Reklama

Takich piłkarzy żegna się tylko kilka razy w życiu

redakcja

Autor:redakcja

17 lutego 2011, 11:55 • 9 min czytania 0 komentarzy

Bardzo nie chciałam, żeby grał w piłkę. Bałam się, że nic z tego nie wyjdzie. Wolałam, żeby zajął się czymś poważnym – wyznała kilka lat temu Sonia dos Santos Barata, matka Ronaldo. W ich rodzinie się nie przelewało. Mieszkali w faweli, w domu bez drzwi i okien, na przedmieściach Rio de Janeiro. Ona żeby wyżywić rodzinę sprzedawała pizzę własnej roboty i handlowała lodami na ulicy. On całe dnia biegał za piłką i obiecywał matce, że kiedyś będą z tego pieniądze, bo… zostanie najlepszym piłkarzem świata. Słowa dotrzymał. Teraz kończy niesamowitą karierę.
Gdy dziś mówisz Ronaldo, myślisz Cristiano. Ale niespełna dziesięć lat temu, gdy Portugalczyk nie wiedział jeszcze jak nałożyć żel na włosy, cały świat – od Tokio po Radzionków, zachwycał się piłkarską maestrią jednego z najlepszych napastników w historii futbolu – Ronaldo Luisa Nazario de Limy. Kiedy specjalnie na azjatycki mundial w 2002 roku ogolił głowę, zostawiając jedynie obciachową grzywkę, musiał potem przepraszać w brazylijskich mediach wszystkie matki, których synowie postanowili się do niego upodobnić. Każdy chciał grać i wyglądać jak ten słynny Brazylijczyk z “9”. Koszulki z jego nazwiskiem były towarem deficytowym, rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Interes się kręcił, a firma Nike, która była sponsorem Ronaldo od 17. roku życia zapragnęła uczynić z niego piłkarską wersję Michaela Jordana. I nie było w tym krzty przesady. “Il Fenomeno”, jak ochrzcili go włoscy dziennikarze, był marką. Gdybyśmy zaczęli wymieniać w tym miejscu wszystkie jego nagrody, trofea i wyróżnienia, to większość z Was po kilku minutach przeglądania tej długiej wyliczanki, z nudów odpaliłaby stronę Jurka Engela. Jest tego mnóstwo. Dlatego przypomnimy tylko te najważniejsze: trzy nagrody FIFA dla najlepszego piłkarza świata, dwa złote medale mistrzostw świata i rekord pod względem liczby bramek zdobytych na mundialach (15). To i tak wystarczy, aby stwierdzić, że właśnie zakończył karierę jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.

Takich piłkarzy żegna się tylko kilka razy w życiu

– Nie mogę tego dłużej ciągnąć. Chciałem kontynuować karierę, ale nie jestem w stanie. Nie gram tak, jakbym tego chciał. To już czas. Wszystko z powodów fizycznych. Głowa chce grać, ale ciało już nie jest w stanie wytrzymać – oznajmił przed kilkoma dniami w rozmowie z dziennikiem “O Estado de Sao Paulo”. W poniedziałek potwierdził te słowa na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, na którą przybył z synami: Alexem i Ronaldem. Kilkakrotnie nie mógł powstrzymać łez. Głos mu się załamywał, gdy opowiadał o swoich problemach ze zdrowiem. Nie robił tajemnicy z tego, że cierpi na niedoczynność tarczycy, chorobę, która spowalnia metabolizm organizmu. – Można to leczyć hormonami, ale w profesjonalnym sporcie byłoby to potraktowane jako doping – dodał. Później wspomniał jeszcze o problemach z nadwagą i konflikcie z kibicami Corinthians.


ODEJDŁ¹ BEZWSTYDNY GRUBASIE!

To właśnie rozgrzane głowy fanów “Timão” sprawiły, że w przeciągu tygodnia drużyna straciła dwóch byłych mistrzów świata. Obok Ronaldo, z Corinthians odszedł także Roberto Carlos. Ale były zawodnik Realu Madryt nie zerwał jeszcze z futbolem. Na początku tygodnia podpisał 18-miesięczny kontrakt z zespołem rosyjskiej ekstraklasy – Anży Machaczkała, gdzie dorobi do piłkarskiej emerytury (4 miliony euro rocznie). Obu piłkarzy do rejterady skłoniło przede wszystkim zachowanie kibiców Corinthians, choć publicznie uciekają od tego tematu. Do eskalacji konfliktu doszło po niedawnej porażce z Deportes Tolima w eliminacjach Copa Libertadores. Wściekli fani wyładowali swoją złość, niszcząc samochody zawodników i obrzucając klubowy autokar kamieniami. Atmosfera zrobiła się napięta.

