Sławomir Peszko nie jest najbardziej błyskotliwą osobą ani w Polsce, ani w Wielkopolsce (gdzie zarabia), ani w okolicach Krosna (skąd pochodzi), ani w Jedliczu (skąd pochodzi dokładnie). Tak się składa, że znamy dwie osoby z Jedlicza, obie są bardziej bystre, co oznacza, że przy dużej dozie życzliwości możemy Sławcia umieścić w najlepszym razie na intelektualnym podium tej miejscowości, ale na najniższym stopniu. Przeczucie jednak podpowiada, że gdybyśmy przeszli się któregoś dnia po Jedliczu i porozmawiali z każdą napotkaną osobą, nasz pupilek zostałby wypchnięty gdzieś daleko, daleko w tym rankingu.
Mówiąc krótko – piłka nożna uratowała mu życie. Nie został ślusarzem.
Latem Peszko zasłynął tym, że w drodze z Hiszpanii do Polski najpierw zgubił swój telefon, a potem całego siebie i niespodziewanie wylądował w Atenach, gdzie – jak się okazało – nikt na niego nie czekał, nawet miejscowy przewodnik wycieczek. Sławek nie mógł się wtedy zdecydować, w jakim kraju przebywa i po co oraz czy ma telefon, czy też go nie ma. Ostatecznie, żeby nie ujawniać swojej pozycji i zakumflować się na amen, postanowił olać możliwość gry w zespole Wolfsburga. Zachowując odpowiednią kolejność – Peszko wolał grać w greckim Panathinaikosie, który wcale go nie chciał niż w niemieckim Wolfsburgu, który chciał. Uznał, że fajniej będzie się mierzyć z Atromitosem niż Bayernem, jeździć na mecze do Volou, a nie do Dortmundu i podpisać kontrakt w pogrążony w kryzysie kraju, a nie w stabilnej RFN.
A na koniec został w Lechu. Jeśli to nie jest szczyt głupoty, to my już nie wiemy, co mogłoby nim być.
Teraz z kolei biedny Peszko do końca nie wie, czy jest w Płocku, czy jednak w Kolonii, raz mu wychodzi, że to Płock, raz że Kolonia. Sławku, podpowiemy – jak widzisz rury, to Płock, a jak fajną katedrę, to Kolonia. Postęp jest taki, że jeszcze nie zgubił telefonu i czasami odbiera, żeby wysyłać sprzeczne sygnały. Jedno jest niezmienne – nie wiadomo gdzie, ale gdzieś się ukrywa. I nie wiadomo po co.
Zmiana klubu to nie jest jakaś wielka filozofia. Jak Cristiano Ronaldo miał iść do Realu Madryt, to prasa pisała o tym przez pół roku. A i tak poszedł. Tymczasem nasi piłkarze najczęściej wychodzą z założenia, że nikt – absolutnie nikt – nie może się dowiedzieć, iż są blisko transferu, bo wtedy to na pewno ten transfer nie wypali. To znaczy – jak się nikt nie dowie, że pan Peszko zmienia klub, to wtedy zmieni, a jak ktoś się dowie, to dupa blada, znowu Bułgarska street. Ta taktyka ma pewne minusy – transfer do Panathinaikosu przeprowadzany był w takiej tajemnicy, że nie wiedzieli o nim nawet trenerzy mistrza Grecji, co ostatecznie okazało się pewną przeszkodą. Peszko przyczaił się tak bardzo, że w plany nie wtajemniczył głównych zainteresowanych.
Kolonia… Pół roku temu nie chciał iść do Wolfsburga, teraz chce iść do Kolonii. Pół roku temu wykiwał menedżera, który załatwił mu Wolfsburg, dla menedżera, który obiecał Panathinaikos. Teraz kiwa tego, który obiecał Panathinaikos dla jeszcze innego, który obiecał Kolonię. Kręci na boisku obrońcami, poza boiskiem wszystkimi wokół i – tak jak na boisku – też nie gra czysto. Lech jak zawsze nie wie, co się z chłopakiem dzieje i co planuje. Ale chyba już by było dobrze, żeby wreszcie poszedł robić tę swoją wielką karierę. Powietrze by się trochę oczyściło.
A on by wrócił, za trzy lata, łagodny jak baranek.
Baranek. Dobre słowo.
Łagodny jak baranek.