Reklama

Łukasz Szukała: – Do Arki nie chciałem. Co innego Legia lub Wisła…

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2011, 14:11 • 7 min czytania 0 komentarzy

W Polsce już o nim zapomniano. Nic dziwnego. Jak niby można pamiętać o kimś, kto nie poradził sobie w Alemannii Aachen? Zdecydował się jednak na odbudowanie swojej kariery w Rumunii. W Glorii Bistrica pracuje na swoje nazwisko od zera, zbiera coraz lepsze recenzje i… pokazuje, jaki z niego kozak. Bo który obcokrajowiec pozwoliłby sobie publicznie skrytykować prezesa klubu, z którym kilka miesięcy wcześniej podpisał kontrakt? Łukasz Szukała nie daje sobie pluć w twarz.
– Na twoim facebookowym profilu znalazłem zdanie – “don’t dream your life, live your dream”. Ty żyjesz teraz marzeniami?
– To moje motto życiowe, nie tylko piłkarskie. Obojętnie gdzie jestem, zawsze chcę być zadowolony. Kiedy wstaję rano, mam się dobrze czuć, a nie być zdenerwowany, że jest wczesna pora.

– Rumunia nie jest chyba jednak wymarzonym kierunkiem dla zawodnika wychowanego w Niemczech i wyszkolonego we Francji.

– Po sześciu latach w drugiej Bundeslidze uznałem, że czas na zmianę. Najważniejsze było dla mnie grać w najwyższej lidze. Tak się złożyło, że kolega z Aachen, Laurentiu Reghecampf przejął Glorię. Zaproponował, abym zobaczył miasto i klub. Spędziłem w Bistricy tydzień i spodobało mi się. Ale wiadomo – Rumunia to nie Niemcy…

– Czego najbardziej ci brakuje?

– Kibiców. W Monachium i Aachen na stadiony przychodziło po trzydzieści tysięcy fanów, a tutaj zaledwie pięć-dziesięć, maksymalnie piętnaście.

– Jak właściwie umiejscowić ligę rumuńską w Europie? Coś pomiędzy Grecją a Polską?

– W rankingu UEFA przed rokiem Rumunia była na ósmym miejscu. Teraz jest na czternastym, czyli wcale tak źle nie jest. Polska, z tego co pamiętam, zajmuje 24. miejsce. Dlatego zrobiłem wyraźny krok do przodu. Wiadomo, zdarzają się mecze łatwiejsze niż w Niemczech, np. ze spadkowiczami, ale z drugiej strony Cluj grał w Lidze Mistrzów, a Steaua w Lidze Europy. Dinamo Bukareszt czy Politehnica Timisoara to też dobry poziom.

– Rumuński futbol w Polsce kojarzy się przede wszystkim z Danem Petrescu, który zasłynął w Wiśle z wprowadzenia wykańczających treningów. Tobie też tak dają w Glorii popalić?

– Wszystko zależy od trenera. Felix Magath to nie Juergen Klopp, dlatego liga nie ma większego znaczenia. W Rumunii nie mam gorszych zajęć niż w Niemczech. Infrastruktura też nie jest taka zła. Mamy dwa boiska, murawa na naszym stadionie jest chyba najlepiej przygotowana w lidze. Szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś gorszego. Bayernu tu nie mamy, ale da się pracować.

– W lidze idzie wam jednak przeciętnie. Jedenaste miejsce odzwierciedla potencjał drużyny?

– Gloria nie gra o mistrza, ani nawet o miejsce w piątce. W ostatnich latach był raczej środek tabeli. Teraz jesteśmy na jedenastym miejscu i niżej nie powinniśmy zejść. Szkoda tylko, że europejskie puchary też nam nie grożą. Nie ukrywam jednak, że najważniejsze było dla mnie pokazać się innym, silniejszym klubom. Nasz trener podkreślał, że ligę rumuńską ogląda wielu skautów.

– Do ilu notesów trafił już Łukasz Szukała?

