Kilka tygodni temu poparliśmy ideę Klubu Kokosa. Cieszyliśmy się, że w końcu znalazł się ktoś, kto wziął nierobów za mordę i każe im biegać po schodach. Każe, ale płaci. Podpisał papiery? Podpisał. No właśnie. Tymczasem w polskich klubach wielu prezesów wciąż ma z tym problem. Ściągają piłkarza za duże pieniądze, plotą, jaki to on nie będzie świetny, a jak coś tylko nie pójdzie po ich myśli, to zsyłają do rezerw i zakręcają kurek z kasą. I robią to z premedytacją. Zasady? Wyobraźnia? Zapomnij. Najlepiej spojrzeć na piłkarza z góry i powiedzieć, żeby spadał na drzewo.
Taka Lechia. Rok temu kupiła Jakuba Zabłockiego z Polonii Bytom. Facet kosztował 150 tys. złotych i od jakiegoś czasu kopie piłkę w trzeciej lidze. Kopie, ale nie dostaje pieniędzy. Powoli zbliża się trzeci miesiąc. OK – swoje za uszami też ma, nie sprawdził się. Ale czy to oznacza, żeby od razu traktować go jak śmiecia i mówić, że przed Świętami na sto procent nie zobaczy przelewu? Przecież, to trzeba albo nie mieć wyobraźni, albo być skończonym debilem. Albo – jak to powiedział Franciszek o Tomaszewskim – mieć zrytą beretkę (wersja łagodniejsza).
Takich przypadków, jak Zabłocki, w Polsce jest pewnie kilkanaście. Prezesi w ostatnim czasie wpadli w jakąś dziwną manię i lekką ręką degradują zawodników z pierwszego zespołu. Dobra, nie nam się w to mieszać – niech robią, co chcą. W rezerwach lub Młodej Ekstraklasie nikt nie ląduje przypadkowo. Chodzi nam tylko o to, że brzydzimy się oszustami. A ktoś, kto najpierw nie płaci przez dwa miesiące kasy, a przed Świętami mówi, że nie zapłaci po raz trzeci, jest krętaczem. Człowiekiem bez zasad.
Ciekawi nas, co by było, gdyby właściciel klubu zdegradował prezesa do roli sprzątaczki i po trzydziestu wyszorowanych kiblach, powiedział: sorry, ale na kasę nie masz co liczyć. Ciekawe, jak wyglądałyby Święta takiego prezesa. Siedziałby w fotelu i pił swojego ulubionego drinka czy raczej od szóstej stałby pod Realem, żeby kilka godzin później wziąć udział w pogoni po promocyjnego karpia?
Na Zachodzie sytuacja z Zabłockim byłaby nie do pomyślenia. Spoglądamy czasem na tamtejsze ligi i nie przypominamy sobie, żeby którykolwiek z klubów zachowywał się tak bezczelnie. Anglia? Kiedyś przesunęli do rezerw Marka Saganowskiego, ale wypłatę miał na czas. Zresztą tam, mało kiedy, bierze się zawodnika na bok i mówi: “słuchaj, ale od pierwszej drużyny, to ty się trzymaj z daleka”.