Transfer z epoki kamienia łupanego – tak Marek Pogorzelczyk, dla znajomych “Seta”, określił w pewnym momencie sprawę Sławomira Peszki i 1.FC Koeln. Od tamtej pory słyszymy wzajemną przekrzykiwankę – kto jest tym dobrym, a kto tym złym, czyli do kogo kibice powinni mieć pretensje, a komu należy współczuć. Lech puszcza sygnały, że niewdzięczny, nielojalny i chciwy piłkarzyna uciekł wbrew jakimkolwiek zasadom etycznym, natomiast zawodnik porwał się na karkołomne oświadczenie, iż “Kolejorza” kocha tak bardzo, że aż chciał w nim grać do 2012 roku, tylko mu działacze nie pozwolili.
Lepiej by było dla obu stron, żeby zamilkły.
Nasze zdanie o Peszcze wyrażaliśmy wielokrotnie – faktycznie nie jest to człowiek godny zaufania, prywatnie niespecjalnie wartościowy, ale jako piłkarz: przydatny. I jaki jest jego bilans piłkarski w Poznaniu?
1. Przyszedł za darmo, odszedł za niespełna dwa miliony złotych. Pewnie dałoby go się wytransferować za sześć, ale i tak dwie bańki za kogoś, kto nie kosztował nic (za wyjątkiem prowizji i kontraktu oczywiście – ale to “stały punkt programu”) są nie do pogardzenia.
2. W Poznaniu zdobył mistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar, czyli wszystko, co możliwe. Jest to o tyle warte uwagi, że o ile mistrzostwo w barwach Wisły mógł zdobyć byle Łukasz Nawotczyński (ten to ma nawet dwa), o tyle Lech z reguły wszelkie trofea oglądał w gablotach u konkurencji. Peszko był jednym z głównym architektów historycznych sukcesów.
Przyniósł więc ten piłkarz Lechowi dwa miliony złotych z transferu, kilkanaście milionów złotych z różnych nagród/premii, a do tego sprawił, że “Kolejorz” znów wszedł na szczyt. Okradł klub? Nie. Wręcz przeciwnie – dał zarobić. Zhańbił go? Absolutnie – ozłocił. Przyszedł znikąd i wprowadził w nową erę. A potem dał dwa miliony na odchodne. Nawet gdyby nie dał nic – opłacało się go mieć. A tu proszę, jeszcze taki sowity bonus…
Teraz jednak prezes Kadziński gada coś o braku lojalności i przywiązaniu do barw, do herbu. Pytanie – czy prezes K. właśnie chce przekazać całemu światu, że z IQ u niego nie za dobrze? Dlaczego piłkarz Peszko miałby być jakoś specjalnie przywiązany do Lecha? Czy prezes naprawdę tego się po nim spodziewał? Sławomir P. urodził się na drugim końcu Polski, potem grał w Wiśle Płock, na chwilę życie rzuciło go do Poznania – w celach zarobkowych, oczywiście – a teraz kontynuuje swoją wędrówkę za kasą. Kiedy Lech namawiał Peszkę na porzucenie Płocka, to było w porządku, ale kiedy Koeln namawia na porzucenie Poznania, to mamy do czynienia z upadkiem obyczajów?
Zapytajmy pana Kadzińskiego… Czy Injac jest związany z Lechem? Albo Burić? Stilić? Zapotoka? A może Seweryn Gancarczyk kocha “Kolejorza”? Rudnevs? Bandrowski? Arboleda? Kriwiec? Każdy z nich na hasło “Bundesliga” zatankowałby do pełna samochód i tyle by go w Poznaniu widzieli.
Niestety, wszyscy oni mają tak samo klub pana Kadzińskiego gdzieś, jak miał go Peszko. Dla nich Lech czy Zaleagerszeg – co za różnica? Gdyby Zaleagerszeg miał dwa razy więcej kasy niż “Kolejorz”, to czy Rudnevs rzuciłby Węgry i przyszedł do Polski? Nie. I czy w momencie, gdy pan Kadziński przebijał ofertę konkurencji, to uważał, że wykładając kasę na stół kupuje uczucia Rudnevsa? Wierzył, że on nagle pokocha Lecha na zabój? Kadziński, widać, gustuje w pikarzach kochliwych. Bo to jest niestety tak, że jeśli ktoś z dnia na dzień i bez wyraźnych powodów może pokochać Lecha, to może też z dnia na dzień pokochać kogoś bardziej atrakcyjnego…
Ktoś kiedyś powiedział – piłkarz jest jak prostytutka. To oczywiście barwne, ale jednak przesadzone stwierdzenie. Należałoby raczej powiedzieć – piłkarz jest jak każdy pracownik każdej dowolnej branży. Szuka lepszej pracy, lepszych warunków do życia, wygody, stabilizacji. Dziś wydajesz na Orlenie hot-dogi, jutro na BP obsługujesz myjnię. I w dupie masz, jak wygląda logo tych firm, kto jest prezesem i kto lubi na tych stacjach tankować. Liczy się wypłata co miesiąc.
