Pamiętacie jeszcze absurdalne rozstrzygnięcie meczu III ligi, w którym ekipa Finishparkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie wytarła podłogę rezerwami Jagiellonii Białystok? Tak, tymi rezerwami, w których ponad połowę składu stanowili zawodnicy pierwszej drużyny? Okazuje się, że z tego upokorzenia panów piłkarzy klub z Podlasia potrafił wyciągnąć pewne korzyści. Konkretnie – stworzyć oryginalny, skuteczny i przede wszystkim pożyteczny system karania piłkarzy.
Przypomnijmy: Jacek Góralski, Marek Wasiluk, Dmytro Chomczenowskyj, Dawid Szymonowicz, Karol Mackiewicz, Maciej Górski, Damian Szymański i Krzysztof Karpieszuk musieli zostać wtedy asystentami trenerów w klubowej akademii. W oświadczeniu Jagiellonii mogliśmy przeczytać na przykład takie słowa: “Nowym trenerom życzymy wytrwałości i cierpliwości, a młodym piłkarzom dobrej zabawy i mile spędzonego czasu z zawodnikami pierwszej drużyny. Oby wspólne treningi przyniosły wiele dobrego obu stronom, a młodzi, jak i nieco starsi piłkarze współpracę zakończyli z nowymi, fantastycznymi doświadczeniami i wspomnieniami”. A Michał Probierz dodawał: “Niektórzy zawodnicy za długo dochodzili do miejsca, w którym znajdują się obecnie, bym tolerował tego typu wydarzenia. Chcę, by w ten sposób raz jeszcze zobaczyli, na czym polega walka i jak wiele czasu zajmuje rozwój zawodnika, a jednocześnie przypomnieli sobie, że sami w tym brali udział”.
Pomysł okazał się na tyle trafiony, że Jagiellonia postanowiła ten manewr powtórzyć. Dziś klub ogłosił, że przez miesiąc taką samą funkcję jak ta ósemka pełnić będzie Łukasz Burliga, któremu odcięło prąd w meczu w Szczecinie i chamsko kopnął Adama Gyurcso. Sędzia Piotr Lasyk ukarał go wtedy czerwoną kartką, wczoraj Komisja Ligi zawiesiła go na dwa spotkania, a dziś przyszły konsekwencje ze strony pracodawcy.
I jeśli mamy być szczerzy, to musimy przyznać, że tym razem Jagiellonia zaimponowała nam jeszcze mocniej. No bo umówmy się – znacznie łatwiej jet wymierzyć taką karę w sytuacji jednoznacznej, nie budzącej żadnych wątpliwości. Taką jest kompromitująca, wynikająca z braku zaangażowania porażka zawodowców (w tym jednego dzisiejszego reprezentanta) z amatorami. A jeśli chodzi o faul Burligi, to niekoniecznie. Nie brakowało przecież głosów, że arbiter pośpieszył się z wyrzuceniem byłego Wiślaka z boiska. Że to zdarzenie powinno być rozpatrywane w kategoriach faulu taktycznego, karanego nie czerwoną a żółtą kartką. Że to bezmyślne kopnięcie Węgra po nogach traktować należy jak zwykłe podcięcie. I tak dalej, i tak dalej. Jakkolwiek to zabrzmi, obrońcy Burligi mieli swoje argumenty.
I potrafimy sobie wyobrazić, że klub idzie w tym samym kierunku – staje po stronie zawodnika, udaje, że nic wielkiego się nie stało, a nawet podkreśla różnymi sposobami, jak wielka krzywda mu się dzieje, bo gracz został niesłusznie zawieszony. Tymczasem Jagiellonia postanowiła również dołączyć do walki z boiskowym chamstwem i wymierzyć Burlidze, który zagrzał się przecież nie po raz pierwszy, dodatkową karę. Z jednej strony jasny komunikat – nie będziemy tolerować takich zachowań i głupiego osłabiania drużyny w ważnych momentach, a z drugiej – jest to kara, która nie tyle boli, co ma zmusić do myślenia.
Brawo. Przydałoby się więcej takich ruchów. O, na przykład karania symulantów. Oby tylko Burliga nie uczył młodzieży słynnego temperowania przeciwników.
Fot. FotoPyK