– Byłem zaskoczony, że zmiana środowiska podziałała na mnie tak dobrze, bo kilka klubów rzeczywiście wykazuje już zainteresowanie. Chyba wykonałem niezłą robotę. Przyszedłem do Glorii po czwartym meczu ligowym. Zadebiutowałem już dwa dni po podpisaniu kontraktu. Wystąpiłem w czternastu meczach i zdobyłem dwie bramki. Prasa uznaje mnie za czołowego obrońcę ligi.

– Czytałem, że Dinamo Bukareszt uparło się, aby cię sprowadzić.

– Jest zainteresowanie z Ukrainy, Rosji i dwóch klubów rumuńskich – Dinama oraz Timisoary. Dinamo wysłało już nawet ofertę, ale nie znam kwoty transferu, bo jestem teraz na wakacjach. W przyszłym tygodniu wracam do Rumunii i dowiem się, jak sytuacja wygląda. Wiem tylko, że prezes Glorii chce za mnie półtora miliona euro. To jedyny kłopot. Liczę jednak, że ostatecznie pozwoli mi odejść. Nie przyszedłem do Bistricy, aby spędzić w niej dwa lata. Chciałem jak najszybciej się wybić do drużyny grającej w europejskich pucharach. Prawie mi się udało. Teraz wszystko zależy od prezesa…

– Który nie po raz pierwszy daje ci się we znaki. Po porażce z Cluj nie pozostawił na tobie w prasie suchej nitki.

– Głupia sytuacja. Przegraliśmy 0:3, cała drużyna grała bardzo źle. Zaliczyłem głupią rękę i był z tego karny. Ale bramka nie wpadła. Po meczu prezes ocenił, że z tym meczem było coś nie tak. Nie wiem, jak to powiedzieć, ale… udzielił głupiego wywiadu. W końcu wszyscy zaczęli o tym rozmawiać. Prasa zrobiła z tego “bombę”.

– Sugerował, że odpuściliście?

– Właśnie! O to mu chodziło. Problem w tym, że powiedział to wszystko w emocjach. Wkurzyłem się na prezesa tym bardziej, że wymienił kilka nazwisk, w tym moje.

– I postawiłeś mu się.

– Powiedziałem, że ma przeprosić całą drużynę. Bo jakim prawem opowiadał takie rzeczy, skoro nie miał dowodów?!

– Przeprosił?

– Tak. Oficjalnie, w prasie. Do nas zresztą też przyszedł.

– Obcokrajowiec, niedawno sprowadzony do klubu występuje w obronie całej drużyny. To rzadkość.

– Bo ja broniłem też swojego nazwiska! Jeśli drużyna źle stoi, ja też źle stoję. A tutaj zespół przez to ucierpiał. Dla mnie ta sytuacja nie była normalna. Prezes jest prezesem, płaci mi, ja gram dla niego, ale on nie może też sobie pozwalać na wszystko. Na szczęście drużyna jakoś sobie poradziła. W kolejnym meczu wygraliśmy 2:1. Po tygodniu nikt do sprawy nie wracał.

– Ataki prezesa odpierała też twoja menedżer, Ana Maria Prodan. “Szukała jest z Niemiec i ma zdrowy sposób myślenia”.

– Zdenerwowała się, bo moje nazwisko było łączone z czymś takim. Pani Prodan zna mnie dłużej i wie, że nigdy w życiu nie przeszło mi przez myśl sprzedanie meczu lub “zrobienie” karnego za kilka tysięcy euro. Zaatakowała prezesa, bo przed kamerą trzeba umieć panować nad emocjami. Ale zostawmy już ten temat. Prezes przeprosił, a ci, którzy mnie znają, zawsze stali po mojej stronie.

– Pół roku temu interesowała się tobą Arka Gdynia. Dlaczego nie doszło do transferu?

– Nie chciałem przechodzić do Arki. Gdyby zadzwoniła Legia lub Wisła, może byłoby inaczej.

– Pytanie, które muszę zadać – Szukała to bardziej Polak czy Niemiec?