Jak świat długi i szeroki, tak wszędzie sytuacja wygląda identycznie: naiwni kibice czytają wywiady z zakłamymi zawodnikami i naprawdę wierzą w te bajki o sentymencie, o sercu, o odnalezionym miejscu na ziemi. I nagle okazuje się, że bajka nie ma happy-endu, bo z Niemiec przyjechał zły pan i zamachał pliczkiem banknotów. Ale działacze powinni chyba ten cały biznes rozumieć trochę lepiej, prawda? Powinni wiedzieć, że to po prostu praca? Bo tak – to po prostu praca. Istnieją wyjątki, ale nieliczne. Jeden, dwóch, trzech piłkarzy związanych z klubem w kadrze – to maksimum. Reszta udaje. Jedni lepiej, jak Arboleda, inni gorzej, jak Peszko.
Jeśli prezes Kadziński nienawidzi (jak sam mówi) piłkarzy pracujących dla pieniędzy, to znaczy, że nienawidzi piłkarzy tak ogólnie. Czyli – nienawidzi całej branży. Może więc nie powinien być prezesem klubu piłkarskiego? Jeśli ktoś nie lubi zwierząt, nie zatrudnia się w ZOO.
Kadziński gada głupoty – to jasne. Peszko też – jak zawsze. Teraz opowiada, że mógł zostać w Lechu nawet do 2012 roku, ale nie dostał od działaczy odpowiedniej propozycji.
Sławomir Peszko tak bardzo chciał grać w Lechu do 2012 roku, że aż przyniósł do klubu dwa miliony złotych i wykupił swój kontrakt.
Chciałeś grać? To graj. Odszedłeś? Dla występów w lepszym otoczeniu, w lepszej lidze, za lepsze pieniądze – powiedz to. Nie ma w tym nic wstydliwego. Wstydliwe jest pieprzenie na poziomie dziesięciolatka – “kocham Lecha, tylko od teraz będę kochał na odległość”. Peszko mówi, że mógł zostać, ale “nie dostał żadnej propozycji”. A jaką miał dostać? Chciał renegocjować kontrakt co pół roku? Dlaczego nie co tydzień? Podpisał umowę latem, nie bez przyczyny zawarł w niej możliwość odejścia i nie bez przyczyny z niej skorzystał.
Prosimy więc – bez kłamstw. Teraz kochaj Kolonię. Niewykluczone, że Kadziński też za chwilę będzię kochał inny klub – w końcu nie wiadomo, jakie figle spłata los (raz już spłatał). Może się nawet kiedyś jeszcze spotkacie w mieście X i będziemy obserwować ponowny wybuch sponsorowanej namiętności.
Kiedyś, dawno, dawno temu patrzyliśmy, jak jeden z doświadczonych dziennikarzy uważnie przeglądał wycenę gazety i sprawdzał, czy wszystkie jego artykuły zostały należycie opłacone.
– Liczysz tak to wszystko?
– Profesjonaliści pracują dla pieniędzy, amatorzy dla nazwiska pod tekstem.
Święta prawda. Profesjonaliści grają też w piłkę dla pieniędzy, a amatorzy dla zabawy. Pan Kadziński na pewno może zebrać jedenastu członków Wiary Lecha – zagrają za darmo, pocałują herb i nigdy nie odejdą ani do Kolonii, ani nawet do Bayernu. Ale przeczucie nam podpowiada, że zamiast fanatyków “Kolejorza”, na boisku znowu zobaczymy zaciąg z Bałkanów.
Wniosek – dość mielenia jęzorami. Peszko zrobił dużo dobrego dla Lecha, Lech dużo dobrego dla Peszki. Od początku do końca było to małżeństwo z rozsądku, jak każde na linii klub – piłkarz: gdzie jedna strona chce wykiwać drugą (klub chce jak najmniej wydać, a piłkarz jak najwięcej zarobić, jak wiadomo – to sprzeczne interesy). Naprawdę, panowie, poziom hipokryzji jest już nie do zniesienia. Podziękujcie sobie wzajemnie i skończcie szopkę.