Przez ostatnie miesiąc dyrektor sportowy Arki Gdynia Andrzej Czyżniewski próbował ściągnąć króla strzelców MLS, Chrisa Wondolowskiego. Brzmi niewiarygodnie? Ale tylko tak brzmi. Negocjacje były bardzo zaawansowane, a problemem stała się… zbyt dobra forma napastnika z polskimi korzeniami. Strzelił tak dużo goli i pomógł drużynie tak bardzo, że wywalczył sobie dużą podwyżkę. Gdy okazało się, że w nowym sezonie Wondolowski będzie zarabiał 250 tysięcy dolarów rocznie, Arka nie była w stanie złożyć konkurencyjnej oferty. Ale sama historia jest bardzo ciekawa.
Wondolowski był zainteresowany przeprowadzką do Polski, bo bardzo poważnie brał pod uwagę pokazanie się na naszym rynku, by przebić się do reprezentacji Franciszka Smudy. Występ na Euro 2012 w biało-czerwonych barwach był dla niego na kuszący, że był skłonny porzucić wygodne życie w USA na rzecz trochę “egzotycznej” z jego punktu widzenia naszej ekstraklasy. Uznał, że będzie to miły gest wobec dziadka, który wyemigrował z naszego kraju dawno, dawno temu. Wondolowski miał oczywisty warunek – do przeprowadzki nie może za dużo dołożyć, czyli Arka musi złożyć ofertę na poziomie MLS.
Na poziomie MLS… Wbrew pozorom, nie było to trudne. Do tej pory Wondolowski zarabiał rocznie 48 tysięcy dolarów, czyli w przeliczeniu niecałe 12 tysięcy złotych miesięcznie. Minus podatek. Na rękę wychodziło mu znacznie mniej niż 10 tysięcy złotych miesięcznie. Arka pewnie byłaby w stanie te zarobki podwoić, a może i potroić. Teraz jednak się okazało, że Wondolowski otrzyma podwyżkę i w nowym sezonie będzie zarabiał ponad pięć razy tyle, co do tej pory. W związku z tym Arka grzecznie podziękowała. Nie była w stanie zaoferować kontraktu rzędu 200 tysięcy dolarów czy 250 tysięcy rocznie.
Cała opowieść pokazuje jednak, jak bardzo przeinwestowana jest polska liga. U nas gazety napiszą dwadzieścia tekstów o tym, że Hubert Wołąkiewicz jednak jest dobry, a przynajmniej może być dobry w przyszłości i już okazuje się, że za chwilę ten chłopak będzie zarabiał co najmniej 60 tysięcy złotych miesięcznie. Dawidowi Nowakowi nie tak dawno Józef Wojciechowski dał 130 tysięcy złotych miesięcznie, w całej lidze piłkarze z zarobkami przekraczającymi 40 tysięcy (licząc razem z premiami) nie należą do rzadkości, to raczej stany średnie. Nawet kontrakty rzędu 70-80 tysięcy na miesiąc przestają robić wrażenie.
Jeśli Dawid Nowak w Polsce mógłby zarabiać 130 tysięcy złotych miesięcznie (plus pół miliona za podpisanie kontraktu), a król strzelców MLS gra za niecałe dwanaście tysięcy miesięcznie, to wypada zapytać – o co tu chodzi? Nowak w MLS mógłby robić za cheerleaderkę, a nie napastnika. Wondolowski trafia do jedenastki sezonu w lidze, w której gra Henry, Marquez, Beckham czy Ljungberg, a w Polsce zarobkami przebijałby go nawet co drugi zawodnik ŁKS-u Łódź albo Pogoni Szczecin.
Powyżej możecie zobaczyć pełny wykaz zarobków piłkarzy w MLS. Pamiętajmy, że jest to liga, w której Tomasz Frankowski miał problem ze strzeleniem gola i z której ruszają w świat reprezentanci USA. Skoro piłkarzy stamtąd mogą sprowadzać kluby Premiership, to aż dziw bierze, że – poza Arką, która połasiła się na zbyt dobrego zawodnika – nie próbują tego robić zespoły z naszej ekstraklasy… Z przyzwyczajeni nasi dyrektorzy sportowi szukają odpadów z Europy, ewentualnie Murzynów ze sfałszowanymi dokumentami, a nie wpadną na to, że po drugiej stronie oceanu są rozgrywki na dużo wyższym poziomie niż u nas i gdzie zawodnicy zarabiają dużo gorzej niż u nas – czyli są “do wyjęcia”.
Na koniec filmik. Gdyby Nowak chciał kopnąć piłkę z taką siłą, musiałby chyba kopnąć równocześnie razem z połową Bełchatowa…