– I to, i to (śmiech). Miałem sześć lat, kiedy wyemigrowaliśmy z rodzicami do Niemiec. Do dziś rozmawiam z nimi po polsku. Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem stuprocentowym Polakiem lub stuprocentowym Niemcem. Na zgrupowaniach polskiej młodzieżówki byłem Niemcem, a po powrocie do Niemiec – Polakiem. Kto wie, czy za dziesięć lat nie zamieszkam jednak w Polsce. Mam rodzinę i wielu kolegów… na górze, w Gdańsku. I oczywiście posiadam polski paszport.

– Miałeś dylemat przy wyborze reprezentacji?

– Grałem wtedy w FC Metz i ciężko było się załapać do kadry Niemiec. Dostałem jednak od nich powołanie do drużyny U-17. W tym samym czasie pan Michał Globisz zaprosił mnie do reprezentacji Polski. Wybrałem Polskę.

– A do Metz jak trafiłeś?

– Mieszkałem 150 kilometrów od tej miejscowości i tato pomyślał, że może powinienem spróbować tam sił. Pojechałem, wypadłem dobrze na testach i zostałem. Można powiedzieć, że poznałem tam podstawy futbolu. Metz znane jest ze świetnej pracy z juniorami. Wyniosłem stamtąd sporo profitów.

– To prawda, że zaprzyjaźniłeś się z Adebayorem?

– Byłem z nim przez dwa lata w pokoju.

– Zweryfikuj mi w takim razie pewną anegdotę. Na jednym ze zgrupowań polskiej młodzieżówki miałeś zadzwonić do Adebayora, aby koledzy mogli od niego usłyszeć polskie przekleństwa.

– Kiedy to było… (śmiech). Już nawet nie pamiętam dokładnie, po co ja do niego dzwoniłem. Ale potwierdzam – Emmanuel do dziś pamięta parę polskich wyrazów (śmiech). Wciąż jesteśmy bardzo dobrymi kolegami. Byłem parę razy u niego w Londynie. W życiu się nie spodziewałem, że będzie z niego gwiazda takiego formatu!

– A Ludovica Obraniaka pamiętasz?

– Poznałem go, ale nie utrzymujemy kontaktu.

– Po grze w takim towarzystwie utknąłeś w drugiej Bundeslidze… Czego ci zabrakło, żeby na dobre zaistnieć w niemieckiej piłce?

– Gdy grałem w TSV, odniosłem dwie poważne kontuzje, które wykluczyły mnie na trzy-cztery miesiące. Poza tym często zmieniano trenerów. Jeden na mnie liczył, drugi odstawiałâ€¦ i tak w kółko. Trudno… Ale od tamtego czasu zacząłem ciężej pracować. Może też trochę dorosłem… W Niemczech mi nie wyszło, więc musiałem coś zmienić. Wolałem pójść do ligi, w której nikt mnie nie zna i mogę się pokazać od zera. No i się udało.

– Teraz twoja kariera nabierze przyspieszenia?

– Zaczyna się robić pozytywnie. Jak na środkowego obrońcę jestem jeszcze młody. Mam dopiero 26 lat. Dlatego nie chciałem podpisywać nowego kontraktu w Niemczech, żeby znów upaść. Wciąż myślę o reprezentacji Polski. Dwa lata temu nie grałem, więc mogłem o niej zapomnieć. Ale teraz, jeżeli transfer dojdzie do skutku, liczę, że doczekam się debiutu. Przecież Rumunia w porównaniu z Austrią czy nawet Holandią nie wygląda tak źle. Dlatego mam nadzieję na kadrę. Jeżeli nie masz nadziei, będziesz coraz gorszy.

– W ten sposób wróciliśmy do pierwszego pytania.

– Muszę mieć… Jak się mówi Träumen? I have a dream!

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA

Łukasz Szukała: – Do Arki nie chciałem. Co innego Legia lub Wisła…


PS
A agentka Łukasza wygląda tak:)

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...