Zresztą, Ronaldo i tak obrywał od dłuższego czasu. Kibice popadali ze skrajności w skrajność. Jeszcze dwa lata temu, kiedy przechodził do Corinthians, witali go jak króla. Wprost euforycznie. Nawet nie tyle ze względu na fakt, że wybrał ich ukochany klub, lecz za styl w jakim to uczynił. Przypomnijmy, że przed podpisaniem kontraktu z Corinthians, “Ronnie” wracał do formy (zrzucał masę) trenując ze znienawidzoną w Sao Paulo drużyną Flamengo. Jego powrót do Rio wydawał się przesądzony. Działacze “Fla” błagali go, żeby podpisał z nimi kontrakt, ale Ronaldo ku zaskoczeniu wszystkich wybrał Corinthians. Dla kibiców i działaczy był to policzek. Dla ludzi związanych z “Timão” powód do dumy, zaś sam piłkarz traktował to jako słodką zemstę, bo to właśnie klub z Rio nie chciał opłacać mu biletów autobusowych, gdy jako młody dzieciak rozpoczynał treningi w miejscowej szkółce.

Reklama

W przypadku Ronaldo sprawdziło się jednak powiedzenie – “jesteś tak dobry, jak Twój ostatni mecz”. Od kilku miesięcy był kompletnie bez formy, więc poziom irytacji kibiców sukcesywnie wzrastał. Zaczęło się od słownej perswazji: “Ronaldo, graj wreszcie. Corinthians to nie jest spa!”, “nie chcecie grać z miłości do klubu, to będziecie grać ze strachu” – krzyczała 300-osobowa grupa fanów, która w październiku pojawiła się na jednym z treningów “Timão”. Nie poskutkowało. Corinthians dalej rozczarowywało, a “Il Fenomeno” nie był już tak fenomenalny. Balon pękł po wspomnianym odpadnięciu z Copa Libertadores. Nagle Ronaldo stał się dla kibiców z Sao Paulo “bezwstydnym grubasem”, a na murach w pobliżu bazy treningowej klubu pojawiły się napisy z jasnym przekazem: “Fora Ronaldo!” (Odejdź Ronaldo!). No więc odszedł. Z całkiem niezłym bilansem, jak na bezwstydnego grubasa – strzelił 39 goli w 69 meczach.


NA STERYDACH

Brazylijczyk ze szczytu zszedł już dawno. Przez kontuzje. Nie ma chyba takiego włókna mięśniowego, którego by nie naciągnął lub nie zerwał. Dziennik “O Globo” wyliczył kiedyś, że Ronaldo od 17. roku życia odniósł 38 różnych urazów. Jego zdjęcia, kiedy poruszał się o kulach pojawiały się w serwisach sportowych równie często, co przebitki z jego bramek. Kiedy grał w Interze Mediolan dwukrotnie zerwał więzadła w prawym kolanie. Po pierwszej operacji w 1999 roku wrócił do gry po dwunastu miesiącach. Kibice wyczekiwali jego powrotu i w końcu się doczekali. “Il Fenomeno” wrócił w meczu Pucharu Włoch z Lazio. Po sześciu minutach gry ze łzami w oczach schodził z boiska. Więzadło w prawym kolanie kompletnie się rozpadło. Lekarze twierdzili, że to koniec genialnego piłkarza. Rehabilitacja trwała dwa lata, ale “Ronnie” znowu powrócił. I to w wielkim stylu – na mundial w Korei i Japonii, gdzie zdobył złoty medal, który dodatkowo osłodził sobie tytułem króla strzelców.

Inna sprawa, że już w wieku 23 lat (czyli w obecnym wieku Leo Messiego) był cieniem gracza, na jakiego się zapowiadał. Nie był już tak dynamiczny, bardziej uważał na nogi. Oczywiście, dalej zdobywał cudowne bramki, ale stało się jasne, że gdy zakończy karierę nikt nie będzie wymieniać jego nazwiska na równi z Maradoną, czy z Pele. Nie ma się co oszukiwać. Ronaldo był genialnym zawodnikiem, ale Jordanem futbolu nie został.

Reklama

Hipotez, tłumaczących jego problemy ze zdrowiem było mnóstwo. Jedne mniej, inne bardziej absurdalne. Niektórzy fachowcy wskazywali na powód niedożywienia i braków witaminowych w dzieciństwie. Owszem, w jego domu może niecodziennie na stole lądowała Feijoada, ale piłkarz nie przymierał głodem. Jeszcze inni wskazywali na zbyt duże przeciążenia organizmu w młodym wieku. To też bzdura, bo Ronaldo na poważnie zaczął trenować dopiero w wieku 14 lat, kiedy podpisał kontrakt z drugoligowym Sao Cristovao.

Ale kilka lat temu wyszło na jaw, że lekarze PSV Eindhoven faszerowali go sterydami. Napisał o tym Enzo Palladinii w nieautoryzowanej biografii piłkarza. Dziennikarz telewizji Mediaset, a prywatnie jego bliski przyjaciel. W Holandii muskulatura Ronaldo zaczęła rozwijać się w szaleńczym tempie, nierównomiernym do rozwoju układu kostnego, a zwłaszcza stawów kolanowych. To później odcisnęło piętno na jego zdrowiu.

