko Highbury, gdy przyszedł mail od niego z informacją, że da podsumowanie sezonu Premier League mojego autorstwa do gazety. Był zachwycony, że z angielskiej prasy powyciągałem smakowite kąski. Nasza relacja była dziwna, oparta na sprzecznościach, dwóch ludzi, z których jeden nie umiał powiedzieć, że zależy mu bardzo na opinii drugiego, a drugi, że jest z tego pierwszego dumny, tylko nie lubi chwalić, więc czasem trzepnie w cymbał. (…) Parę lat temu wiozłem Pezeta, jak na niego mówiliśmy, do domu, do Piaseczna, bo sam mieszkałem w okolicy. – Weź no się tutaj zatrzymaj, Rudi, z łaski swojej, muszę kupić piwko na mecz – pokazał na stację benzynową. Kupił dziesięć piw. Wiedziałem, że ma problem, wszyscy wiedzieliśmy. Ale tylko ktoś kto Pawła w ogóle nie znał, może myśleć, że jemu dało się zwrócić uwagę. Żył po swojemu i po swojemu odszedł. Nikomu nie pozwalał się wtrącać do własnych spraw, jednocześnie sam wtrącał się do wszystkich. Dziesięć piw. Dużo lekarstw, gabinetów, recept, chorób. Prawda jest taka, że Pawka wyglądał z dnia na dzień coraz gorzej. I dzisiaj wszyscy mówią: szok! Ale to żaden szok, on miał tego świadomość.