Holendrzy pompowali jego organizm, bo zdawali sobie sprawę, że mają w składzie prawdziwą żyłę złota. Brazylijczyk, kupiony z Cruzeiro za 6 milionów dolarów, na boiskach Eredivisie był nie do zatrzymania. W 57 spotkaniach strzelił 54 gole. Ale już w drugim sezonie w PSV, Ronaldo stracił kilka miesięcy na leczeniu kontuzji chrząstki w prawym kolanie. Wówczas lekarze orzekli, że piłkarz cierpi na zapalenie kości piszczelowej. Schorzeniu, które najczęściej dotyka chłopców w okresie dojrzewania, kiedy zaczynają szybko rosnąć.


KRÓL DRYBLINGU I TRANSWESTYTÓW

Barcelona zanim podpisała z nim kontrakt badała go przez tydzień. Kolejne kluby Brazylijczyka – Inter, Real, Milan, ubezpieczały jego kolana na gigantyczne sumy. Nikt jednak nie żałował nawet eurocenta. W końcu jego bramki i efektowne dryblingi, zapierały dech w piersiach. Szczególnie w Barcelonie. Gol strzelony Composteli, kiedy dostał piłkę na środku boiska po czym okiwał całą obronę, sam Ronaldo uznaje za numer 1 w prywatnym rankingu. Została ona wykorzystana nawet w spocie reklamowym Nike o wymownym tytule “Wyobraź sobie, że prosisz Boga, żeby zrobił z ciebie najlepszego piłkarza na świecie i Bóg cię wysłuchuje…”. Film został uznany przez ośmieszonych piłkarzy Composteli za obrażający ich godność zawodową. Wystąpili nawet na drogę sądową, domagając się zadośćuczynienia za szkody moralne, ekonomiczne i bezprawne wykorzystanie ich wizerunku. Po dwunastu latach są oddalił pozew, uzasadniając, że celem spotu nie jest ośmieszenie piłkarzy Composteli, a ukazanie geniuszu Ronaldo.

Ale jego kariera to nie tylko piękne bramki i fatalne kontuzje. To także głośne skandale. Półtora roku temu kibice Flamengo wywiesili na Maracanie wielki, różowy transparent z hasłem: “Ronaldo o Rei dos Travecos”, czyli “Ronaldo królem transwestytów”. Wszystko przez to, że “Il Fenomeno” pewnej nocy opuścił modny klub w Rio “021” w towarzystwie trzech prostytutek. Każdej zaproponował po 500 dolarów za noc. Dwie z nich się od razu zgodziły, zaś trzecia niespodziewanie podbiła stawkę i zażądała 30 tysięcy dolarów za obietnicę dotrzymania całego zajścia w tajemnicy. Ronaldo się nie zgodził. Przy okazji dowiedział się też, że ma do czynienia z transwestytami. Doszło do awantury, po której Andreia Albertini postanowił nagłośnić sprawę, którą przez kolejnych kilka tygodni żyła cała Brazylia.

Z kolei trzy miesiące temu Brazylijczyk dowiedział się, że 16 tysięcy kilometrów od Sao Paulo, w Singapurze, czeka na niego syn. Biologiczny, co potwierdziły testy DNA. Chłopiec ma na imię Alex i jest owocem upojnej nocy “Il Fenomeno” z Michele Umezu, brazylijską kelnerką od kilku lat mieszkającą na półwyspie malajskim. “Ronnie” poznał ją podczas mistrzostw świata w 2002 roku. Po raz drugi spotkali się dwa lata później, w Tokio, gdy Ronaldo zawitał do Japonii z Realem Madryt. Wtedy też kobieta zaszła w ciążę. – Alex jest moim synem, bratem trojga moich dzieci. Będę go zawsze traktować jak ojciec – oświadczył piłkarz na swoim Twitterze.

Jego prywatne życie przez lata dostarczyło bulwarówkom mnóstwo pożywki. Kilka romansów, głośny rozwód czy wiele innych, mniej istotnych afer, jak choćby objadanie się Big Mac’ami, zapijanymi coca-colą, jeszcze w czasach gry w Realu Madryt. Taki właśnie był Ronaldo-piłkarz. Pełen sprzeczności. Z jednej strony człowiek sukcesu, z drugiej zaś niesamowity pechowiec. Geniusz futbolu i wielki imprezowicz. Kochający ojciec i amator prostytutek. Ale on sam publicznie przyznał – niekoniecznie szczerze – że niczego w życiu nie żałuje. A swoją przygodę z piłką podsumował krótko: “To była piękna, emocjonująca, cudowna kariera”.

Pewnie mogła być jeszcze cudowniejsza. Ale i tak Ronaldo zachwycił miliony. Nawet Franz Beckenbauer swego czasu powiedział: “On był pierwszym od czasów Gerda Muellera i George’a Besta napastnikiem, który w sytuacji sam na sam, zanim uderzył na bramkę, koniecznie musiał minąć bramkarza. Musiało minąć dwadzieścia lat, żeby znowu narodził się kolejny maniak, który był chory, jeśli nie zobaczył pustej bramki”.

Poniższa kompilacja wystarczy za komentarz.


JAKUB POLKOWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...